Wenus
-
- W istocie, wspaniałe. - przyznał rację swojemu doradcy. - Ale nie zapominajmy, że pycha kroczy przed upadkiem.
-
“Byłem pod wrażeniem, że akurat tobie Upadek kojarzy się dobrze,” Rzucił Augus w odpowiedzi. “Lecz mniejsza z tym. Jesteś gotowy na swoje wejście? Dokujemy za jakiś kwadrans, ale to tego czasu warto by ustawić twoich ludzi w szeregi, jeśli taki styl masz na myśli.”
-
Wzruszył lekko ramionami na jego uwagę i po chwili skinął głową. Potem opuścił swoje miejsce i poszukał Bragga, bo to z nim powinien omówić nie tylko rozstawienie ludzi, ale i inne szczegóły związane z obstawą.
-
Kapitan właśnie się ludźmi zajmował, ale raczej nie ich rozstawianiem a poprawnym instruktarzem.
“I pamiętajcie wy synowie probówek, od każdego spoza tej obstawy macie się trzymać z dala i nawet nie myśleć o…” Na widok Alexandra Bragg odwrócił się od szeregu żołnierzy. “Witaj panie. Właśnie kończyłem ostatnie przygotowania. Jesteśmy w zasadzie gotowi, chyba że masz jakieś specjalne życzenia.”
-
- Myślę, że jeśli pańscy ludzie będą przestrzegać moich poleceń, które wydałem panu wcześniej, to wszystko będzie w jak najlepszym porządku. Pozostawiam bezpieczeństwo moje i mojej świty w pańskich zdolnych rękach, kapitanie.
Skoro i to miał z głowy, to wrócił na swoje miejsce, aby w spokoju doczekać lądowania. -
Do lądowania doszło parę minut potem. Statek został skierowany na konkretne miejsce parkingowe, wyznaczone specjalnie dla statku Alexandra i aż za duże dla niego - wyraz szacunku albo subtelna kpina, zależy jak na to spojrzeć. Żołnierze gotowi byli do wymarszu i jeśli Alexander wiedział cokolwiek o takich przyjęciach, to na pewno czekali na niego już na niego lokaje, pomniejsi szlachcice chcący się podlizać i zapewne jakiś snajper wynajęty przez gospodarzy w razie czego. Ochrona nie była na nic, koniec końców.
-
A więc dał znak wszystkim, aby się ustawili i wyszedł na zewnątrz pierwszy, stukając laską w rytm stawianych kroków. Augus, Bragg i część żołnierzy-klonów powinna pójść od razu za nim, reszta zaś czekać na statku oraz zabezpieczyć lądowisko, tak jak to zaplanowano. Od razu po wyjściu rozejrzał się, chcąc sprawdzić, kto dokładnie wyszedł mu na przywitanie.
-
Tak jak się spodziewał, na platformie już był zebrany mały tłum gości i ich ochroniarzy, jednak tylko jedna osoba wyszła mu na powitanie. Kobieta w prostej sukni, o wyglądzie normalnym w porównaniu do niektórych gości lecz nieco zbyt idealnym żeby to było w pełni naturalne. Skóra zbyt gładka, włosy zbyt lśniące.
“Lord Daviron, jeśli się nie mylę,” Powiedziała kłaniając się nisko. “W imieniu rodu Zantis witam cię w Nowym Knossos, w tym dniu radości i celebracji. Wyznaczono już dla pana miejsce w Wielkiej Sali. Jestem w stanie zaprowadzić tam ciebie i twoją świtę, jeśli udzielisz tego zaszczytu.”
-
Gdy wypowiedziała jego imię, skinął jej lekko głową.
- Również będę zaszczycony. - powiedział, gdy zakończyła swój wywód i skinął na Bragga, Augusa i klony, aby ruszyli za nim, a on sam skierował się tam, gdzie prowadziła ich kobieta. -
Na początek zostali poprowadzeni w środek zbiorowiska, co zaskutkowało zwyczajową sceną w której Alexander został oblężony przez stado kupców i szlachciców zaściankowych pragnących przywitać się osobiście. Kobieta nie zwracała na nich wielkiej uwagi i po prostu zatrzymała się w oczekiwaniu na wznowienie marszy, Bragg skupiał się wyłącznie na swoich ludziach a Augus spojrzał się na Alexandra pytająco. Mam ich spławić?
-
- Przekaż im, że z radością spotkam się i porozmawiam z nimi później. I zapisz dane tych, z którymi warto będzie się później rzeczywiście skontaktować. - odparł cicho do swego doradcy i kontynuował marsz.
-
Była duża szansa, że większość natrętów usłyszała te słowa, ale być może wychodziło to na lepsze. Puścili oni Alexandra, który znowu wyszedł naprzód podczas gdy Augus uspokajał tłum pustymi słowami.
“Jeśli masz jakieś pytania odnośnie jakiegoś aspektu uroczystości, jestem zapewne najlepszą osobą aby je zadać,” Odezwała się znowu kobieta. “W przeciwieństwie do większości ludzi dookoła nas nie jestem w stanie kłamać. Dosłownie, moje połączenia mózgowe na to nie pozwalają.”
-
- Interesujące i raczej… niespotykane. - odparł, nie myśląc już o tych parweniuszach. - W takim razie co dokładnie będzie obejmować uroczystość i jak długo potrwa?
-
“Równe czterdzieści godzin różnorakich atrakcji poprzegradzanych ośmioma posiłkami. Jest możliwość skorzystania z pokoju gościnnego aby przespać parę godzin jeśli zajdzie taka potrzeba, ale oferujemy też przedłużenie przytomności przez podawanie adrenaliny,” Padła odpowiedź. “A w każdym razie taki jest program. Ciężko przewidzieć jak to dokładnie pójdzie, gdyż goście mają prawo organizować własne atrakcje. Spodziewamy się przynajmniej trzech pojedynków sądząc po aktualnym klimacie politycznym.”
-
Kiwnął głową kilka razy podczas jej wywodu, w myślach besztając się za to, że nie przewidział, jak długo może potrwać przyjęcie. Najwidoczniej krótkie zabawy też wyszły już z mody…
- A czy znasz chociaż przybliżoną listę gości? Przynajmniej tych najważniejszych? -
“Mam pełną listę w pamięci dodatkowej,” Odpowiedziała, pukając się palcem w czoło. “Ale jeśli interesują cię ważne osobistości, łatwiej byłoby wymienić tych którzy nie będą obecni. Niemal każdy kogo zaprosiliśmy zjawił się z obawy że wszyscy inni się zjawią i ominie ich coś ważnego, a zaproszeń rozesłaliśmy sporo.”
-
- Oczywiście. Więc ktoś znaczący wzgardził zaproszeniem?
-
“Lady Evangel, Lord Sagitarius i paru innych… aspirantów. Nie mają wiele do zyskania uczęszczając, gdyż ich jedyną szansą na wielkość byłaby śmierć dużej części lokalnej szlachty i powstanie niszy do wypełnienia. Zapewne liczą na jakiś zamach który pozbędzie się ich rywali, może nawet jakiś planują.” Rozejrzała się dookoła. “Ale to tylko moje spekulacje. Nie przywiązuj do nich większej wagi.”
-
Lekko wzruszył ramionami.
- Warto być przygotowanym i na takie okoliczności.
Nie mając więcej pytań, pozwolił prowadzić się dalej, w oczekiwaniu na pierwszą z atrakcji, jakieś miejsce do rozmowy z innymi gośćmi lub cokolwiek innego, co pociągnie całe przyjęcie do przodu. -
Ich pochód doszedł po jakimś czasie do Wielkiej Sali, która zasługiwała definitywnie na swoje imię. Przypominała bardziej mały stadion, pokryty kopułą która symulowała nocne niebo, chyba nawet ze wszystkimi gwiazdami i planetami w odpowiednich miejscach. Na środku był ustawiony okrągły, marmurowy stół z dziesiątkami miejsc, z których jednak tylko część była zajęta. Wielu gości już było obecnych, ale raczej siedzieli czy też stali przy porozstawianych przy ścianach fontannach, pogrążeni we własnych konwersacjach. Kilkoro zwróciło uwagę na Alexandra kiedy wszedł, ale nie z taką ekscytacją czy uniżeniem jak ci przy lądowisku. Wszyscy tutaj dorównywali lub przewyższali go prestiżem, a przynajmniej wiedzieli na tyle o zasadach gry żeby sprawiać takie wrażenie.
“Tutaj najwyraźniej się rozstaniemy,” Powiedziała złotowłosa. “Zgodnie z zasadami każdy z zaproszonych może wprowadzić jedynie dwóch innych ludzi na teren sali. Dlatego też będziecie zmuszeni zostawić swoich żołnierzy. Mogą spełnić swój obowiązek strzegąc wrót razem z naszymi siłami, lecz na terenie sali bezpieczeństwo gwarantowane jest przez gospodarzy.”
Bragg skrzywił się słysząc te słowa, ale nic nie powiedział. Patrzył się tylko na Alexandra, czekając na polecenia.