Trzewia
-
A więc pora się tym zająć, bo jeśli ktoś miał Wam tu pomóc czy o Was zadbać, to albo o tym zapomniał, albo się spóźnił, więc jesteście zdani na siebie, a im szybciej wdrożysz swoje plany w życie, tym lepiej.
-
W sumie miał to w dupie. Poszukał wzrokiem, jakiegoś upadłego, który wyglądał jak tutejszy stary wyga. Pouzbrajany po zęby, masa blizn wypalonych ogniem. -
Witaj. Wiesz kto dzisiaj walczy? Jest tu jakaś rozpiska? - -
- Świeże mięso kieruje się tam. - odparł z niejaką pogardą, jak przystało na weterana rozmawiającego z nowicjuszami, w których widział pewnie tylko pole do rozbiegu, gdybyście spotkali się na piasku areny. Ale pomógł, i to było najważniejsze, wskazując na jakiś budynek, zbudowany z granitu i bazaltu, bezpośrednio przylegający do trybun okalających arenę na dole, na najwyższym piętrze Trzewi.
//Z ciekawości: Zgadniesz, czym się inspirowałem, tworząc tę lokację?// -
Parsknął tylko z lekką pogardą i ruszył w tamtym kierunku, dając swojemu oddziałowi znak, by poszli za nim. Wywiad przed walką jest najważniejszy
-
//Chyba nie.//
W środku zastałeś wielki chaos i rozgardiasz, dziesiątki Demonów i Upadłych, setki niewolników i gladiatorów. Tutaj najwidoczniej skupywano tych, którzy mieli trafić do aren czy kopalni albo szkół gladiatorów, przyjmowano też zapisy gotowych drużyn na walki dziś i później, obstawiano oficjalne zakłady, wpatrując się przy okazji w wielką tablicę zawieszoną na suficie, gdzie rozpisano ścierające się ze sobą drużyny i terminy pojedynków. Walka była najwidoczniej toczona do całkowitej eliminacji przeciwnika, ponieważ z kilku gladiatorów w przegranej drużynie, zawsze wszyscy kończyli martwi, nikt, jeśli nawet mógł, nie okazywał tu łaski słabym. Tak jak powinno być. -
Nie lubił takich miejsc, masa pyszałków mających się za nie wiadomo kogo i ci, którzy zostali tak zezwierzęceni, że nawet Upadłymi ich nazwać nei można. Instynkt przetrwania to dar, a zarazem klątwa. Spojrzał na rozpiskę i poszukał swojej drużyny.
-
Świetny plan, szukać swojej drużyny kilka minut po tym, jak przybyło się do Trzewi, gdzie nigdy nie byliście i nikt Was nie znał. W sumie to dziwne, że nikt Was nie wpisał… Czyżby chcieli, żebyście zrobili to sami? Żebyście w ogóle zaistnieli gdzieś jako oficjalna drużyna?
-
Myślał, że jego pani już ich zgłosiła… Dobra, poszukał jakiejś kolejki zgłoszeniowej, czy czegoś takiego.
-
No i pomyliłeś się. Zapisy przeprowadzał jakiś Upadły, wysoki, chudy ze spiralnie skręconymi rogami, który za cholerę nie wyglądał na wojownika, choć pewnie mógł być Magiem. Lub obdarzono go w inny sposób, słyszałeś przecież o Demonach, które swoich podopiecznych zaopatrują w telekinezę, telepatię, wielką inteligencję i tym podobne, przydatne, acz niebojowe umiejętności.
-
Sendemir zawsze chciał mieć coś podobnego do demonicznych mocy. Coś jak przeciwieństwo magii światła… Magia ciemności, tak to chyba można nazwać. Cóż, może po tej misji uda mu się to uzyskać. Stanął w kolejce.
-
Nie była zbyt długa, toteż szybko nastąpiła kolej Twoja, a także pozostałych Upadłych, a siedzący przed Wami Upadły obdarzył Was znudzonym spojrzeniem, jak wszystkich innych wojowników.
- Podajcie swej imiona i nazwę drużyny, żebym mógł zająć się formalnościami. -
- Sendemir, wierny sługa Pani Azer`Khalit. - Poczekał, aż reszta się przedstawi i kontynuował: - Niech będzie “Biesy Azer”. - Rzucił pierwsze, co mu przyszło do głowy. To tylko jeden turniej.
-
Skinął głową i zajął się wpisywaniem Was na zwoju papirusu, który przekazał latającemu Impowi, a ten poleciał z nim na górę, do tablicy, gdzie to zostaliście wpisani.
- Pierwsza walka zacznie się już za godzinę, przygotujcie się. - odparł Upadły i odprawił Was gestem dłoni, ale szybko się zreflektował. - A skoro przysłała Was ta Demonica z Popielnej Grani, to udajcie się najpierw na dolne poziomy i poszukajcie nadzorcy niewolników imieniem Khalid, do niego miałem skierować wysłanych przez nią gladiatorów. -
Tam też ruszył, przelotem sprawdzając na liście z kim walczą. Dolne poziomy… To dobrze nie zwiastuje. Albo zwiastuje bardzo dobrze, zależy jak na to patrzeć. Pierwszy musi sobie przypomnieć… Arena ma jakiś regulamin?
-
Z tego, co przelotnie słyszałeś na temat Trzewi, każdy ruch był dozwolony, o ile pomógł Ci zabić rywala. Może poza atakami na publikę. Mogłeś nawet zabić własnych kompanów z drużyny, a nikt Cię za to nie ukarze. Gorzej, że później nikt nie chciałby być z Tobą w jednej drużynie i jako samotnik padłbyś prędzej niż później. No i był jeden zakaz: Jak najmniej Magii. A najlepiej wcale. Choć była efektowna, to pozwalała zakończyć walkę zbyt szybko, a publika łaknęła długich, satysfakcjonujących walk, które mogłaby później opowiadać innym lub rozpamiętywać przez miesiące czy lata. Co zajmującego jest w walce trwającej kilka sekund, które sprawnemu Magowi wystarczą, aby spopielić całą drużynę przeciwną? Może i to spektakularne, ale każdy, kto liczył na długi rozlew krwi i szczęk oręża, poczułby się co najmniej zawiedziony. Jeśli chodzi zaś o walki, to dopiero co Was wpisali, a nawet jeszcze mogli tego nie skończyć, nie masz co liczyć na to, że jakaś tajemna machina losująca dobierze Wam przeciwników z marszu. A to, że Upadły wiedział, kiedy zaczyna się walka, wynikało pewnie z jakiegoś harmonogramu czy innego grafiku, który znał po miesiącach pracy na tym stanowisku.
-
Poszukał jakiegoś zarządcy niewolników. - Gdzie znajdę Khalida? - Spytał od razu, nie tracąc czasu na zbędne dyskusje. Im szybciej, tym lepiej. I dobrze, że jak najmniej magii, ogniem nie zabije odpornych na ogień, a z pioruna korzystać jeszcze nie może. Jeszcze. Użyje swojego standardowego zestawu, włócznia i tarcza, a jako broń boczna krótki miecz.
-
Może i dobrze, ale w ten sposób Upadła z Twojej wesołej ekipy traciła na możliwościach bojowych niemalże całkowicie, skoro znała Magię i to pewnie na niej się skupiała. Kto wie, może nie będzie do końca bezużyteczna, powinna potrafić walczyć, ale nie widziałeś, aby nosiła jakąkolwiek broń… A wpisaliście ją do drużyny, musi stawić się na arenie, gdzie ktoś będzie musiał ją ochraniać, żeby nie padła łupem innych gladiatorów.
Jak się okazało, Khalid był jakimś Demonem, wysokim na ponad dwa metry, z bicepsami wielkości pni drzew, wyrzeźbioną jak dłutem sylwetką, którą okazywał chyba zbyt demonstracyjnie, nosząc się nago od pasa w górę, z krótkimi rogami i ogonem. Znaleźliście go, gdy smagał grupę ludzi batem, nie wiedziałeś, czy dla czystej przyjemności, czy może miało to jakiś większy cel, choćby reprymendę lub karę za porażkę. -
- Azer Khalit nas do ciebie przysyła, Khalidzie. - Powiedział głośno, tak by przebić się przez odgłosy biczowania. Spyta się jej o to po rozmowie z demonem, możliwe, że będzie musiał jej kupić broń z własnych funduszy.
-
Pokiwał głową, przypinając bicz do pasa i krzyżując dłonie na masywnej piersi.
- Widywałem lepszych. - skwitował po chwili taksowania Was wzrokiem i machnął ręką. - Za mną. -
- Zmysły czasem mamią. - Skwitował i ruszył za nim.