Wielkie Równiny
-
Póki co przez Wielkie Równiny ciągnęła się tylko jedna linia kolejowa, łącząca Dodge City, Imperium, Nadzieję i wszystkie większe miasta, rancha, plantacje i kompleksy górnicze, wybudowana z inicjatywy Thomasa Magrudera. To już jakaś poszlaka, ale gorzej, że nie widziałeś nic więcej poza pociągiem i sceną napadu, więc nie możesz ustalić, gdzie miało to miejsce dokładnie, a sama linia kolejowa ciągnie się setkami kilometrów przez prerię, to mogło się zdarzyć wszędzie.
-
- Niech ten pojeb mnie intuicyjnie poprowadzi, zdany się na szczęście. - No i jedziemy w kierunku linii kolejowej.
-
Samo jej znalezienie trochę wam zajęło, był już środek nocy, gdy udało się wam odnaleźć linię kolejową, a to właściwie dzięki temu, że gdzieś przejechał pociąg, który usłyszeliście i choć już odjechał, to naprowadził was na cel.
-
Zadał się na intuicję i jak każdy łachmyta, skręcił w lewo, tak też prowadząc zielonego przygłupa. - Znasz jakieś piosenki? W chuj nudno tu. - Spytał w trakcie drogi, na rozluźnienie. Jak już muszą razem siedzieć, to dobrze byłoby się jakkolwiek poznać, żeby go nie wkurwił czymś co w ich kulturze jest obraźliwe.
-
- Nasze kobiety śpiewają, wojownicy nie. - odparł, ale niezbyt ostrym tonem, więc raczej go nie uraziłeś. Jeśli liczyłeś na to, że znajdziesz po drodze tego, kto napadł na pociąg, jego ofiary lub sam pociąg to byłeś w błędzie, ale rozwiązanie problemu samo się znalazło, gdy w oddali, niedaleko od linii kolejowej, zauważyłeś jakiś budynek. Kojarzyłeś je, stacja kolejowa lub posterunek. Różniły się od siebie tym, że w tej pierwszej pociąg zatrzymuje się na dłużej, wysadzając pasażerów i towary, oraz ładując kolejne, było tam też więcej ludzi i więcej ochrony. Posterunki zaś były mniejsze, nie było tam podróżnych czy towarów, chyba że byli to specjalni goście lub specjalne przesyłki. Były mniejsze i miały mniej ochrony, ale to nie znaczy, że były łatwym łupem, ponieważ i posterunki, i stacje otaczano różnymi umocnieniami i zabezpieczeniami, a porządku pilnowali tam wynajęci najemnicy i ludzie Magrudera, Człowieka Kolei, twarde oprychy, dobrze uzbrojone i doświadczone, którzy mieli za zadanie odpierać ataki tubylców, bandytów czy konkurencji.
-
- Wybijamy się tam, wyżynamy wszystkich poza jednym i dowiadujemy się czy były ostatnio jakieś napady na inne placówki. Co ty na to? - Spytał zielonego, bo w końcu podobno są równi. Oczywiście Samarkanda spróbuje później zostać dowódcą, ale do tego potrzebuje poparcia.
-
- Łowcy cierpliwi. Nie atakuje się całego stada Lembu, które może się bronić, ale czeka się, aż któreś odłączy się od stada. - odparł. Nie byłeś pewien czy wątpił w twoje umiejętności, w swoje czy była to tylko rada, ale widocznie średnio kręciło go zaatakowanie tak dobrze ufortyfikowanego i bronionego miejsca ot tak.
-
- Nie umiesz się bawić, ale dobra, jestem dobrym wujaszkiem, zrobimy po twojemu. - Samarkanda zasmucił się na myśl o tym, że nie będzie mógł po prostu narobić tam chaosu i wyżynać ich po kolei z cieni, ale poszedł na ustępstwa względem zielonego. Trza się uczyć od innych czasem, nie?
-
Nowe doświadczenie to jedno, fakt że taki plan mógłby skończyć się napełnieniem was obu ołowiem to już inna kwestia. Musieliście być cierpliwi kilka godzin, gdzie mało cię szlag nie trafił podczas czekania, bo dopiero po upływie tego czasu jakiś jeździec opuścił posterunek i udał się w równiny. Najpewniej był kurierem albo gońcem, a to oznaczało, że poza przesłuchaniem go możecie zdobyć też korespondencję, która może się przydać. Lub chociaż służyć za podpałkę przy rozpalaniu ogniska.
-
- Ja go z prawej, ty go z lewej. Nie ma co się bawić w ukrywanie, bo na pewno usłyszy konie, walimy galopem. - Wydał dyspozycję podążając z odległości za jeźdźcem, w końcu zjeżdżając na drogę. Gdy zbliżył się na granicę słyszalności jeźdźca, oddał strzał z karabinu w jego konia, przewiesił sobie przez plecy i puścił konia galopem, trzymając rewolwer w jednej dłoni.
-
Lembu, choć lepszy na dłuższe podróże, mogący więcej unieść, dłużej obyć się bez wody i pokarmu oraz taranować wrogów w razie potrzeby, nie mógłby dogonić konia w pełnym galopie, więc Ubairg szybko został w tyle. Dlatego pozostawił ci pościg, a sam ruszył zabezpieczyć tyły, w razie gdyby w posterunku dostrzeżono waszą napaść i próbowano wysłać pomoc kurierowi. Ten z kolei nie był głupi albo taki atak nie był dla niego pierwszyzną, więc w pełnym galopie dobył broni z kabury i wycelował w ciebie swój rewolwer. Pierwszy strzał chybił o włos, drugi mógłby być o wiele groźniejszy, ale w tym momencie kula z twojego karabinu trafiła jego konia, a ten stanął dęba, zrzucając jeźdźca, który jednak szybko się pozbierał i zamiast gonić za uciekającym wierzchowcem, sięgnął po drugi rewolwer i zaczął strzelać do ciebie z obu luf na raz.
//Nie jest to jakiś większy błąd, ale dróg jako takich tu nie ma.// -
//Chodziło mi o szlak, w sensie trasę.//
Złapać nie zabić, taki był ich cel. No i od razu widać że to amator, strzelanie z dwóch broni na raz nie jest dobre, gdy zależy ci na celności. Opróżnił cały rewolwer celując w jego kolana i gdy ostatbia kula została wystrzelona, rzucił mu bronią w łeb, najwyżej się ją podniesie. Po tej akcjiz puścił wodze konia i zeskoczył z siodła do tyłu, chcąc zrobic przewrót, by zamortyzować upadek i przede wszystkim uniknąć pocisków brnących w jego celu. -
//Aaaa. No to prędzej.//
Kilka pierwszych kul spudłowałeś, obezwładnienie przeciwnika było trudniejsze, niż zabicie go z zimną krwią, zwłaszcza w pełnym galopie i pod ostrzałem, ale w końcu ten klęknął po jednym ze strzałów, a później upadł. Choć zwijał się z bólu, zdołał jeszcze wbić do rewolweru dwa naboje, nim wycelował go w ciebie, drugą dłonią ściskając ranę w kolanie. -
On jest tępy czy tępy? Powinien strzelić jednym już dawno jeśli chciał przeżyć. Zaczął się wycofywać, gotowy do robienia padu w tył jeśli zauważy przeciwnika pociągającego za spust. Uniósł ręce na znak poddania. - Amigo, nie rób pochopnych ruchów, nikt nie chce tutaj stracić życia. Odpowiesz mi na kilka pytań i rozejdziemy się w pokoju. - Mówił spokojnym głosem, powoli, kupując czas. Pokładał nadzieję w tym zielonym ogórze, wystarczy że zajdzie wroga od tyłu i jebnie go w łeb.
-
Póki co miał inne zadanie, przynajmniej według niego, pilnując, aby żadna odsiecz nie przybyła niespodziewanie lub nie przybyła w ogóle, jeśli zdoła ustrzelić ich z łuku, więc musisz polegać tylko na sobie.
- Dobra, pytaj. - rzucił tamten krótko, trzymając cię cały czas na muszce. -
- Ktoś ostatnio napadł na pociąg w okolicy? - Dalej się wycofywał, minimalnie skręcając w kierunku czegoś, co mogłoby posłużyć za osłonę, na przykład głazu.
-
Żadnych osłon tu nie było, nie licząc twojego rumaka, co znacznie utrudnia ci działanie przeciwko mężczyźnie wciąż trzymającym cię na muszce.
- A ty co? Łowca nagród? -
- Szukam kilku skurwysynów i dowiedziałem się, że jeden albo planuje albo już napadł na pociąg. To wiesz coś na ten temat? -
-
- Powiedzmy. Zależy czy chodzi ci o kogoś, kto sam wykonuje napady, czy o jakiś gang, którego jest szefem.
-
- Jeden człowiek, a właściwie nie czlek, bo ma 4 łapy. I 4 rewolwery.