Nowy Jork [USA]
-
— Mhm. Mi za to już naprawdę dobrze idzie z pięćdziesiątką. — Odpowiedziała bez głębszego zastanowienia, mając na myśli pocisk .50AE który zasilał jeden z jej pistoletów. — Choć zawsze jest miejsce do poprawy, prawda?
Opuściła umysł kelnera i przeniosła swoją uwagę na klientów, którzy tak dalece zawiedli jego oczekiwania. Uznała, że przed opuszczeniem lokalu jeszcze prędko przeskoczy ich myśli, powoli dopijając ostatni łyk kawy.
-
I oni nie myśleli o niczym ciekawym, ona o wyjściu do kina z koleżankami, on o wyjściu na piwo z kumplami, gdy jej nie będzie. Raczej norma.
- Mówi się, że jeśli ktoś chce być w czymś mistrzem, to powinien być tak naprawdę wiecznym uczniem. - odparł twój ochroniarz. - Idziemy? -
— Możemy iść, i tak już wypiłam. — Odpowiedziała mu, odkładając filiżankę na blat i jednocześnie w pełni powracając do rzeczywistości. — Czekaj na mnie w samochodzie, ja zapłacę.
Mówiąc to, w głowie już miała odliczoną sumę za napoje i kawałek ciasta, powiększoną o dziesięć dolarów napiwku. Kawa, którą otrzymała, była co prawda daleka do tego czego oczekiwała, ale praca kelnera polegała na doniesieniu jej do stołu, a w tej kwestii nie mogła obarczyć go winą za żaden problem. Poza tym, miałaby dać tyle, co tamta para z okładki statystki? Nie ceniła się tak nisko. Przy okazji zapłaty będzie mogła wyrazić jedną lub dwie myśli na temat tego, co myśli o smaku serwowanych produktów…
// Jeżeli chcesz, możemy w jednym poście zmieścić to że już zapłaciła, podzieliła się zażaleniami i poszła do auta. Mi to obojętne, więc jak wolisz. //
-
Wszystko poszło dość sprawnie i szybko, nawet kelner nie zawracał ci głowy dziękowaniem za napiwek, jedynie zgarnął banknot i pobiegł na upragnionego szluga. Luce czekał już przy samochodzie, przy otwartych drzwiach, a gdy tylko weszłaś do środka, on zajął swoje miejsce za kierownicą i pojazd ruszył w kierunku strzelnicy.
-
Tymczasem Veronika wyciągnęła komórkę z torebki i wybrała numer do właściciela strzelnicy, czekając na odpowiedź (//w kwestii jego osoby pozostawiam Ci zupełną dowolność//).
-
Mężczyzna nie odbierał, niestety. Nie robiło ci to jednak wielkiej różnicy, bo nawet zakładając najgorszą możliwość, a więc czerwone światło jedno po drugim oraz zakorkowane ulice, znaleźlibyście się tam za około godzinę, w bardziej optymistycznym scenariuszu dużo szybciej. Nim jednak zastanowiłaś się, czy nagrać mu wiadomość, a jeśli tak, to jaką, lub czy zadzwonić jeszcze raz po jakimś czasie, poczułaś, jak samochód zauważalnie zwalnia, a twój kierowca sprowadza pojazd na boczny pas.
- Gliny. - rzucił krótko Luce, spodziewając się twojego pytania. - Dwa radiowozy za nami, chcą żebym zjechał na bok. Pewnie chcą wyrobić normę mandatów, bo nie mają o co się przyczepić do mnie albo samochodu.
Chociaż nie zadał tego pytania, nawet bez czytania w jego myślach domyślałaś się, że mimo nakazu ze strony władz, czeka on na twoje oficjalne pozwolenie, żeby poddać się inspekcji funkcjonariuszy. -
Nagłe, pozornie pozbawione przyczyny zatrzymanie samochodu przez policjantów wzbudziło podejrzenia Veroniki od momentu, w którym Luce stwierdził, że nie mają powodu do posądzenia ich o złamanie prawa. Coś nie podobało jej się tutaj… Ale nie zobaczyła jeszcze żadnego z mundurowych na własne oczy, tym samym musiała się obejść z smakiem, gdy chodziło o poznanie ich intencji na własną rękę. Nie mogła też wykluczyć przecież, że najzwyczajniej w świecie coś mogło być nie tak z ich samochodem. Przecież nie oglądali go z każdej strony przed wejściem, może akurat dzisiaj mieli pecha i wcześniej ktoś go uszkodził, a oni tego nie zauważyli. Choć… wątpiła w to.
— Zatrzymaj się. — Odpowiedziała, spoglądając zza zagłówka na lusterka, by jak najszybciej spojrzeć na osoby, które wyjdą z radiowozu. — Ale trzymaj nogę na gazie w razie… potrzeby.
-
Frankenstein
Właśnie Kateryna powinna z bazy gangu zhakować zabezpieczenia banku i nie tylko unienożliwić wezwanie alarmu, ale też odtwarzać na kamerach nagranie z wczoraj. Viktor w ludzkiej formie z grupą na czele, wszyscy w otrzymanych przed napadem maskach gazowych, wkroczył do banku z bronią w rękach. Teraz właśnie Trevor powinien rozpylić gaz nim ochrona zacznie strzelać.
- Triggo! Odnajdź skarbiec i wysadź drzwi. Weź ze sobą Vulcanosa. Reszta zabezpieczyć teren, a Crimson niech się nie wychyla.- poinsteuktował wszystkich obecnych. - A ty Gromie odbierz strażnikom broń. - powiedział do szybkiego biegacza samemu mierząc do wszystkiego co się rusza. -
Triggo
Szczurzy mutant wkroczył do wnętrza budynku w swoich ubraniach i masce gazowej. W dłoni dzierżył kwasocisk załadowany po brzegi. Niech tylko który skurwiel się napatoczy, najlepiej taki co nie zadziała na niego gaz usypiający Trevora. Tygodnie przygotowań sprawiły, że Triggo znał na pamięć plan banku a po rozkazie od Viktora, którego osobiście nie lubił, poszedł w stronę skarbca czym prędzej, gdzie miał podłożyć ładunki wybuchowe. Im szybciej zaczną tym lepiej. -
Maya była strasznie podekscytowana tym wszystkim. Napad na bank, i to jej pierwszy, wreszcie mogła zasmakować wolności, a po wszystkim będzie bogata. Szkoda tylko, że Viktor kazał trzymać się jej na uboczu jak jakiejś zbuntowanej nastolatce.
JA CI JESZCZE POKAŻE TO TRZYMANIE NA UBOCZU - pomyślała gniewnie poprawiając maskę gazową. -
Vulcanos rozsypał worek ziemii doniczkowej na podłodze, uczyniwszy to stworzył magmowy dysk i ruszył za Triggo.
-
Hanzo wpadła do banku jak do burdelu. Liczyła, że mają tutaj wystarczająco dużo pieniędzy do zbycia i zaspokojenia potrzeb wampira czystej krwi. Stała tak ubrana w luźny dres koloru czerwonego, a na jej twarzy wisiała maska gazowa. Na ten moment starałs się nie wyróżniać mocami jak ten szczur i głupek od magmy, ale przygotowała sobie chmarę nietoperzy, które czekają na zewnątrz.
— Świetny plan. - odrzekła kłamiąc i sponiewierałs spojrzeniem poszczególnych członkow gangu. Wzięła sierp i zaczęła zabezpieczać teren, cokolwiek to znaczy. -
Radio:
Gdy samochód zjechał na pobocze, jeden radiowóz zatrzymał się za nim, drugi minął wasz pojazd i zatrzymał się kilka metrów przed nim, jakby chcąc zablokować wam możliwość ucieczki. Z tego stojącego z przodu nie wysiadł nikt, choć widziałaś w nim dwóch funkcjonariuszy nowojorskiej policji, gdy was mijał. Dwóch takich samych policjantów siedziało w radiowozie za wami, z czego ten zajmujący miejsce kierowcy opuścił pojazd i ruszył powoli w waszym kierunku.
Chicken:
Fakt, że alarm nie zaczął wyć rokował dobrze co do pracy, jaką włożyła w napad wasza hakerka, ale nie powinieneś zakładać, że zdoła poradzić sobie ze wszystkimi zabezpieczeniami. Tak czy siak, Kowalski i Gerver wkroczyli za tobą, ustawiając się po twojej lewej i prawej, każdy z bronią w rękach, celując w zaskoczonych ochroniarzy, pracowników i klientów. Nim ci pierwsi zdążyli zareagować, wasz obdarzony niesamowitą prędkością kompan zdołał odebrać im broń, przynajmniej tym, którzy byli w zasięgu wzroku, musi być ich tu przecież więcej, niż tych kilku. Ale po chwili i oni przestali być waszym zmartwieniem, gdy rozpylony gaz najpierw wzbudził wśród wszystkich zgromadzonych panikę, a później sprawił, że padli pokotem na ziemię, nieprzytomni. Dopiero po jakimś czasie, mniej więcej wtedy, gdy uznałeś, że idzie wam zbyt łatwo, usłyszałeś strzały na pobliskim korytarzu.
Protektor, Taco:
Gaz, który obezwładnił klientów, pracowników i ochroniarzy zadziałał, ale nie rozpylał się w powietrzu wystarczająco szybko, aby objąć cały bank ot tak. Dlatego po pokonaniu korytarza i pierwszego zakrętu, czyli mniej więcej w połowie drogi do skarbca, natknęliście się na trzech ochroniarzy, chyba bardziej zaskoczonych waszym widokiem, niż wy ich. Ale trzeba im przyznać, że szybko zareagowali, wyciągając z kabur służbowe pistolety i celując do was, w tym samym czasie szukając osłony i rzucając jakieś słowa do krótkofalówek na ramionach kamizelek. Po chwili otworzyli do was ogień.
Piłat:
Nawet gdyby nie kazał ci stać z tyłu, kompletnie nic by to nie zmieniło: cała akcja szła jak z płatka, przynajmniej teraz: strażnicy rozbrojeni, gaz rozpylony, a po chwili wszyscy w pomieszczeniu, oczywiście poza wami, padli na ziemię nieprzytomni. Dopiero po jakimś czasie odległe strzały zdawały zwiastować kłopoty.
Kaloszyk:
Nie miałaś wiele do roboty, ludzie zdołali rozpylić gaz, który unieszkodliwił wszystkich w tym pomieszczeniu, chwilę przed tym obdarzony nadludzką szybkością człowiek rozbroił strażników… Nie działo się nic ciekawego, dopiero po chwili ty, podobnie jak pozostali, usłyszeliście strzały z korytarza, którym wcześniej pobiegli Vulcanos i Triggo. -
Vulcanos wykonał akrobatyczny przewrót w przód do najbliższej osłony. Uczyniwszy to rozdzielił magmowy dysk na dwa mniejsze i wystrzelił w nie jednego, a dwóch strażników.
-
Maya ysłyszawszy strzały nieco się zlękła. Odgłos broni palnej świadczył, że nie wszystko idzie zgodnie z planem, a przecież banda miała wejść, wziąć złoto i wyjść bez najmniejszych przeszkód.
Oby nikomu nic się nie stało z powodu tych pieniędzy. Braciszek w razie czego może mnie stąd zabrać, a i ja otworzyć portal potrafię. -
Frankenstein
- Cholera, strzały. No tak, chuj mi w dupę nigdy nie może być za łatwo. - spostrzegł Viktor i po obrocie w stronę Hanzo, dając jej przy okazji porozumiewawcze spojrzenie, dodał po chwili.
- Sprawdź co tam się dzieje, wampirzyco. Ci dwaj kretyni najwyraźniej nie dadzą sobie rady sami, a ty Gromie przebiegnij się po kompleksie, może ktoś inny przetrwał w takiej sytuacji oglusz lub zabij. -
Triggo
— Kurwa!!! JA PIERDOLE CO SIE DZIEJE! OCHRONIARZE PRZETRWALI! ŁUBUDUBU BUM JEBAKA. Rób swoje z lawą pierunie wulkaniczno-ściekowy! — krzyczał zaskoczony Triggo. Pora na plan kryzysowy. Szczurzy mutant dobył załadowanego kwasocisku i spróbował doskoczyć do najbliższej osłony, jeśli mu się to udało, to z racji na niski wzrost i mały rozmiar czyniący z niego trudny do trafienia cel, wystrzelił salwę kwasowych pocisków w pozycję ochroniarzy. -
Hanzo prychnęła jedynie na rozkaz Victora. Kim on do cholery jest, żeby rozkazywać Hanzo Krwawej, i kim do cholery są te dwa pantofelki z mocami, żeby nie poradzić sobie z ochroniarzami. No bo kto może czekać w banku. Przecież nie ma tutaj armii ani OAB. Niechętnym krokiem wampirzyca zmieniła się w rój robali i powędrowała ścieżką, którą ruszyła dwójka bezmozgów z grupą inwalidzką.
-
— Bądź gotowy do odjazdu. — Poinstruowała Luce, jednocześnie samej skupiając myśli na zauważonym policjancie, zbliżającym się do ich samochodu.
Wniknęła w jego umysł, starając się dostrzec najpłytszą warstwę jego świadomości - myśli teraźniejsze, planujące działania i akcje. Chciała poznać jakie ma zamiary w stosunku do niej i jej szofera - zawsze wolała być o krok przed innymi.
-
Protektor, Taco:
Nie mieliście przed sobą zawodowych żołnierzy, komandosów OAB czy Kolektywu ani nawet najemników z Trupiej Kompanii, a prostych ochroniarzy. Fakt faktem, że zarząd banku nie zatrudnił byle kogo, byli w końcu w stanie jakoś wam zagrozić. Zagrozić, ale nic więcej: dwa magmowe dyski trafiły w cel. Jeden przeciął pechowego strażnika na pół, drugi ochroniarz próbował się uchylić, ale zyskał tym tylko dłuższą agonię, gdy pocisk przerył jego brzuch, klatkę piersiową, szyję i twarz. Ale i tak zginął szybciej i mniej boleśnie niż trzeci z mężczyzn, trafiony kwasowymi pociskami. Od pierwszego wystrzału do chwili śmierci przeciwników minęło może kilka sekund. Szybka i sprawna robota, tak jak być powinno. Druga połowa drogi do skarbca stoi przed wami otworem. Nie powinno być tak trudno, skoro się już rozgrzaliście. No i zdaje się, że Hanzo przybyła wam na pomoc, to też powinno ułatwić sprawę.
Kaloszyk:
Wbrew przewidywaniom twoim i szefa całej operacji, wasi kompani nie tylko przeżyli, ale i rozprawili się z przeciwnikami bez twojej pomocy. Chociaż żaden z nich nie został nawet draśnięty (o ochroniarzach tego samego nie można powiedzieć) to starcie uświadomiło ci, że wciąż możecie natrafić po drodze na mniejsze lub większe przeszkody.
Chicken, Piłat:
Wampirzyca i Grom opuścili was, przy odrobinie szczęścia plan powinien być teraz realizowany dużo szybciej i sprawniej.
- Teraz czekamy? - rzucił krótko w waszą stronę Kowalski.
Radio:
Jego umysł nie zdradzał kompletnie nic. Nie żebyś nie mogła go czytać albo napotkałaś jakąś kompletną pustkę. Coś tam oczywiście było, ale nic ciekawego. Choć ciekawe mogło być to, że myśli, które odkryłaś, kompletnie nie dotyczyły interwencji, w jakiej gliniarz brał teraz udział: piosenka z reklamy, urywki zwiastuna jakiegoś filmu, wspomnienia z ostatniego meczu baseballowego. Gdy pomyślałaś, że to może przez to, że facet miał podzielną uwagę, a czynności służbowe, jakie miałby teraz wykonać, są mu już tak dobrze znane, że nawet nie musi o nich specjalnie myśleć, wychwyciłaś na ułamek sekundy coś innego. Krótkie zdanie, jakie wypowiedział w głowie sam do siebie, połączone z lekkim uśmiechem, który dostrzegłaś, gdy policjant podszedł na około metr do samochodu, a Luce opuścił szybę.
Przesadzali, to będzie zbyt łatwe
W tej samej chwili dostrzegłaś, jak mężczyzna sięga jedną ręką po swoją odznakę, a drugą niemal niezauważalnie rozpina kaburę ze służbowym pistoletem… -
I w dokładnie tym samym momencie Veronika zdała sobie sprawę z tego, że jej obawy były w pełni ufundamentowane.
— Jedź! — Krzyknęła do Luce, wbijając wzrok w ,policjanta".
Od razu gdy to zrobiła, zaatakowała zmysły pseudo-mundurowego, a dokładniej jego wzrok, najprostszą bronią w jej zanadrzu, ale w takich sytuacjach jakże skuteczną - na ułamek sekundy, którego Luce potrzebował by z rykiem silnika ruszyć opancerzonym Fordem, zasłoniła wizję oszusta całkowitą ciemnością, a przynajmniej sprawiła że to odbierał jego mózg.
Gdy tylko poczuła, że przyspieszają, odpuściła i wyszarpnęła spod marynarki pistolet, Desert Eagle zasilany potężnym nabojem .50AE. Może jej wzrok był ograniczony… Ale nie oznaczało to, że nie mogła wpakować kulki, gdyby wpadli na pomysł ruszenia za SUVem w pościg.
-
Udało się, a i twojemu ochroniarzowi nie trzeba było dwa razy powtarzać: policjanta kompletnie zamgliło na krótką chwilę, a wasz samochód ruszył z miejsca z piskiem opon… Tylko po to, żeby po gwałtownym szarpnięciu zatrzymać się w miejscu: drugi radiowóz, będący przed wami, skutecznie zastopował wasz pojazd i ambicje, krótko później drugi policyjny samochód wbił się w was od tyłu. Dzięki zapiętym pasom bezpieczeństwa nic się nie stało, może poza tym, że byłaś trochę oszołomiona. Luce trzymał się nieźle, chociaż on pewnie bardziej poczuł podwójną kolizję. Mimo to zdołał zamknąć kuloodporną szybę, odpiąć się z pasów bezpieczeństwa, rzucić na ciebie okiem i wyciągnąć swoją broń. Ty zaś zauważyłaś, jak poza tamtym jednym mundurowym, otacza was łącznie sześciu innych, nie tylko ze służbowymi pistoletami w rękach, ale i ze strzelbami lub pistoletami maszynowymi. Minęło może kilka sekund, a do przeraźliwego dźwięku policyjnych syren dołączyły echa dziesiątek wystrzałów, gdy wszyscy napastnicy otworzyli ogień w tym samym czasie.
-
— Staranuj ten pieprzony samochód! — Krzyknęła, padając na siedzenie by znaleźć się poniżej linii szyby.
Wtedy też odpięła się i dobyła drugi z swoich pistoletów, wiedząc, że za chwilę najprawdopodobniej będą potrzebować tyle siły ognia, ile tylko będą mogli mieć.
Ktokolwiek na nich napadł, bo nie byli to mundurowi z prawdziwego zdarzenia, miał przewagę 6 do 2. W liczbie, ale nie w jakości. Luce był świetnym strzelcem, a ona także nie radziła sobie najgorzej, przynajmniej dopóki jej cel znajdował się blisko i potrafiła go dojrzeć. W najgorszym wypadku mogła skierować ich przeciwko sobie, ale dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że najprawdopodobniej zaraz potem straciłaby świadomość, a wolała tego uniknąć w tak trudnej sytuacji. Na razie.
-
- Szturmujemy pomieszczenie ochrony. Kowalski ze nną, a reszta niech zabezpiecza teren. ,- powiedział i przybrał formę Frankenstein, po czym ruszył korytarzem w stronę pomieszczenia ochrony.
-
Radio:
- Wzięli nas w kleszcze, nie mogę się ruszyć! - odparł mężczyzna, a ty zrozumiałeś, że sprawa rzeczywiście wyglądała kiepsko: wasz staranowany z dwóch pojazd znajdował się w pułapce, stanowiąc idealny cel… Nie możecie nim nigdzie ruszyć, a wyjście z pojazdu przy takiej nawale ogniowej ze strony waszych oponentów skończyłoby się na tyle szybko, że nie zdołalibyście nawet wycelować do któregoś z nich.
Chicken:
Mężczyzna kiwnął ci głową i ruszył za tobą. Nic ciekawego nie spotkało was po drodze, bez trudu dotarliście do celu: od ochroniarzy, o ile nie powalił ich gaz, dzieliły was jeszcze zamknięte, solidne drzwi. Przeszkoda, która nie powstrzyma na długo kogoś takiego jak Frankenstein. -
Triggo
— Jebudubuubudubu. — podsumował walkę szczurzy mutant i przeniósł spojrzenie na wampirzyce.
— Te krwiopijka. Przyszłaś sprawdzić jak radzo se profesjonalisty? — zapytał złośliwie. Pewnie Frankenstein ją przysłał aby zabezpieczyła tyły. No nic.
— Jebać bjede. Do skarbca jeszcze kawałek. Magmowy-ukulele-grajek przodem. — oznajmił i szturchnął przyjaciela Vulcanosa w kolano. Na koniec Triggo przeładował swój miotacz kwasu czekając aż mięso armatnie ruszy przodem. -
Panna Crimson zabezpieczała dalej teren cokolwiek to znaczyło. Nie tak wyobrażała sobie swój udział w napadzie na bank. Miała nadzieję, że te strzały wcale nie oznaczają ofiar śmiertelnych i że wszyscy ochroniarze skończą najwyżej ogłuszeni.
-
Żałośni, to rzucało się na martwy od wielu lat język Hanzo. Wampirzyca spojrzała z pogardą na szczura i sułtana Ahmeda.
- Nie mamy całego dnia. Ruszać się do cholery… - Prychnęła niechętnie zmieniając swoją formę w rój robali, żeby ruszyć przodem możliwie jak najszybciej do skarbca. W razie napotkania kolejnych ochroniarzy jako rój robali wypełni ich ciała oraz uszkodzi narządy od środka. -
Frankenstein
Mężczyzna z całej siły staranował drzwi przedtem osłabiając konstrukcje strzałem błyskawicy.
-
Vulcanos przyzwał do siebie magmowe dyski. Bez słowa ruszył za wampirzycą do skarbca, nie chcąc wdawać się z nią w niepotrzebne dyskusje.
-
Veronika nie odpowiedziała, z jej ust wydobyło się jedynie wściekłe warknięcie, które równie dobrze mogło być zaadresowane do napastników, do Luce, jak i do samochodu, który nie zamierzał ruszyć.
Kobieta jednak nie zamierzała składać broni, bo w przeciwieństwie do pseudo-policjantów, ona mogła przebić się przez kuloodporne szyby samochodu, tylko nie za pomocą pocisków.
Ruch, który chciała zastosować był ryzykowny, ale miał szansę na powodzenie. Zamknęła oczy i wniknęła do umysłu najbliższego z zbirów, a później kolejnego i następnego. Jeżeli którykolwiek miał przy sobie granat, przejęcie kontroli nad jego ciałem choćby na ułamek sekundy mogło wystarczyć, by wyciągnąć z niego zawleczkę i posłać większość z nich do piachu. Jeżeli nie, równie dobrze mogła zmusić go do oddania kilku kul w swoich towarzyszy. Była w pełni świadoma tego, że ten ruch może ją zupełnie osłabić i nawet całkiem wykluczyć z walki, ale to była szansa, by Luce wykorzystał zamieszanie i pozbył się napastników - ich szansa na wyjście z tego cholerstwa żywym, bo prędzej czy później strzelający dostaną się do wnętrza samochodu.
-
Taco, Protektor, Kaloszyk:
Dotarliście do skarbca bez konieczności staczania kolejnych bojów z ochroniarzami, po drodze spotkaliście tylko kilku, których unieszkodliwił wcześniej wpuszczony do budynku gaz. Jak przystało na drzwi prowadzące do bankowego skarbca, były one solidnie wykonane i sforsowanie ich nie będzie łatwe. Jedyny sposób, jaki poznaliście przed rozpoczęciem akcji to użycie skanera siatkówki i linii papilarnej dyrektora banku, jego zastępcy i szefa ochrony, ale że nie macie żadnego z tych trzech mężczyzn pod ręką, to pozostaje wam wymyślić inny sposób, aby dostać się do środka. Może nie tak prosty, ale na pewno bardziej efektowny.
Piłat:
No cóż, w środku nie działo się nic ciekawego. Pozostaje tylko liczyć na to, że zanim wszyscy padli nieprzytomni to nikt nie wezwał wsparcia. Ani że nikt na zewnątrz nie zainteresuje się tym, co działo się w środku.
Chcicken:
Nie było to konieczne, ale na pewno robiło wrażenie. Do środka dostaliście się bez trudu, wszyscy znajdujący się w pomieszczeniu ochroniarze byli nieprzytomni dzięki użyciu gazu. Miałeś stąd dobry widok na niemal cały bank, dzięki dostępowi do sieci monitoringu, co pozwoliło ci spostrzec, że w budynku już nic się właściwe nie dzieje, na zewnątrz nikt póki co nie zainteresował się sytuacją w środku i panuje spokój, a wampirzyca, szczur i Vulkanos są już pod drzwiami prowadzącymi do skarbca.
//Z góry uprzedzam was wszystkich, że nie planuję żadnych ciekawych zwrotów akcji ani innych fajerwerków podczas samego napadu, bardziej po nim. Dlatego też planuję samo rabowanie skarbca skrócić do minimum, żebyśmy mogli przejść do ciekawszych rzeczy.//
Radio:
Wątpliwe, żeby chcieli się dostać do środka: po prostu chcieli was zabić, a do tego wystarczyło podziurawienie waszej maszyny. Szczęśliwie do tego nie doszło, bo twój plan się powiódł: jeden z napastników rzeczywiście miał przy sobie granat i zmusiłaś go, aby wyciągnął zawleczkę. Niestety, tylko na tyle było cię stać, gdy osłabiona padłaś na kanapę samochodu, przez co granat po prostu wylądował na ziemi, u stóp policjanta. Ten szybko ocknął się z zamieszania, jakie wywołałaś w jego umyśle i odrzucił niebezpieczny przedmiot z daleka od siebie i swoich towarzyszy. Sam fakt, że tak prędko udało mu się wrócić do świadomości dawał ci znać, że nie był to pierwszy z brzegu cyngiel do wynajęcia, ale ktoś dużo bardziej zdyscyplinowany i wyszkolony. Chociaż twoja akcja nie dała wiele, to odwróciła uwagę wrogów na tyle długo, aby Luce zdołał wychylić się z samochodu i oddać strzał w kierunku przejeżdżającego obok pojazdu. Trafiwszy w koło, sprawił że ten gwałtownie skręcił, wbijając się maską prosto w stojący przed wami radiowóz, robiąc nieco miejsca. Twój kierowca od razu to wykorzystał i ruszył z kopyta, uciekając ze śmiertelnej pułapki, choć miałaś przeczucie, że to jeszcze nie koniec. -
Vulcanos przyzwał do siebie dysk magmowy i tak rozdzielił go na cztery mniejsze dyski. Po tym zaczął obracać nimi, wprawiając je w ruch i zmieniając w magmowe piły tarczowe. Tak przygotowanymi narzędziami zaczął ciąć prostokątny otwór w drzwiach skarbca.
- Wytnę mały otwór, a ty Triggo razem z wampirzycą wejdziecie do środka i przerzucie mi złote sztabki.- orzekł o swym planie do małego towarzysza napadu. -
Triggo zrobił jak powiedział mu magmowy grajek. Poczekał aż koziojebca wytnie otwór, po czym wkroczył do środka i zaczął przerzucać złote sztaby razem z banknotami.
- Kierwa, ruchać się mi tu. Czeba szybko się stont wynieść. - popędzał. -
Panna Crimson dalej zabezpieczała teren, cokolwiek to znaczyło. Rozmyślała jak to szło reszcie zespołu i czy udało im się już przebić do skarbca.
-
Veronika spróbowała podciągnąć się na oparciu samochodu. Cały czas nie wypuszczała pistoletów z dłoni, bo wątpiła że Ci ludzie, kimkolwiek byli, odpuszczą tak łatwo. Karambol pozbawił ich jednego samochodu, ale to wciąż pozostawiało jeden na ich ogonie… Sama była już praktycznie wyłączona z walki, ten manewr kosztował ją zdecydowanie zbyt wiele sił. Co najwyżej mogła kogoś postrzelić jeżeli ktoś będzie na tyle głupi by nawinąć jej się na muszkę. Tamci nie sprawiali wrażenia takich.
— Są bardziej zdeterminowani by nas zabić… — Stwierdziła słabo. Schlebiało jej to, że komuś aż tak zależało na jej śmierci, jednak daleko jej było do wesołości. — …Niż zazwyczaj, nie sądzisz? Nie zatrzymuj się.
-
Frankenstein
Viktor cisnął błyskawicami w konsole pomieszczenia ochrony z nadzieją uszkodzenia jej i zatarcia śladów. Po zniszczeniu tropów ruszył w stronę skarbca.
-
Wampirzyca znów spojrzała z obrzydzeniem na kompanów, o ile tak mogła określić te grupę inwidualistów. Niech będzie, że Hanzo się zgadza na plan kebaba. Kiedy tylko wyłom został utworzony krwiopijka zamieniła się w rój robali i przeniknęła do środka skarbca, tam zmaterializawszy się zaczęła przerzucać złoto i worki z pieniędzmi.