Nawiedzony Zamek rodu Von Berlgior
-
Krodol zdenerwowałby się, gdyby pomoc goblinów nie byłaby mu potrzebna w opatrzeniu ran. Najpierw wziął jedną ze skór krów, które leżały w spiżarni, a że był olbrzymem to po prostu wyciągnął po nią dłoń i ją chwycił, z racji siedzenia obok owej spiżarni. Potem skórę związał ścięgnem krowy i stworzył sobie własnych rozmiarów sakiewkę, przesypał do niej większość złota, a raczej całe złoto, przynajmniej tak sądził.
- Zrobimy tak. Wyjmiecie szczoły a ja zapomnę, że wy mało zrobili i będzie dobrze. - oznajmił goblinom, ale najpierw hen w las wyrzucił torbę, w której zapewne przez niezbyt staranne przesypywanie została jedna złota moneta, po czym nachylił plecy i odsłonił swoje “klejnoty” do obróbki.
- Musimy mieć więcej wojsk tych noooo… Emmmmmm - zamyślił się głęboko. - Goli, kroli, gonoli, jaboli, gnoli… Tak! Gnolli! Dwa z was ido i niech sprowadzo tu te no gnolle i te no hopogobliny, kopogobliny, te nooooo… Eeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee… Hobgobliny. - wydał rozkaz wobec dwóch goblinów, bo faktycznie jego mała banda potrzebowała nieco lepszych wojaków, a teraz miał na to fundusze.
- Wy powiedzo, że olbrzym Krodol Syn Trogola do łupienia poszukuje wojów i najlepiej niech majo te no… Eeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee… - przerwał ponownie próbując znaleźć słowa w całym tym ciężkim dniu pełnym myślenia i bitki. - Nawierzchowce… Wierzchowce. I ten, niech jakiego co mury naprawić umi znajdo i go tu sprowadzo bo mi potrzebny - skończył wydawać rozkazy, po czym przeszedł do sedna.
- Wyciągać szczały - powiedział rzeczowo Krod zaciskając zęby i znieczulając się beczką bimbru. -
Wsiadł na konia znowu. Dobył miecza i skierował się do zamku olbrzyma razem z ogarami.
- Bolo, Lolo zaatakujcie ręce giganta!
Wjechał na koniu do zamku i zaszarżował na siedzącego olbrzyma i wbił mu miecz w odsłonięte jądra.
- Giń olbrzymie! -
Bolało jak cholera, ale szczęśliwie zabieg się powiódł. Niestety, odruchowo machnąłeś z bólu ręką, co posłało jednego z Goblinów prosto na ścianę zamku, gruchocząc mu większość gnatów.
- Ilu ma iść? - zapytał jeden z zielonych debili, najpierw przezornie odsuwając się poza zasięg twoich rąk. Miał zapewne na myśli ilu z nich powinno iść werbować wojowników do twojej bandy. Dobrze będzie to przemyśleć, bo większe miasta, gdzie można znaleźć takich awanturników, są daleko, sam proces rekrutacji też pewnie potrwa swoje, no i nie masz gwarancji, że uda im się znaleźć jakiegokolwiek chętnego. -
Zacisnął tylko zęby i niezbyt zwrócił uwagę na goblina, któremu się oberwało, przeważnie nie widzi sensu w biciu swoich żołnierzy, ale to było przypadkiem, więc się nie liczy. Spojrzał kolejno na gobliny, próbując w tym wszystkim odnaleźć złoty środek nie chcąc posyłać do werbunku dużej ilości podwładnych, niezbędnych do wsparcia w przyszłym napadzie na wioskę, a jednocześnie wystarczająco wielu oddelegować, aby nabór do wojska dał wystarczające rezultaty.
- Pięciu niech pójdo i tego goblyna pod ściano postawta na nogi… - wydał rozkazy, a skoro strzały zostały wyciągnięte to wyrzucił dwieście sztuk złota dla goblinów wyznaczonych do zadania werbunkowego.
- Zrobim tak, wy weźta to złoto i dacie je jako zaliczkę jak znajdo chętnych gnolle i hobgobliny, a jak wy wrócą z misja to dostaną dwa razy tyle. Tylko niech wróco a nie zniknom! - powiedział do goblinów, żeby skusić ich do powrotu swoim niezmiernym sprytem w formie znacznie większej ilości złota.
- A to na drogę i wydatki. - dał goblinom kolejne sto złota, żeby miały za co wrócić. - Jak co zostanie to kupta alkohol.
- Do roboty. Robić zwiada wiosek, werbunka posłać goblyny. Trzeba działać. - oznajmił popędzając gobliny przez wzgląd na ludzi, którzy zabrali mu sporo czasu. -
Odwołanie się do chciwości było dobrym pomysłem, to jedna z głównych cech tej rasy, tak jak przebiegłość, oportunizm czy tchórzostwo. Zabrali oni złoto i od razu opuścili komnatę, mając teraz dodatkowy argument, aby tu powrócić, nie licząc tego, że pewnie obawiali się twojego gniewu, gdyby spróbowali zrobić cię w chuja. Pozostałe Gobliny również się rozeszły, część wróciła na mury, aby pilnować okolicy, co po ostatnich wydarzeniach jest bardziej, niż wskazane, inni ruszyli pogrzebać ciała swoich kompanów, których zamordował kamienny potwór, jeszcze inni zajęli się typowo codziennymi czynnościami jak konserwacja broni czy gotowanie, kilku zaś pędem wybiegło z ruin, udając się na zwiad. Dwóch przed wyjściem wypełniło jeszcze twój rozkaz, stawiając na nogi tego, którego posłałeś na ścianę. Oparty o mur, rzeczywiście stał jakiś czas, ale krótko po tym ponownie upadł, co bez dwóch zdań oznacza, że przyłożyłeś mu za mocno i nie żyje.
-
- Obudźta mie jak będzie mieli co nowego do powiedzenia. Budźta z dystansu kamieniem rzućta i krzyćta. - sprecyzował zasady prawidłowego budzenia zgodne z bezpieczeństwem i higieną pracy.
Wszystkie wielkie idee powstały dzięki wspólnej pracy i kooperacji. Dlatego też Krodol postanowił się zdrzemnąć po dniu przepełnionym walką, a gobliny w tym czasie powinny przynajmniej wrócić ze zwiadu.
- Choleraaa… Za dużo gobosów dziś straciłem. Jak ta dalej pójdzie to gówno i po tygodniu żaden zielony idiota przy życiu nie zostanie. - pomyślał głęboko, odpływając w objęcia snu. -
Zawsze można wziąć nowych, Gobliny mnożą się jak króliki, jeśli nie szybciej, a tak przynajmniej słyszałeś. Obudziłeś się dość szybko, bo na zewnątrz było już ciemno, więc nie wstał nawet następny dzień. Obudziło cię rzecz jasna coś, co wziąłeś najpierw za lekkie mrowienie, a dopiero później zrozumiałeś, że były to ciskane przez twoich podwładnych kamienie.
- Szefo! - krzyknął jeden z nich. - Zwiadowce wróciły. -
Krodol potrzebował kilku minut, żeby dojść do stanu pełnej świadomości i zrozumieć co się wokół niego dzieje.
- Eeeeeeeee… - zamyślił się gigant otwierając oczy i widząc bandę zielonych imbecyli. Już chciał zapytać kimś są i skąd wzięli się w jego leżu, ale dopiero wtedy zapaliła mu się przysłowiowa świeczka nad głową.
- Dawać zwiadowce do mnie i niech mówio co widziały. - rozkazał Krodol samemu przygotowując się do rozmowy ze swoimi sługusami. Wziął ze spiżarni jedną z wysuszonych krów i zaczął wpieprzać na w pół surowo wypluwając kości ponad mury zamkowe. Kiedy się najadł przeszedł do najważniejszego, chwycił beczkę bimbru i począł żłopać łapczywie, nie bacząc na ociekający po brodzie trunek czy po innych częściach ciała. -
Gobliny posłusznie czekały, aż zaspokoisz głód i pragnienie. Pewnie obawiali się, że gdyby ci przerwali, mógłbyś za karę zeżreć któregoś z nich.
- Jedna wioska blisko, ale widzielim dymy dalej, to i pewnie tam też som. - zaczął jeden z goblińskich zwiadowców.
- Widzielim dużo takich o, dużooo. - dodał drugi, wskazując na krowie truchło, które obgryzałeś.
- I żadnych tych no… Ostrokijów wokół, żołnierzyków ani nic. - uzupełnił ostatni. -
Krodol wysłuchał uważnie goblinów, co zwieńczył zgarnięciem najdłuższej kości z krowiego truchła, która posłużyła mu jako narzędzie do rysowania planu ataku. Najpierw zakreślił na ziemi krzyżyk, a wokół krzyżyka narysował proste kreski.
- Słuchać mnie uważnie… - oznajmił podkreślając powagę sytuacji, po czym kontynuował. - Kółko to być wioska, kreski to wy. Podzielita się po równo i otoczyta wioskę. Wezmiecie te nooooo… pochodnie… - przedstawił podstawy i drapiąc się po brodzie próbował zebrać myśli oraz przypomnieć sobie jak to orkowie robili. - Ja zniszczę wioskę i domy. Ludzie zaczną uciekać. Jak zacznę niszczyć to wy zapalita pochodnie i będzieta wyłapywać człowieków i zabijać. Niektóre możnoooooo teeeeeeeeeeeeeee… - zamyślił się jeszcze głębiej próbując sobie przypomnieć co się robi innego z ludźmi niż zjada. - Wy będzieta łapać te słabe kobity i może je sprzedamy, a jak nie to potem zjemy albo bedo dla was… - powiedział rzeczowo niczym generał jakiś.
- Wy będzieta to otoczenie zmniejszać i coraz bliżej wioski podchodźta, ale wy nie róbta otworów w otoczeniu, bo człowieki uciekno i powiedzo o nas. Na koniec wreszcie wy wejdeta do wiochy i ukradniecie co sie da. - przedstawił cały skomplikowany plan, który aż tak trudny nie był.
- Przygotujta wszystko i zbieroć się. Ruszemy jeszcze dzisiej dopókie ciemno… - rozkazał samemu chwytając swój młot. -
Wszystkie Gobliny, poza jednym, rozbiegły się, aby przekazać wieści reszcie i rozpocząć przygotowania do najazdu.
- My potem palić wioche? - zapytał ten, który został. Po chwili zorientowałeś się, że jego zielona morda kogoś ci przypomina i zdałeś sobie sprawę, że to ten, którego wybrałeś na swojego doradcę. -
- Zobaczym jak dużo zniszczę sam ale nie warto palić, bo człowieki zobaczo smugi dymu. - wyjaśnił swojemu doradcy i czekał na gotowość goblinów.
-
Goblin pokiwał głową i wyszedł, aby przekazać rozkazy reszcie. Wrócił dość prędko, już w pełnym rynsztunku, na jaki składał się szyszak, kolczy kaptur, skórzana zbroja, zakrzywiony miecz, dwa sztylety i mała, okrągła tarcza.
- Wszyscy gotowi, Duża Szefo. Kilku zostawim, jakby znowu jakie pojebańce próbowały na zamek wleźć. -
- Idziemy. Niech zwiadowca prowadzo do ta wioska. - wziąwszy swój kamienny młot Krodol ogłosił stan gotowości do wymarszu, który wkrótce miał wyruszyć.
-
Ruszyliście, choć musiałeś się wlec, aby Gobliny na swoich krótkich nóżkach miały w ogóle możliwość dołączyć. No i konieczność przedzierania się przez lasy była dość uciążliwa, przynajmniej dla kogoś z twoimi gabarytami. W końcu jednak dostrzegłeś wioskę, pozbawioną umocnień, co daje gwarancję łatwego napadu, chociaż nie masz co liczyć, że łupy będą znaczne. Przez wieś przechodził bity trakt, a otaczały ją pola uprawne i pastwiska dla bydła, o czym wspominały Gobliny wysłane na zwiad. Twoi sługusi posłusznie zaczęli się rozchodzić, aby otoczyć wioskę, tak jak to było w planie.
-
Krodol postępował zgodnie z planem. Ruszył na wioskę wykonując szarżę, którą zwieńczył atakiem z wyskoku i uderzeniem ciężkiego kamiennego młota prosto w najbliższą chatę.
-
Jak większość chłopskich chat, przynajmniej w tych mniej zamożnych wioskach, ta konkretna była dość lichej konstrukcji, więc twój cios obrócił ją w ruinę. Nie byłeś pewien, ile osób akurat znajdowało się w chacie, ale nikt z ruin się nie wygrzebał. Zauważyłeś, że z kilku chat wyjrzeli ciekawscy wieśniacy, chcący sprawdzić, co się wydarzyło. Nie minęło wiele czasu, gdy po okolicy dały się słyszeć wrzaski przerażania, kiedy zdali oni sobie sprawę, że ich osadę zaatakował Olbrzym.
-
Krod rozpoczął sianie terroru. Najpierw uderzył młotem w najbliższą zgraję chłopów, którzy wyszli z chaty, a liczył przy tym, że nawet jak nie trafi to podmuch uderzenia poharata cele i nieco osłabi przed konfrontacją z gobasami. Potem kopnął z całej siły stopą w kolejny budynek, a na końcu wykonał cios pięścią w dach jeszcze innej chaty.
-
Żadnej grupy wieśniaków nie zmasakrowałeś, bo choć wielu najpierw wyszło z chat, aby sprawdzić, co się dzieje, a później pojedynczo, grupami i całym rodzinami zaczęli uciekać, to starali się uciec jak najdalej od ciebie. Niszczenie chat, które uciec już nie mogły, było dużo prostsze, a przy tym nawet przyjemne, bo okazało się, że w jednej wciąż byli mieszkańcy, których skrwawione szczątki widniały gdzieniegdzie wśród ruin. Tymczasem wokół zaroiło się od pochodni, twoje Gobliny ruszyły do ataku i w mętnym świetle widziałeś, jak kilku wieśniaków pada trupem od ostrzy lub strzał, a inni poddają się bądź padają nieprzytomni. Niektórzy zawrócili do wioski lub spróbowali uciec w innym kierunku, ale nie dało to wiele, bo z jednej strony mieli ciebie, a z drugiej Gobliny były już właściwie wszędzie.
-
Krodol kontynuował dewastację kolejnych chat. Korzystając ze swojego młota uderzał w dachy, ściany, a wspomagał się przy tym pięścią lub potężnym kopniakiem. Sprowadzał całkowitą anihilację otoczenia, co było jedną z jego niewątpliwych zalet. Postanowił nawet pochwycić jednego człowieka i sprowadzić efekt psychologiczny. Otóż postarał się złapać najbliższego w dłoń i zeżreć, po czym krzyknął.
- Poddajta się gupie czowieki albo was zeżrę wszystkie!