Sylvia
-
//Znaczy zapewne robią, ale najlepiej jak z nich strzela ktoś bez kuli w ręce//
-
- Jeśli ktoś ma jeszcze granaty to dobra pora! - krzyknął, puszczając pytanie w eter, bo nie wiedział, który konkretny pirat może teraz dysponować taką bronią. Sam wychylił się na chwilę i ocenił, czy tarcze osłaniają jego przeciwników w całości, bo przebicie się przez nie jest o wiele trudniejsze, niż trafienie niechronionej części ciała.
-
Przeciwnicy wciąż zachowali formację na tyle zwartą, że ciężko było jakkolwiek przebić się przez ścianę tarcz. To znaczy do czasu aż sekundę później strumień elektryczności wystrzelił w ich kierunku z działa przyniesionego chwilę potem. Przeciwko temu zwyczajne tarcze nie były szczególnie użyteczne. Jeden z policjantów padł na ziemię, reszta zaczęła się wycofywać w nieładzie, ich ściana rozbita wraz z ich morale.
-
Chcąc dać dobry przykład reszcie, jak i nasycić własny głód zemsty, wyskoczył zza rogu i zaczął strzelać do uciekających, licząc na to, że przynajmniej część powali, ale nie zabije.
- Obsługa do dział, bądźcie gotowi na ostrzelanie ich, gdyby próbowali nam zwiać. - powiedział do komunikatora, łącząc się z załogą na mostku. - I dajcie tu medyków, mamy rannych, którym potrzebna pomoc. -
Chyba jego nadzieje się spełniły, gdyż trafił jednego z uciekających, który jednak jakoś zdołał się odczołgać za róg. Jego jęki bólu zagłuszyły głos jego dowódczymi, która wykrzykiwała teraz trudne do uchwycenia rozkazy, może przy okazji się wygrażała piratom. Tak czy owak, to nie z nią Kyllan odbywał rozmowę.
“Pozwoliłem sobie na przygotowanie dział przed czasem,” Odparł Archer z mostka. “Pytanie czy chcemy się odłączyć. Teraz kiedy nie ma nikogo w śluzie mogę ją zwinąć i zamknąć właz. Wtedy walka będzie okrętu z okrętem, bez dalszej strzelaniny.”
-
//Czyli, mówiąc krótko, są dość spore szanse na to, że jeśli teraz za nimi pobiegnę, to odłączą swój statek od mojego i zostanę uwięziony na ich pokładzie?//
-
//Teoretycznie tak. Zasilanie wciąż im działa, więc mogą zamknąć właz jednym wciśnięciem guzika.//
-
- Zbieramy się stąd, czuję w kościach, że jak ich pogonimy, to zatrzasną się i żaden z nas nie wróci. Gdy się odłączymy, wszystkie działa ognia, skupcie się na silnikach, żeby nam nie zwiali. Ale nie niszczcie ich statku, chcę dostać ich żywych w ten czy inny sposób.
Po tych słowach skończył połączenie i zaczął wydawać rozkazy załodze, a te nie były szczególnie skomplikowane: mieli zabrać broń, wyposażenie, trupy i ewentualnych rannych wrogów na pokład “Pazura”, to samo rzecz jasna mieli też uczynić ze sprzętem oraz własnymi kamratami. Poza rozkazywaniem i poganianiem wszystkich, sam wziął się do roboty, byleby wycofać się, nim coś znowu się rypnie. -
Było to dość proste, gdyż żaden z wrogów nie zdołał wejść na Pazura. Trudne było jedynie wyniesienie rannych, ale i z tym piraci uporali się w niecałą minutę. Właz do śluzy zamknięty został zdalnie, zanim wrogi statek mógł się odłączyć a próżnia zaczęła wszystkich wysysać. Z doświadczenia Kyllan wiedział, że ich wrogowie w pierwszej kolejności oddalą się aby uniknąć kolizji która zniszczyłaby oba statki - chyba że zdecydowaliby się na samobójcze taranowanie, ale gdyby chcieli zginąć w ten sposób już by to zrobili. Było parę chwil na złapanie oddechu przed strzelaniną.
-
- Kiedy przyjdą tu już medycy, pomóżcie im z rannymi. Niech kilku skoczy też do zbrojowni po więcej amunicji, granatów i jakieś większe spluwy, jeśli jeszcze zostały. Przygotujcie się na drugą rundę, tym razem im nie odpuścimy. Sanders, dowodzisz, gdy mnie nie będzie. Idę dopilnować walki z mostka, wrócę, gdy ich obezwładnimy.
Jak powiedział, tak zrobił, udając się do centrum dowodzenia całego okrętu. -
“Życzyłbym ci powodzenia, ale coś czuję że bardziej będziemy go potrzebować.” Mruknął Sanders, po czym obrócił się w stronę najbliższego pirata i zaczął przekazywać mu jakieś instrukcje. Kyllan nie słyszał za dużo, gdyż już oddalał się w stronę dziobu okrętu.
Na mostku panowało zamieszanie, czego zresztą można się było spodziewać. Tak to wyglądało gdy ograniczona załoga musiała szybko przygotować aparaturę na bitwę której się nie spodziewali. Był tam też oficer Archer, który po ujrzeniu kapitana pośpiesznie nacisnął serię klawiszy przy swoim terminalu po czym stanął na baczność.
“Kapitanie, nasze działa są prawie gotowe do wystrzału,” Powiedział on pośpiesznie. “Problem w tym, że przy obecnym dystansie pociski konwencjonalne uszkodzą nasz prawie tak mocno jak nasz cel, o ile oczywiście trafią. Możemy strzelać z działa jonowego, ale jeśli spudłujemy będziemy praktycznie bez energii w środku walki. Zastanawiam się czy nie lepiej zdać się na myśliwce, jeśli oczywiście wciąż chcemy złapać tych… kto to koniec końców był? Gdyż chyba rozmowa sprzed godziny nie była szczera z żadnej strony.”
-
- Pozwólcie im się oddalić, w zasadzie sami się oddalcie. Niech jedna eskadra wystartuje, ale póki co nie atakuje. Gdy będą w zasięgu, który pozwoli nam na ostrzelanie ich bez skutków ubocznych, możecie strzelać bez rozkazu. - powiedział i kazał mu spocząć, samemu zająć swoje miejsce. - Wolałbym wziąć ich żywcem, bo chętnie dowiem się, kim są i chciałbym, żeby odpłacili za naszych przy śluzie, ale jeśli się nie uda, poślemy ich w diabły i zimną próżnię ot tak. Najważniejsze, żeby nam nie uciekli.
-
“Słyszeliście rozkazy!” Oficer podniósł głos, zaganiając resztę załogi do pracy przy monitorach. “A co do pana kapitanie… w zasadzie możecie się rozsiąść. Matematyka zadecyduje, kiedy możemy strzelać i w jaki punkt, a osobiście doceniam fakt że zginiemy wszyscy razem jeśli trafią torpedą w mostek.”
-
- A wyobrażałeś sobie nasz koniec inaczej? - odparł ze śmiechem i zajął miejsce na swoim fotelu. Później jedynie obserwował to, co się wydarzy, wiedząc, że niewiele może teraz zrobić.
-
Przez chwile widać było jeszcze statek wroga bezpośrednio, ale więcej informacji o stanie bitwy pokazywał ekran taktyczny, wyświetlający pozycje wszystkich statków na podstawie danych z czujników. Ich cel stopniowo się oddalał w stronę Sylvii, ale myśliwce poruszały się szybciej, okrążając go ze wszystkich stron. Żaden chyba nie był jeszcze w dogodnym zasięgu, ale za minutę czy dwie ich wszystkie jednostki powinny być w pozycji aby…
“Wrogi statek trafiony!” Nagle dobiegł głos z komunikatora radiowego, należący do jednego z pilotów myśliwców.
-
- Artylerzyści niech wstrzymają ogień, ale dalej mają ich na celownikach. - wydał rozkaz, płynnie przechodząc do kolejnego: - Myśliwce mają ostrzelać ich statek, zadbajcie o wyeliminowanie osłon i napędu w pierwszej kolejności.
-
“Nie kapitanie, nie rozumiecie… nie mamy zasięgu. Nikt z naszych jeszcze nie wystrzelił.” Odparł pilot, lekko spanikowanym głosem.
“Gadacie od rzeczy. Widzę przecież że jeden z naszych sześciu myśliwców…” Archer zamrugał, wpatrując się w ekran. Na jego skraju pokazała się kropka, oznaczająca jakiś mały obiekt który obecnie zataczał ostry skręt wokół wrogiego statku. “Kapitanie, czy po kryjomu poprosiliście o wsparcie kogoś z Czarne Gwiazdy? Gdyż chyba mamy wsparcie, ale nie mam bladego pojęcia skąd.”
-
Zamrugał kilka razy.
- Nie prosiłem o żadne wsparcie. - odparł, lekko zmieszany i również wpatrzył się w ekran. - Możesz przybliżyć i wyostrzyć obraz? -
“Obawiam się że ten sensor tak nie działa,” Odparł Archer marszcząc brwi. “To tylko projekcja danych z radaru. Moglibyśmy wycelować w to coś teleskop, ale rusza się dość szybko. Na pewno jakiś myśliwiec, i to bardziej zwrotny od naszych. Może…”
Zanim mieli okazję powymieniać teorie, na ekranie wyskoczyło okienko sygnalizujące bezpośrednie połączenie radiowe od obcej jednostki. Albo nowo przybyłego statku albo tego który właśnie obrywał, nie dało się z miejsca stwierdzić.
-
Spojrzał na swojego oficera i uniósł pytająco brew po czym wzruszył lekko ramionami.
- Łączyć, łączyć. Ciekawość wręcz mnie zżera.