Baza Trupiej Kompanii [DRK]
-
Położenie bazy tej mającej już niemałą renomę na świecie organizacji najemników jest ścisłą tajemnicą, którą posiadają tylko jej członkowie i nieliczni, najbardziej zaufani, ludzie spoza organizacji, często zajmujący się tuszowaniem jej akcji czy zaopatrzeniem we wszystkie potrzebne zasoby. Wielu uważa, że swą bazę ma gdzieś w Ameryce Północnej, inni obstawiają Amerykę Południową lub Europę, nie brak też takich, którzy umiejscowiliby ją gdzieś na środku jednego z oceanów lub nawet na Antarktydzie. Prawda jest jednak dużo prostsza, otóż jeden z liderów Kompanii, nim ta jeszcze powstała, pracował jako najemnik i trafił na kontynent afrykański, walcząc po różnych stronach konfliktu w czasie wojen, które rozdzierały Demokratyczną Republikę Konga. Gdy sytuacja w kraju nieco się uspokoiła, a on sam zdobył odpowiednie fundusze, założył Trupią Kompanię i zajął się organizacją jej bazy właśnie tutaj, w DRK. Położona na uboczu, na pierwszy rzut oka przypomina niewielką osadę zbudowaną wokół kopalni miedzi. Jednak głęboko pod ziemią znajduje się cały kompleks, który mieści koszary, stołówki, zbrojownie, sale treningowe i wiele więcej innych pomieszczeń, niezbędnych do funkcjonowania armii najemników. Znajdują się tu też hangary ich sprzętu oraz podziemna droga prowadząca na wybrzeże, do ukrytej przystani. W pobliskiej górze z kolei zakamuflowano i ukryto bazę lotniczą dla sił powietrznych Kompanii. To tutaj jej żołnierze szkolą się, odpoczywają między misjami, odbierają zlecenia i wracają, najczęściej w glorii tryumfu, w końcu to jedni z najlepszych najemników na świecie.
Poza samą bazą, Trupia Kompania posiada wiele mniejszych placówek i posterunków w całym kraju. Korzystając ze słabości i skorumpowania rządu, wykorzystując dawne znajomości wśród wojskowych i polityków, płacąc tym, którzy mają jakieś wątpliwości i zabijających tych, których gotówka nie przekonuje, ludzie Kompanii (choć najczęściej bez swoich charakterystycznych pancerzy) położyli łapę na niemałej części lokalnego przemysłu wydobywczego i rolniczego, dbając przy tym o to, aby nikt nie zainteresował się jej działaniami w tym kraju, odwdzięczając się rządzącym swoim poparciem w sprawach, gdzie trzeba się pobrudzić. Dzięki dodatkowym funduszom, Kompania mogła pozwolić sobie na zakup jeszcze lepszej broni, pojazdów i wyposażenia na czarnym rynku niż wcześniej, wydatnie podnosząc swoją wartość bojową, a pilnowanie pracy mieszkańców Konga w kopalniach, nadzorowanie handlu ludźmi czy likwidowanie niewygodnych osób stało się chrztem bojowym dla wielu spośród najnowszych członków tej organizacji. -
Paul Reisch
Paul w skupieniu wpatrywał się w ostatni cel na strzelnicy, trzymając pistolet oburącz. Oddał właśnie ostatni strzał, blisko środka celu. Tym razem trafił w niego tylko dwa razy, chybił również dwa, a strzałów wyznaczył sobie dziesięć. Zdarzały się lepsze, ale też i gorsze sesje treningowe, choć trzeba zauważyć że nie spodobał mu się ten wynik. Ściągnął z głowy słuchawki i odłożył je na bok. Codzienny trening właśnie został zaliczony, pozostało mu jeszcze pójść i sprawdzić czy nie dostał właśnie jakiegoś zlecenia i właśnie dlatego dzisiejszy rezultat go nie zadowolił. Zaczęło powoli brakować mu pieniędzy, adrenaliny oraz paliwa dla pierścienia. Liczył że do tego będzie to miejsce, gdzie potencjalnie mógłby zdobyć dla siebie nową zabaweczkę. Ile to już lat minęło odkąd zdobył ten puklerz? 20? Stracił już rachubę szczerze mówiąc… Przydałoby się coś nowego, bo powoli zaczyna stawać w miejscu jeśli chodzi o swój rozwój… Może by tak zacząć uczyć się czegoś więcej z wyjątkiem zabijania? Powrót do okultyzmu? Nie brzmi to jak najgorszy pomysł.
-
Co prawda każdy najemnik posiadał w swojej kwaterze tablet, na który trafiały indywidualne zlecenia, ale te trafiały się naprawdę rzadko, Kompania stawiała na współpracę, wysyłając swoich ludzi mniejszymi lub większymi oddziałami, bo przeważnie tylko tak mogli sprostać wyzwaniom, ci o bardziej indywidualnym podejściu do zleceń przeważnie się dopasowywali, czasem rezygnowali.
- Te, Helmut! - usłyszałeś za sobą na korytarzu, wracając ze strzelnicy, nim jeszcze sprawdziłeś możliwe zlecenia. -
Paul Reisch
Nie ma co okrywać, że liczył, że prędzej czy później, zostanie przydzielony do jakiejś solowej misji. Może jeszcze jeden lub dwa artefakty i będzie odpowiednim kandydatem?
Westchnął, słysząc to przezwisko. Z przyzwyczajenia się zatrzymał i odwrócił się, nie mówiąc ani słowa, szukając mężczyzny który go wołał. Oby było to coś ważnego… -
Zauważyłeś jednego z najemników, bez charakterystycznego pancerza, których członkowie Kompanii nie mieli w zwyczaju nosić w bazie, dla własnej wygody.
- Góra wzywa. - powiedział, a nim zapytałeś o coś więcej lub chociaż przypomniałeś sobie jego imię, ten odwrócił się na pięcie i ruszył, dając ci ręką znak, że powinieneś pójść za nim. -
Paul Reisch
Bez słowa kiwnął mu głową i po prostu ruszył za nim. Tego się w zasadzie nijak nie spodziewał. Czyli szykuje się coś grubszego…
-
Prowadząc cię korytarzami, zatrzymał się w końcu przed wielkimi, metalowymi drzwiami, których strzegło dwóch najemników, wyjątkowo w pełnych pancerzach i z bronią w rękach. Tu cię zostawił, a tamci wpisali kod, dzięki czemu drzwi się otworzyły. Jeden z wartowników kiwnął na ciebie głową, pozwalając ci wejść do środka.
//Wypatruj w ciągu dnia NPC związanego z Kompanią.// -
Paul Reisch
Czekał w milczeniu z założonymi rękami aż wpiszą kod i dadzą mu znak by mógł wejść. Kiedy tylko otrzymał potwierdzenie że może ruszyć dalej, opuścił ręce, kiwnął strażnikom głową i po prostu wszedł do środka.
-
Znalazłeś się w dość obszernym pomieszczeniu, potęgował to tylko fakt, że nie było tu niemal żadnych mebli, które mogłyby wypełnić całą tą pustą przestrzeń. Znajdowało się tu tylko biurko, fotel po jednej stronie i dwa krzesła po drugiej. Na ścianie bliżej fotela zaś znajdowało się kilkanaście różnych monitorów i ekranów, przedstawiających akcje z kilku giełd, w tym nowojorskiej, kamer bezpieczeństwa bazy (na zewnątrz i wewnątrz) oraz wiadomości ze świata z różnych telewizji, w różnych językach. Samo biurko zasłane było papierami i popiołem z papierosów, który wysypywał się z pełnej już popielniczki. Stały tam też dwa laptopy, butelka whisky i opróżniony kieliszek. A na fotelu, rzecz jasna, zasiadał sam Nikola Kuzmanowić, lider Kompanii o pseudonimie Zwłoki. Gdy wszedłeś, odwrócił się ku tobie na fotelu, do tej pory siedział plecami do wejścia, obserwując monitory na ścianach.
- Dobrze, że jesteś, Paul. - powiedział na twój widok. Nie wstał, aby cię powitać, ale czemu niby by miał? Ale przywołał cię do siebie gestem ręki i wskazał na jedno z wolnych krzeseł. -
Paul Reisch
Po wejściu jego wzrok najbardziej przykuły ekrany z wiadomościami ze świata, spróbował sobie jedną lub dwie wiadomości wyczytać, zanim nie przywitał go lider we własnej osobie. Kiedy ten tylko się odezwał, skierował swój wzrok ku niemu. Ruszył w jego kierunku.
- Cóż to za ważną misję przygotowałeś, że muszę udać się po nią osobiście, szefie? - Zagaił do niego zajmując jedno z wolnych krzeseł. W sumie to naprawdę ciekawiło go jak ważna to misja, że otrzymuje ją w taki sposób, a nie poprzez tablet. Ciekawe czy drugie krzesło też zostanie przez kogoś zajęte… -
- Odpowiednią dla kogoś o twoim… doświadczeniu. Nie wierzę w te brednie o artefaktach, okultyzmie, magii i innych takich, ale są ludzie, którzy wierzą. I wśród nich są też tacy, którzy mają sporo kasy. Jeden z klientów wyraźnie zażyczył sobie od nas kradzieży jakichś antycznych przedmiotów, a większość moich ludzi to spece od bezpośredniej, głośnej i brutalnej roboty. Dlatego dostaniesz tylko dwóch, jako obstawę, ale misję wykonasz w głównej mierze sam.
Gdy skończył, wziął jeden z laptopów i obrócił go w twoją stronę. Jak mogłeś przeczytać, w Kairze odnaleziono średniowieczne groby mameluckich władców, do których nie mają dostępu dziennikarze, archeolodzy i historycy, a nikt nie wie czemu.
- Chodzi właśnie o zawartość tych grobowców. Zakładam, że dasz radę?
//O samej misji nie piszę wiele, bo wszystko masz w opisie tematu (Kair) i w Wieściach ze Świata.// -
Paul Reisch
Paul po usłyszeniu o swoim zadaniu zaczął się głośno zastanawiać nad odpowiedzią. W teorii on sam również specjalizuje się właśnie w głośnej robocie, zwłaszcza że posiadane przez niego artefakty mocno mu w tym pomagają. Mimo do, pokusa udania się po kolejne jest chyba zbyt wielka… Pokiwał kilka razy twierdząco głową.
- Jak dużo czasu mam na przygotowania? Wolałbym też samemu nieco o tym poczytać w swoich źródłach. No i ta obstawa, będzie to ktoś konkretny, czy zwykłe trepy? Szczegóły misji, w tym o kliencie zostaną, jak się domyślam, wysłane na tablet, czy otrzymam je osobiście? - W sumie to nie miał w głowie jeszcze żadnego planu na wtargnięcie, mimo to wolał zebrać najwięcej informacji ile mógł. -
- Klient chciał pozostać anonimowy i taki pozostanie, więc źle się domyślasz. Sam wybiorę odpowiednich ludzi, żeby za bardzo nie przeszkadzali, ale żeby był też z nich pożytek. Czasu nie ma wcale, z tego co wiem, nie tylko my i nasz klient się tym interesujemy, doczytasz wszystko w drodze, wylatujecie za godzinę.
-
Paul Reisch
- W takim razie nie będę zabierał Ci czasu i ruszę się przygotować skoro mam tylko godzinę. - I mówiąc, wzdychając, to wstał z krzesła i skierował się w stronę wyjścia. - Do następnego, szefie - powiedział opuszczając pomieszczenie. Pierwszym jego celem była zbrojownia, z której zabierze sobie karabin, który przeważnie tam trzyma, pistolet i odrobinę amunicji do obydwu broni. Następnie uda się do swojej kwatery po resztę swojego sprzętu, w tym jakieś księgi okultystyczne, które mogą mu w jakikolwiek sposób dostarczyć choć odrobinę informacji o możliwych znaleziskach.
//Poleciałem tak do przodu, bo nie wiem czy i jaki timeskip chcesz zrobić :v //
-
//Spoko, jest git, uściślij tylko ile dokładnie tej amunicji wziąłeś.//
Nikt ci nie przeszkadzał, a i szef nie miał nic do dodania, więc wyposażyłeś się dość szybko w to, co niezbędne. Sądząc po jego słowach, powinieneś teraz udać się do zakamuflowanego hangaru, gdzie Kompania trzyma swoje samoloty i helikoptery, bo w końcu wspominał o odlatywaniu za godzinę. A właściwie za czterdzieści minut, bo tyle czasu ci jeszcze zostało. -
Paul Reisch
//6 magazynków kalibru 6.5mm oraz 4 magazynki 8.6mm. Rozlokował je po kieszeniach kamizelki oraz spodni, ewentualny nadmiar wrzucając do plecaka.
Skoro miał aż tyle czasu, to dobrał na wszelki wypadek dobrał jakieś rozmówki angielsko-arabskie, może jakiś słownik hieroglifów, czy coś podobnego i ogólną książkę o Egipcie. Jak nie w pokoju to w bibliotece. Po dopakowaniu tego co plecaka udał się w końcu do hangaru, rozglądając się za swoim transportem. Książki poczyta już w drodze.
-
Znalazłeś wszystko, inna kwestia, ile z tego zdołasz przeczytać lub ile ci się przyda w czasie misji, ale lepiej jednak mieć to wszystko, niż później żałować. W hangarze panował dość ograniczony ruch, nie działo się obecnie nic ciekawego, więc z łatwością znalazłeś swój śmigłowiec, wokół którego kręcili się mechanicy i ludzie z obsługi. Nieco dalej piloci rozmawiali i palili papierosy, ale nigdzie nie widziałeś swoich trepów, którzy mieli ci towarzyszyć.
-
Paul Reisch
I tak w czasie lotu skupi się głównie na jednej, na miejscu, jeśli będzie miał czas i miejsce, będzie mógł skupić się na pozostałych książkach.
Rozglądnął się jeszcze raz czy dwa po hangarze, w poszukiwaniu grupy trepów idącej w tym kierunku. W przypadku niewypatrzenia ich, poszukałby sobie miejsca do siedzenia, czy to w śmigłowcu, jeśli istniała możliwość wejścia, czy to gdzieś w hangarze w postaci jakiejś skrzyni. Usiadł sobie, w ostateczności się oparł i zabrał się za lekturę książki okultystycznej w oczekiwaniu na start lub przybycie reszty załogantów. -
Nie naczytałeś się wiele, bo gdy tylko zająłeś miejsce na siedzeniu usłyszałeś podniesione głosy, a niewiele później do środka wkroczyła dwójka najemników, którzy mieli ci towarzyszyć. Byli ubrani po cywilnemu, ale wiedziałeś, że w dużych walizkach mają ze sobą złożone na części pancerze Kompanii oraz rozmaitą broń i całą resztę ekwipunku, niezbędną do wykonania misji.
- Z tobą jeszcze nie pracowałem. - odezwał się jeden z nich, wielki kark, który idealnie nada się do roli ochroniarza czy robola wynoszącego łupy czy sprzęt z grobowców. - Don jestem.
- Javier. - przedstawił się drugi. - Obaj byliśmy już w takim gównie, że głowa mała. Dobrze myślę, że teraz lecimy na urlop? -
Paul Reisch
W takim razie po prostu zamknął książkę i umieścił ją na siedzeniu obok. Wstał i wyciągnął rękę, najpierw do Dona, potem do Javiera.
- Paul - powiedział zdawkowo, spoglądając na Javiera, wzdychając. - Mam nadzieję że tylko sobie żartujesz i otrzymaliście rozkazy już wcześniej… - Odparł nieco zirytowany, zajmując z powrotem swoje miejsce i biorąc do ręki księgę -
- Dostałem rozkazy. - burknął, widząc że nie załapałeś jego żartu. - Załatwić ci wejście do jakiegoś grobowca, żebyś mógł wyciągnąć stamtąd średniowieczne śmieci, które szef opyli jakiemuś frajerowi. A, uwierz mi, załatwienie kilku wojskowych albo strażników to naprawdę będzie dla nas jak urlop po ostatnich akcjach.
-
Paul Reisch
- Spodziewałem się, że wejdziecie tam razem ze mną, ale mniejsza o to. Tak, z grubsza takie są rozkazy i tylko tyle od Was oczekuję. A teraz jeśli pozwolisz, chciałbym się choć odrobinę do tego skoku przygotować. - Powiedział, wymownie zerkając na książkę, którą ułożył sobie na kolanach.
-
- Zajebiście, nie będzie nawet z kim zagrać w pokera. - mruknął i zajął swoje miejsce, zapinając się pasami bezpieczeństwa. Podobnie uczynił jego towarzysz, a po chwili dołączyli do was piloci i helikopter oderwał się od płyty lądowiska, lecąc ku kolejnej misji.
//Zmiana tematu. Zacznę ci niebawem w Kairze.//