Archipelag Błękitnej Tafli
-
Mężczyzna odebrał od Ciebie łącznie dwie złote monety, od razu nalewając piwa, choć na posiłek musisz poczekać, bo dopiero co wydarł się do kuchni o posiłek. Słysząc pytanie, parsknął śmiechem, stawiając przed Tobą kufel.
- Ano. Ostatnio rozbił się tu statek piratów, Demony już dwa razy zostały odparte z naszej wyspy, a syreny to już wszyscy mieszkańcy widzieli. -
-Demony? Tak głęboko w kraju? I co z tymi piratami, przeżyli? I czy te syreny sprawiają wam jakieś kłopoty? - Jorbart zmarszczył brwi, nie pamiętał żeby kiedyś słyszał o atakach demonów na wyspach, one raczej unikają wody. Pociągnął porządny łyk z kufla i usadowił się wygodniej, karczmarze zwykle wiedzieli więcej niż zwykli wieśniacy.
-
//Ale wiesz, że on robi Cię konkretnie w jajo, nie?//
-
//domyślam się, Jorbart niestety nie, koleś jest naprawdę zmęczony po podróży, w końcu łódka mu się rozbiła, musiał płynąć wpław.//
-
//Jak tam chcesz.//
Ten tylko ponownie parsknął śmiechem, najwidoczniej nabijanie się z Ciebie nie było dla niego aż tak dużą rozrywką, w przeciwnym wypadku mógłby jakoś pociągnąć ten teatrzyk dalej.
- A Ty kto? Na kupca nie wyglądasz, a tu tylko tacy przypływają. -
Jorbart pokręcił głową. - Jestem wędrownym magiem, chcę popłynąć do stolicy. Po drodze pomagam różnym wioską w zamian za podwózkę na następną wyspę lub parę monet. Mam blade pojęcie o leczeniu, znam się na magii mroku. Wam też mogę pomóc jeśli tego potrzebujecie. - Dopił resztę piwa i rozsiadł się wygodnie czekając na jedzenie. Miał nadzieję że tutaj uda mu się zarobić.
-
- Magia Mroku? - mruknął, nieco rozdrażnionym tonem, zauważyłeś również, że powoli opuszcza dłoń wzdłuż ciała, pod ladę, jakby coś tam trzymał. - To się tym lepiej nie chwal, bo Cię powieszą.
-
- Nie jest to normalna magia mroku, używam pewnej jej wariacji, można ją uznać za magię iluzji, jest to pewna mieszanka szamanizmu, szczypty magii mroku i trochę oryginalności. Dla przykładu… - Jorbart wyobraził sobie strzały wlatujące do środka i układające się w napis “witaj” i przesłał jego wizję karczmarzowi. Pomimo praktyki nadal wzdrygnął się na dźwięk stuku strzał.
-
- Chuje-Magi, wszędzie ich pełno. - mruknął pod nosem karczmarz i wyszedł do kuchni, zapewne po Twoje zamówienie. To chyba ta wyspa, gdzie nie powinieneś afiszować się ze swoimi zdolnościami, przynajmniej na początek.
-
//wleciało do środka z 50 strzał i zareagował w taki sposób? Serio?
-
//Sądząc po tym, że powiedział “wszędzie ich pełno” to najwidoczniej nie jesteś pierwszym Magiem, jakiego w życiu poznał, i wykonywali oni coś prawdziwego, nie iluzję, do tego o wiele bardziej efektownego. Gość jakąś ważną postacią nie będzie, ale liczyłbym, że z nim pogadasz i jakoś wyciągniesz z niego informacje na temat jego przeszłości.//
-
//no ale magia iluzji jest unikalna no i dosyć rzadka, z tego co widziałem żadna inna nie sprawia iluzji prawdziwych rzeczy, magia jest chyba bardziej rozpoznawalna, ale dobra, jedziemy.
Jorbart uniósł brwi i poczekał na karczmarza. - Imponujące, zwykli ludzie już teraz skakali by pod stoły, widziałeś już gdzieś kiedyś magię iluzji? Z tego co wiem jestem dopiero 3 pokoleniem magów iluzji, nie wiem czy nie ma nas więcej niż stu. - Rzucił okiem na posiłek. -
//Dalej nie rozumiesz: Iluzja, nieważne jak dobra, blednie w obliczu prawdziwych, materialnych dokonań, przynajmniej według niego.//
- W chuju mam Twoją Magię Iluzji, cokolwiek to jest. Widziałem kiedyś inne rzeczy. Dawno, ale widziałem na własne oczy, jak jeden Mag sam, w jeden dzień, zbudował zamek, który nie zmieściłby się na tej wyspie. Jak inny łańcuchem piorunów zabił tysiące Demonów, a inny kilkoma słowami i gestem Magią Światła wypalił całe ich legiony. Dzięki Magii niektórzy potrafią latać, napuszczać Drowy na Demony i odwrotnie, przewidywać przyszłość… Kurwa, widziałem już sporo, nie próbuj mi wmówić, jaki Ty nie jesteś doskonały, bo nie jesteś. I jeśli tacy Magowie teraz bronią kontynentu, to ja się cieszę, że zamieszkałem tutaj.
Po tym przydługim wywodzie, który miał miejsce dopiero, gdy wrócił z kuchni, z tegoż pomieszczenia wyszła kobieta niosąca Twój posiłek. A może nawet nie kobieta, dziewczyna, nie mogła mieć więcej niż dwadzieścia lat, choć musiałeś przyznać, że mimo to było na czym zawiesić oko… Na przykład na rudych włosach do łopatek, piegach na twarzy i zielonych oczach, ma się rozumieć. No i całej reszcie. Spojrzała się na Ciebie ze zdziwieniem, najwidoczniej nie przywykła do obsługiwania innych, niż mieszkańcy tej wioski lub okazjonalnie jacyś handlarze, ale bez słowa postawiła przed Tobą misę z parującą kaszą, gotowanym mięsem i jakimś sosem, odchodząc z powrotem do kuchni. -
//jeśli każdy może ją rozpoznać to jest ona nieco bezużyteczna no ale ok
Jorbart zajadał się gulaszem. - Jesteś weteranem wojen z demonami? Mój ojciec też walczył, nie pożył jednak zbyt długo. -
//Nie piszę, że każdy, taki NPC Ci się trafił.//
- Wyprułem sobie żyły na tym jebanym kontynencie, a i tak nie było warto. - mruknął. - Zostawili wszystko dla Drowów-zdrajców i tych wampirzych popierdoleńców. -
// Demony szanują każdego
innego demona, dołącz. -
//Mamy Sukkuby i popierdolonych szachistów.//
-
// O mnie nie wspomniałeś…
-
//Bo nie chcę go przestraszyć.//
-
// On mnie GMuje na jednej grupie, ale racja. Wszystkich kart nie należy odsłaniać, bo nie będzie zabawy.