Diabelski Kanion
-
— Ci tutaj nie widzieli mojej ludzkiej facjaty, ani nie znają mojego imienia, więc o ile zostawię ich w pobliżu miasta i zniknę to nie będzie problemów. Nie przyjemny jest tylko fakt, że raczej z nagrodą się pożegnam. — Westchnął: — Chyba, że Pan, Panie Petrie, mógłby z tym mi pomóc. — Spojrzał pytająco na rewolwerowca.
-
- Pomóc? Jak mógłbym Ci niby pomóc?
-
— Prosto. Przy samym mieście przejmiesz i dostarczysz tych ludzi na miejsce, a potem odbierzesz nagrodę. Później spotkamy się, a ja dam Ci za tą przysługę ćwiartkę tych pieniędzy, resztę oddasz mi. Co Pan na to, Panie Petrie? —
-
- Co miałoby mnie powstrzymać przed zgarnięciem całej zapłaty i kropnięciem Cię choćby tu i teraz, szaraczku?
-
— A co powstrzymywało Cię przed tym od momentu, gdy zauważyłeś mnie w mojej prawdziwej skórze? — Odpowiedział James spokojnie.
-
- Skubaniec, dobry jest. - skomentował Petrie pod nosem, ale potem dodał głośniej: - Niektórzy łowcy głów mają jakiś kodeks. Nie żebym ja zawracał sobie czymś takim łeb, ale cholera wie, czy jacyś Twoi ziomkowie nie spróbowaliby mnie ustrzelić z łuki czy poderżnąć gardła.
-
James rozłożył bezradnie dłonie:
— Nawet gdyby chcieli, to by tego nie zrobili, Panie Petrie. Rzecz leży w tym, że nie mam żadnych “ziomków”. Nigdy nie żyłem wśród mojej rasy. — -
- Cywilizowany lokals, tego jeszcze nie grali. Komedia, ale mnie nawet bawi. Dobra, młody, powiedzmy, że na to pójdę. Gdzie chcesz ich odstawić?
-
— Do Dodge, ludzie stamtąd ich szukali. —
-
- No to w drogę, zanim zlecą się kolejni dzikusi… Mam przeczucie, że będziesz na ich czarnej liście po tym, co zrobiłeś. Ja też bym się wpienił jakby ktoś przerwał mi mój krwawy rytuał.
-
— Albo Amaksjanie albo ludzie. Wybrałem tych bardziej cywilizowanych i mam nadzieję, że mojego wyboru nie pożałuję. —
-
- I ja, młody, i ja. A teraz zabierajmy te baranki, Ty poprowadzisz, a ja będę za nimi, jak tylko pójdę po konia.
-
— Uważa Pan stawianie gościa bez amunicji jako prowadzącego za dobry pomysł czy za sposób na zapewnienie sobie żywej tarczy, która jako pierwsza zostanie zaatakowana przez Niebieskich? — Rzucił pół-sarkastycznie, wchodząc na konia.
-
- Mówiłem Ci już, że jesteś sprytny, co nie? - odparł tamten z uśmiechem i po chwili wrócił, tym razem na własnym rumaku.
-
Na to James parsknął śmiechem, choć w duszy bał się, że skończy właśnie jako cel dla maczug Amaksjan. Ruszył konno w kierunku wyjścia z Kanionu, w kierunku Dodge.
-
//Zmiana tematu. Zacznę, gdy będziesz na miejscu.//