Los Angeles [USA]
-
- Podaj mi jakiś dobry argument, to może się zgodzę. Nie po to czekałem tyle czasu, aby zwerbować kogoś takiego, jak ty, żeby teraz stracić cię w pierwszej lepszej strzelaninie.
-
,Jeden dobry argument…" Pomyślał Lue, szukając desperacko czegoś, co mogłoby przekonać Popioła do pozwolenia Australijczykowi na wzięcie udziału w jakiejkolwiek akcji.
W końcu, po chwili namysłu, pstryknął palcami.
— No właśnie, że nie stracisz mnie w pierwszej lepszej strzelaninie! Tak jak sam zresztą powiedziałeś… — Mówiąc to, uderzył się w pierś. — …Jestem dzieciakiem, którego nie można zabić! Kulka czy dwie mi nic nie zrobią. -
Utkana z dymu sylwetka lekko zafalowała, jakby kiwając głową.
- Przekonamy się. Jak się pewnie domyśliłeś, chcę dorwać tych skurwieli, którzy napadali dziś na bank. Pewnie o tym słyszałeś? Cóż, jeśli nie, to lokalna prasa, telewizja, radio i strony internetowe bębnią o tym bez przerwy. Nie chcę żebyś ich zabijał. Wątpię nawet, czy byłbyś w stanie. Ale potrzebuję kogoś, kto wejdzie w ich środowisko, zdobędzie jak najwięcej informacji i wróci z nimi do mnie. Kilku innych już próbowało, ale zginęli. Mam nadzieję, że tobie pójdzie lepiej. Co ty na to? -
Lue otworzył nieco szerzej oczy i zamrugał, słysząc to, czego oczekiwał od niego Popiół. Zawsze pojmował samego siebie jako osobę przeznaczoną do bardziej… konkretnych zadań. Przynieś, podaj, pozamiataj, złap, pokonaj, zatrzymaj i inne sprawy z tego gatunku. Infiltracja… Nawet nie wiedział, jak mógłby się za to zabrać. Miałby wniknąć pomiędzy nich, ale jak? Przecież nie jest bandytą, nie zna ich zwyczajów, nawet żargonu… Ale nie chciał też zawieść Popioła. On był jego szansą, jego przepustką do zostania profesjonalistą pełną gębą, nie podlotkiem ściągającymi koty z drzew! Musiał się tego podjąć.
— Dam z siebie wszystko, masz moje słowo! — Wzniósł zaciśniętą pięść w górę, by ukazać swój entuzjazm. — Tylko… Czy potrafisz mi powiedzieć od czego powinienem zacząć? Jeśli nie, to… no… Też sobie jakoś poradzę, pewnie, ale lepiej już z czymś startować, nie?
-
- Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć. W twoim pokoju w tym obskurnym motelu, w którym się zatrzymałeś, czeka już wszystko, co powinieneś wiedzieć i czego będziesz potrzebować. Instrukcje, dokumenty, broń, gotówka. Cała nowa tożsamość i wskazówki, które pomogą ci we wczuciu się w rolę. Coś jeszcze?
-
Lue rozdziawił delikatnie usta, gdy usłyszał o gotówce, dokumentach i wielu innych rzeczach jakie Popiół załatwił mu. Pomyślał o ostatnich pieniądzach, jakie miał w kieszeni, o tym że jeszcze kilka godzin temu nie miał pojęcia skąd znajdzie pieniądze na resztę tygodnia.
— N-nie, chyba nie… — Lue odparł, nie wiedząc jak okazać wdzięczność za pomoc swojego nowego znajomego. Podrapał się z tyłu głowy. — Dzięki za to… I w ogóle, dzięki.
-
- Nie. To ja dziękuję. Razem możemy dokonać wielkich rzeczy. Naprawdę wielkich. A skoro nie masz już żadnych pytań to wracaj do siebie i bierz się za lekturę. Skontaktuję się z tobą później.
Z każdym kolejnym zdaniem, sylwetka twojego rozmówcy zaczynała się coraz bardziej rozmywać, aż w końcu zniknęły nawet i te czerwone, świecące oczy, a sam Popiół rozwiał się i zniknął, zostawiając cię samego. -
Nawet po tym, gdy Popiół już całkiem rozwiał się w niebyt na oczach Lue, ten jeszcze przez chwilę został w tym miejscu, patrząc w punkt w którym jeszcze przed momentem była tajemnicza postać. Oczywiście, rozumiał że nie było go już tutaj. Lue po prostu myślał. Zastanawiał się jak objawią się konsekwencje tej rozmowy, jednak jednego był niemalże pewien. To był początek czegoś wielkiego, czegoś naprawdę wielkiego! W końcu będzie miał szansę zająć się tym, po co przybył do tego miasta, nawet jeżeli przestępcy z którymi miał walczyć byli znacznie groźniejsi niż sobie ich wyobrażał… Jednak teraz towarzyszyły mu tylko pozytywne myśli.
Pogwizdując wesoło, raźnym, żwawym krokiem powrócił do motelu. -
Twoje przybycie nie wywołało absolutnie żadnego wrażenia na nikim, a więc bez problemu wróciłeś do swojego pokoju. Tym, co zauważyłeś od razu, była spora skórzana torba, w której zapewne znajdowały się wszystkie te rzeczy, o których mówił ci wcześniej Popiół.
-
Bez marnowania ani chwili czasu, podszedł do torby i otworzył ją, ciekawy zawartości.
-
W środku dostrzegłeś notes. zapewne zapisany i widocznie sfatygowany, skórzany portfel, z którego wystawało kilka banknotów, kaburę, a w niej pistolet Glock-17, dwa dodatkowe magazynki do pistoletu, a także ubrania i akcesoria: buty, biała koszulka, czarny bezrękawnik z kapturem, okulary przeciwsłoneczne, zegarek, dżinsy.
-
— Yeah… — Lue mruknął sam do siebie, widząc fanty pozostawione mu przez Popioła.
Jego nastrój był diametralnie różny od tego, jak czuł się jeszcze kilka godzin temu. Wtedy, przerażony widokiem krwawej policyjnej akcji, nie wiedzący co dalej począć, z zaledwie kilkoma dolarami w kieszeni. A teraz? Miał mentora, kogoś kto wprowadzi go w tajniki pomagania ludziom jako bohater, a do tego ułatwi mu start w Los Angeles. Prawie nie pamiętał już o tym, co widział niedawno. Może nie chciał o tym pamiętać, umyślnie spychając buldożerem entuzjazmu wszystkie negatywne myśli, zmartwienia i obawy na skraj krajobrazu swej świadomości. Zaplątany w chęci odegrania własnej, niedojrzałej fantazji, utworzonej na podstawie pobieżnie czytanych artykułów i komiksów, nie chciał myśleć o czymkolwiek, co mogłoby stać się pęknięciem na jej pięknej, acz jakże okrutnie iluzorycznej fasadzie.Usiadł nas łóżku, chwytając w ręce notes. To zapewne były instrukcje, jakie miał mu przekazać Popiół. Ochoczo zabrał się za ich czytanie.
-
Ktokolwiek stworzył te notatki, chciał najwidoczniej zadbać o jak najlepsze zaopatrzenie cię w niezbędną wiedzę, samemu dysponując dość skromnymi źródłami. Gang, który miałeś zinfiltrować, nie miał tam żadnej nazwy, autor notatek nie wiedział, ilu liczy członków, jakie są jego motywy, kto nimi kieruje. Zapisano o nich tylko to, co już wiedziałeś: że byli dobrze zorganizowani i uzbrojeni po zęby, a przy tym bardzo niebezpieczni i bezwzględni. Później robiło się nieco ciekawiej, bo najwidoczniej twój informator zidentyfikował jednego z nich, zamieszczając w notesie jego zdjęcie (mężczyzna po trzydziestce, z gęsta brodą i wąsami, średniego wzrostu i przeciętnej budowy, z krzywym nosem, jakby wcześniej złamanym, który teraz źle się zrósł), oraz podpis: Morgan Rhee.
Być może członek gangu, być może tylko współpracownik. Były żołnierz amerykańskiej piechoty morskiej, sprawny zabijaka, którego kontakty z kolegami z wojska pozwoliły zaopatrzyć resztę gangu w broń i ekwipunek wojskowej jakości. Oficjalnie właściciel małego antykwariatu, który może służyć też za magazyn broni i punkt zbiórki dla reszty jego koleżków. Najczęściej przesiaduje w barze nieopodal, “Starym Porcie”, który też może mieć powiązania z gangiem. To nasz jedyny punkt zaczepienia, Morgan może doprowadzić nas do reszty gangu albo przynajmniej ludzi, którzy też są z nim powiązani. -
//Kuba, czy ty jesteś Krakowiakiem? Albo absolwentem Instytutu Historii UJ? Bo w tym odpisie pojawiało się coś bardzo charakterystycznego…//
Okej… Tyle informacji musiało wystarczyć Lue, aby rozpocząć swoją misję. Wiedział nawet gdzie postawić swoje kroki, musiał zajrzeć do Starego Portu i tam spróbować pogadać z Morganem, pociągnąć go za język. Najlepiej przy kuflu dobrego piwa, tak, trunki rozwiązują języki. Od tego zacznie, jutro.
Miał też broń, ale szczerz nie chciał z niej korzystać, to… nie pasowało do obrazu bohatera, którym chciał być. Zresztą po co? Mógł przyjąć na klatę to, co w niego rzucą!
Zajrzał do portfela. Chciał wiedzieć ile pieniędzy dostał, w końcu musiały mu wystarczyć na pokrycie lokum… Najwyraźniej zatrzyma się w tym motelu na dłużej.
-
//To nie było intencjonalne, jeśli mam być szczery i jestem dość zdziwiony, że ktoś to wyłapał. Generalnie w “Starym Porcie” byłem kilka razy, moim zdaniem przereklamowane, o wiele bardziej wolę wychodzić na Stolarską, gdzie jest sporo lokali i jest dużo spokojnej, opcjonalnie to Awarii.
Odpowiadając na twoje pytania: nie jestem z Krakowa ani okolic, ale mieszkam w stolicy Małopolski już trzeci rok z rzędu, a w tym roku zacząłem studiować Historię na UJ jako mój drugi kierunek.//
Miałeś łącznie kilkanaście banknotów o różnych nominałach w portfelu. Po szybkiej kalkulacji wyszło ci, że rozporządzasz obecnie kwotą ośmiuset pięćdziesięciu dolarów w gotówce. -
// W takim razie jesteśmy na pokładzie tej samej łodzi, choć z różnym stażem. Ja obecnie zbliżam się do końca trzeciego roku historii na UJ, za niedługo czeka mnie oddanie pracy licencjackiej. Mam nadzieję, że na pierwszym roku nie trafisz na zajęcia z prof. Mrukiem albo prof. Kowalskim. Trochę mnie to śmieszy, biorąc pod uwagę że od kilku miesięcy mogliśmy się nieświadomie mijać na korytarzu Collegium Witkowskiego. Jeżeli potrzebowałbyś jakiś skryptów lub notatek, chętnie je udostępnię.//
Przeciągły gwizd opuścił usta Lue. To masa pieniędzy! Mógł za tą sumę opłacić sobie całkiem długi pobyt w Stanach… Bez luksusów, oczywiście, ale hej, to świetny start! Zawód pierwszego dnia już niemalże całkiem rozmywał się w świadomości Australijczyka, zastąpiony przez plany i ekscytację. Schował pieniądze z powrotem do portfela, który następnie ukrył w komodzie.
Wyjął swoją komórkę i napisał wiadomość do matki:
,Jestem już na miejscu, u mnie wszystko w porządku. Los Angeles to ciekawe miejsce, ale udało mi się załapać dobry start, wszystko idzie w dobrym kierunku. Może za jakiś czas usłyszycie o mnie w wiadomościach (:" -
//U Kowalskiego świetnie się bawiłem, z Mrukiem nie miałem kontaktu. Tak czy siak, to wszystko to kolejny przykład na to, że świat jest cholernie mały.//
Jak mogłeś się spodziewać, matka zapewne czekała z niecierpliwością na tą wiadomość (lub na jakąkolwiek wiadomość w ogóle). Nic dziwnego, że odpisała niemal od razu.
Cieszymy się, że wszystko u ciebie w porządku. Pisz częściej i nie pakuj się w żadne tarapaty. -
// A no. Jest mały, żebyś wiedział. Pozdrawiam z Auli Tischnera, z wykładu profesora Franaszka, u którego właśnie piszę ten odpis - 10:56 //
Będę, obietnica!
Wysławszy tą wiadomość, odłożył komórkę na bok, podpinając ją do ładowarki. Po tym zajął się najzwyklejszymi, wieczornymi czynnościami. Prysznic, zęby, właściwie to też rozpakowanie skromnego bagażu, jaki miał z sobą.
Pod koniec dnia, mógł położyć się w łóżku z czystym sumieniem. Dotarł do Los Angeles, znalazł ,fuchę" i miejsce, w którym mógł się zatrzymać na jakiś czas. A od jutra… Od jutra zabierze się dokładnie za to, co przyciągnęło go tutaj, co pozwoli mu w pełni wykorzystać swoje możliwości - dołoży swoją cegiełkę do sprawienia, by świat był lepszym miejscem.
A przynajmniej tak to sobie wyobrażał.
//I możemy zrobić timeskip do rana, chyba że coś planujesz.//
-
Obudziłeś się rano. Choć noc upłynęła ci na sennych marzeniach o bohaterskich czynach w fikuśnym stroju, życiu wprost z kart superbohaterskich komiksów, to od razu po obudzeniu dopadła cię proza życia: burczący brzuch dobitnie przypominał ci o tym, że wciąż jesteś też człowiekiem i masz swoje potrzeby. A jedna z nich właśnie szczególnie domagała się zaspokojenia.
-
Z tą kasą, jaką dostał wczoraj? Mógłby wykupić całe menu jakiejś sieciówki i jeszcze by mu zostało! Nie żeby planował, duh… Musiał jeszcze ogarnąć dużo więcej rzeczy za tą sumę, przede wszystkim opłata za kolejne noce w hostelu. Na razie nie czuł potrzeby zmieniać miejsca swojego lokum.
Zarzucił na siebie ubrania, nieco niechlujnie, ale nie czuł dzisiaj potrzeby wyglądania jak tysiąc dolarów. Poprawił ręką fryzurę i udał się na dół, chcąc spojrzeć czy jest tutaj jakaś stołówka. Dzień na niego czekał!