Wielkie Równiny
-
//Ekhem.//
-
- Nie chcesz trochę kasy? Na posterunkach można nie dość, że dostać sporo broni z zabitych, to jeszcze cennych dokumentów i zarekwirowanego złota. No i bardzo ciekawe tajne informacje.
-
- Niech to nie trwa za długo. - odparł po chwili namysłu i wsiadł na swojego Lembu, odjeżdżając. Wątpiłeś, żeby opuścił ciebie a tym bardziej sprawę, pewnie pojechał zapolować albo pobawić się w swoje dzikie rytuały plemienne czy co oni tam uprawiali. Niemniej, gdy znikał już za horyzontem, twój jeniec powoli się budził.
-
Eliash wziął nóż. Najpierw pozbawił swoją skrępowaną ofiarę palcy u nóg, a następnie je wypalił, bez żadnego słowa. Pokazał mu swoje lekko zwietrzałe ciało w całej okazałości, by typ widział, iż nie ma do czynienia z kimś, kto chodzi wśród żywych. Naciął mu też ścięgna. - Ustawienie strażników i rozpiska wart. Podaj ją. - No i rozpoczął dzień tortur połączonych z przesłuchiwaniem, których głównym celem było poznanie wszystkich sekretów kompleksu. Eliash zna się na brutalności i bólu, przeżył wiele w swoim życiu, sam był kilkukrotnie torturowany.
-
Pierwszym, co usłyszałeś, był głośny jęk bólu, naturalna reakcja. Później wyzwiska i inne bluzgi, skierowane może niekoniecznie pod twoim adresem, nie chciał raczej cię zbytnio zirytować, ale jakoś próbował dać w ten sposób ujście emocją, czasem też pokrzykując. Gdy skończył, spojrzał na ciebie z mieszaniną strachu, prośby o litość, ale widziałeś też tam coś jakby… rozbawienie? Nawet jeśli, to szybko zniknęło.
- Chętnie bym powiedział, ale nie wiem. - odparł, zaciskając zęby z bólu między każdym słowem. - Dostałem tu przydział wczoraj, służymy na takich posterunkach rotacyjnie, właśnie na takie okazje. -
- Byłeś w środku, znasz rozkłady takich posterunków. Nie baw się ze mną, dziecko. Przeżyłem wystarczająco długo, by wiedzieć iż kręcisz. A teraz kara. - Rozciął mu skórę na plecach, tworząc “kieszonkę” pomiędzy żebrami przy sercu, a skórą, wziął garść żwiru, wsypał ją do otworu i przyklepał żwir. - Mów, bo następnym razem będą to rozgrzane węgle.
-
- Zmieniają się co godzinę, przed bramą jest trzech, pięciu innych kręci się po murach albo posterunku. - powiedział szybko, rzecz jasna nie od razu, najpierw musiał się wykrzyczeć i dojść do siebie po tej dawce bólu. - Zadowolony?
-
Przyklepał żwir jeszcze raz. - Grzeczny piesek. Teraz powiedz ilu dokładnie ich jest i co ile robią zmiany.
-
//Właśnie to powiedział.//
-
Reich:
Choć wciąż czułeś się obserwowany, a nerwowe zerkanie za ramię denerwowało nawet twoich kompanów, to jednak wasi prześladowcy zdawali się kompletnie skupić na nożowniku i ciebie zostawić w spokoju. Wciąż byłeś ciekaw czy uznali ciebie za taką płotkę, czy jego za tak grubą rybę? A może i to, i to? Niemniej, opuściliście Czaty i dość szybko wróciliście na stare śmieci, czyli bezkres Wielkich Równin. Musiałeś przyznać, że wynajęci najemnicy to profesjonaliści, bo dobrze dbali o twoje bezpieczeństwo, o to, aby żaden niewolnik nie uciekł i tak dalej. Dziwny był tylko ich herszt, który znikał prawie co noc, ponoć po to, aby sprawdzić teren wokół obozowiska, choć powinno zająć mu to maksymalnie godzinę, a tak znikał na całe lub prawie całe noce, na dodatek nie nosząc w ciągu dnia nawet śladu zmęczenia. -
Już miał do czynienie z Wizjonerem, który zachowywał się podejrzanie i nie wynikło z tego nic dobrego. Może nie powinien zagłębiać się w te sprawę tylko jechać prosto do domu. Jednak wrodzona ciekawość Kyle’a uniemożliwiała mu to. Uznał że po prostu zapyta o herszta o te nocne wypady, a jeśli ten nie zechce odpowiedzieć, nie będzie naciskał. Czekał na dogodny moment kiedy mógł z nim porozmawiać na osobności
-
Zazwyczaj zostawał trochę w tyle lub, tak jak teraz, wyjeżdżał na koniu przed waszą grupę, chcąc sprawdzić, czy nic was nie ściga lub na dalszej drodze nie czai się żadne zagrożenie, bo nawet jeśli zgubiłeś tych tajemniczych prześladowców to wciąż pozostawały niebezpieczeństwa, które czają się nie tylko na Wizjonerów, takie jak rozmaici bandyci, agresywni tubylcy, dzikie zwierzęta i krwiożercze bestie.
-
- Zasłużyłeś, brawo. - Skręcił mu kark. Szukał wzrokiem ogóra obwieszonego skalpami, miał coś załatwić. Przyatakujemy bramę w trakcie zmiany warty, tak będzie najlepiej.
-
Nie miałeś pojęcia, czemu odjechał, ale gdy wyszedłeś z powrotem na prerię, to już wracał.
- I…? - zapytał krótko, gdy po kilku minutach dojechał na miejsce i zsiadł z wierzchowca. -
- Wiem wszystko czego potrzebujemy. Możemy atakować, wystarczy wyczuć moment zmiany warty. - Uśmiechnął się szkaradnie, wyciągając ten organ, jaki zbierał jako trofea. - Chcesz jego skalp czy każdy z nas musi osobnego trupa zgarniać? -
-
- Trup to trup. - odparł, wzruszając wszystkimi ramionami. I rzeczywiście, wytargał zwłoki z kryjówki, po czym je oskalpował, chowając świeże trofeum do jednej z sakw zawieszonych na swoim wierzchowcu. Nie pozostało wam wiele, jak ruszyć i zaczaić się na odpowiedni moment.
-
Wezwał swoją szkapę i wsiadł na nią, powoli jadąc w kierunku posterunku. Chciał go najpierw po cichu objechać, by znaleźć najlepsze miejsce do przyczaiki.
-
Jak wskazuje nazwa, Wielkie Równiny pozbawione są wzniesień i czegokolwiek innego, co może posłużyć za kryjówkę. Poprzednio obserwowaliście posterunek z odległości kilku kilometrów, aby was nie zauważono. Nie dało to wielkich szans na rekonesans, ale jeśli podjedziecie bliżej, możecie być pewni, że was zauważą, i nawet jeśli nie zaczną strzelać od razu, jak wejdziecie w zasięg ich broni, to i tak cały element zaskoczeni trafi szlag.
-
- Jesteś gotów czołgać się kilometr w pyle? - Spytał widząc jedyne rozwiązanie w czymś takim.
-
- Jak trzeba, to trzeba. Albo chociaż zaczekać do zmroku, wtedy będzie łatwiej.