Krwawe Wybrzeże
-
//Wymordowanie ich niewiele ci da, zwłaszcza że Nordowie nie przepadają za Magią, lepszym wyjściem byłoby wyzwanie któregoś z nich na pojedynek, żeby pokazać, że jesteś w stanie ich pokonać bez tego.//
-
// I poszła edycja posta. //
-
Twoja odpowiedź nie przeszła bez echa i nie minęło wiele czasu, aż opuszczono bramę i z obozu wyszedł nie jeden, a blisko tuzin wojowników, czempionów różnych plemion, klanów i grup wojowników, potrząsający bronią, uderzający nią o tarcze, wykrzykujący okrzyki ku czci swego boga lub obelgi pod waszym kierunkiem. Nie mieli na sobie tylko barw wojennych, bo nie mieli czasu, aby wymalować nimi swoje ciała i twarze.
- Ja wezmę jedną połowę, ty drugą. - powiedział Zamar, schodząc z konia. - Jak sądzisz, ilu powinniśmy zabić, a ilu po prostu pokonać, aby poczuli respekt? -
Reinhardt spojrzał na wrogich wojowników, analizując swoje szanse. Wprawdzie mieli oni sześciokrotną przewagę liczebną, jednak Mroczny Paladyn był pewien, że dzięki swoim zdolnościom w walce mieczem dwuręcznym, a także zdolnościom swojego towarzysza, to właśnie oni zwyciężą w starciu. Na słowa Zamara, Reinhardt kiwnął głową wyciągnął swój miecz z ziemi.
-- Najlepiej byłoby pokonać wszystkich wojowników, których wystawili. Myślę, że moglibyśmy zabić połowę Nordów, aby udowodnić to, że jesteśmy lepsi od nich. - odpowiedział Styricowi, a następnie krzyknął do czempionów.
-- Przybywajcie, synowie Karak’Akes! Przekonajmy się, kto z nas jest lepszy! -
Aby dać przeciwnikom równe szanse, Zamar zeskoczył zwinnie z konia i ruszył ku Nordom, szepcząc jakieś zaklęcia. Gdy skończył, jego cztery miecze wysunęły się z pochew i zaczęły lewitować wokół niego. Wykorzystując szansę, bowiem wielu Nordów nie wiedziało, co się właściwie dzieje, widząc taką sztukę zapewne po raz pierwszy w życiu, dwoma z nich zamachnął się tuż przed nosami pierwszych wojowników. Nie trzeba było długo czekać, gdy dwaj sprowokowani ruszyli ku niemu od razu, trzej kolejni poszli nieco wolniej, ale po chwili dwóch włączyło się do walki, gdy zaatakowały ich klingi Styrica. Pozostałych ośmiu zwróciło się ku tobie, ale póki co na czoło wysunął się tylko jeden z nich. Zagrzewany do boju przez kompanów, uniósł oburącz swój wielki topór i krzyknął, a to, co wziąłeś za zwierzęcy ryk krwiożerczej bestii było w rzeczywistości wyciem ku bóstwu Nordów, Tempusowi. Z imieniem swego boga na ustach, ze świadomością, że jeśli wygra, zyska wielką chwałę, a gdy przegra trafi do wielkiej sali Tempusa, gdzie trwa wieczna uczta, pobiegł ku tobie i zaczął walkę, wymachując toporem na wysokości twojej głowy z taką siłą, że zapewne strąciłby ci nim czaszkę z barków, gdyby trafił.
-
Co prawda Reinhardt mógł spróbować zablokować atak swojego oponenta, ale patrząc na to, z jaką siłą Nord wymachiwał swym dwuręcznym toporem, lepszym manewrem będzie uniknięcie nadciągającego ataku. Jeśli to się udało, to Mroczny Paladyn w ramach kontry dwa razy wykonał cięcie swym mieczem, celując w trafienie klatki piersiowej i przynajmniej jednej z rąk Norda.
-
Nord nie miał takich przemyśleń jak ty, więc zablokował twój cios, choć widać po nim było, że niemal się przewrócił, widocznie nie spodziewając się takiej siły. Niemniej, nie dał się wybić z rytmu na długo i tym razem uniósł topór nad głowę, silnym ciosem chcąc rozpłatać ci głowę na dwoje.
-
Ponownie starał się uniknąć ciosu Norda, a jeśli to się udało, wyprowadził kontratak w postaci dwóch poziomych cięć - pierwsze w kierunku brzucha, po którym miało zostać wykonane cięcie, tym razem w kierunku klatki piersiowej.
-
Obaj uniknęliście swoich ciosów, ale twoje drugie cięcie dosięgnęło celu: przez pierś Norda biegła teraz ukośnie czerwona szrama, z której lała się krew. Nie był to jednak cios, który by go zabił, zdołał się nieco uchylić i dzięki temu rana była tylko powierzchowna. Nieco zaskoczony tym, że zdołałeś go trafić, dotknął rany, po chwili zlizując krew z kciuka, a resztą palców rozsmarował ją po twarzy, jakby w postaci makabrycznych barw wojennych. Ponownie ryknął i uderzył po raz kolejny, szerokim zamachem celując w twoje biodro.
-
Tym razem spróbował zablokować nadciągający cios Norda, a jeśli to się powiodło, Reinhardt wyprowadził kontratak w postaci trzech cięć - wpierw ukośne cięcie skierowane w brzuch oponenta, a później dwa ciosy poziome, skierowane w jego ręce.
-
Tym razem pełen sukces, choć dwa ostatnie ciosy nie dały wiele, przeciwnik wciąż był w stanie utrzymać broń, przynajmniej w teorii. W teorii, bo w praktyce jedną ręką musiał tamować wypływające z jego brzucha wnętrzności, twój pierwszy cios okazał się aż za skuteczny. Nie żeby go to zatrzymało, po prostu odrzucił topór dwuręczny, a jakiś jego pobratymiec z tłumu rzucił mu mniejszy toporek, którym mógł walczyć jedną ręką, toteż wzniósł go w górę i rzucił się na ciebie z niezmiennym rykiem.
-
Spróbował zablokować kolejny z ataków Norda, a następnie wykonał dwa zamachy mieczem - pierwszy będący poziomym cięciem w kierunku klatki piersiowej Norda, a drugi, również jako poziome cięcie i mający nastąpić po pierwszym ataku, skierowany w głowę Norda.
-
Pierwszy atak zbił, drugiego uniknął, ale tylko przypadkiem, bo nie mógł dalej oszukiwać nadchodzącej śmierci: upadł na kolana, otoczony krwią i wnętrznościami wypływającymi z rany. Szeptał coś pod nosem, nie byłeś pewien czy modły do swego boga czy może jakieś klątwy, które właśnie na ciebie rzucał.
-
Spojrzał przez chwilę na truchło Norda, a następnie zwrócił się w stronę pozostałych czempionów, wskazując na nich palcem.
-- I to miał być jeden z Waszych czempionów?! Już nawet kulawe Gobliny potrafią lepiej walczyć od niego. Na pewno któryś z Was jest od niego lepszy. Dalej! Kto z Was ma być następnym, który stanie ze mną do walki?! - krzyknął wściekle w kierunku Nordów. -
Nie zdążyłeś wypowiedzieć całego zdania, gdy jeden z Nordów wyszedł przed szereg z dwoma toporkami i od razu cisnął je w twoją stronę.
-
Spodziewał się w zasadzie tego, że któryś z Nordów nie da mu dokończyć zdania, patrząc na to, w jak niepochlebny sposób się wypowiedział o ich martwym towarzyszu. Niemniej, Reinhardt starał się uniknąć obydwu toporków, a jeśli to się udało, zaszarżował na Norda, który wyszedł przed szereg, przygotowując się do wykonania poziomego cięcia w kierunku jego brzucha.
-
Nie udało się, ale szczęśliwie ten pocisk, który dosięgnął celu, nie był w stanie przebić się przez twoją ciężką zbroję. Nord pospiesznie ściągnął tarczę, którą nosił na plecach, blokując nią twój cios. Wyszarpnął też miecz z pochwy u pasa i od razu zaatakował szerokim zamachem znad głowy.
-
Starał się zablokować nadchodzący cios swoim mieczem, a w przypadku sukcesu zaatakował ponownie, tym razem jednym pionowym cięciem w stronę ręki Norda, która trzymała tarczę, aby następnie w tą samą rękę wyprowadzić poziome cięcie, niezależnie od tego, czy pierwszy cios trafił, czy nie.
-
Udał ci się zarówno blok, jak i cios. Ba, ten drugi udał się nawet lepiej, niż planowałeś, bo roztrzaskał tarczę twojego przeciwnika. Nord odrzucił to, co z niej zostało, gotowy do dalszej walki, aż nagle zamarł, tak jak inni wojownicy z Karak’Akes, na dźwięk rogu. Zauważyłeś, jak z obozu Nordów wychodzą kolejni wojownicy, z pewnością o wiele wyżej postanowieni niż ci śmiałkowie. Kątem oka zauważyłeś również, że przeciwnicy Zamara również wstrzymali się z walką. Przynajmniej ci, którzy jeszcze żyli, Styric swoimi lewitującymi mieczami zabił trzech z czterech wojowników, którzy rzucili się na niego na początku starcia. Z pewnością więcej miało ochotę dołączyć, ale róg zdawał się ich przed tym powstrzymywać.
-
Przez chwilę spojrzał na czempionów, aby następnie przyjrzeć się bliżej zbliżającym się wojownikom. Skoro są oni prawdopodobnie wyżej postawieni od Nordów, z którymi zarówno Reinhardt, jak i Zamar walczyli, to czy oznaczało to, że Mroczni Paladyni będą walczyć z wodzami Nordów? Nie miał jakiejkolwiek pewności, ale wiedział on tylko tyle, że walka z czempionami była jedynie rozgrzewką przed trudniejszym starciem. Reinhardt uniósł swój miecz w górę.
-- Vomochu! Daj mi siły, abym mógł pokonać mych wrogów na Twoją chwałę! - krzyknął, a następnie przybrał postawę defensywną, gotów walczyć z nadchodzącymi Nordami.