Gwieździsta Puszcza
-
W czasie, gdy oni zajmowali się ich ogłuszonym towarzyszem, James zagadał:
— Dobrze, że wreszcie ktoś zajął się tymi dzikusami… Skąd was tutaj przywiało? -
- Z czterech stron świata. - odparł wymijająco zapytany najemnik, najwidoczniej nie chcąc zdradzać zbyt wielu informacji dopiero co spotkanej osobie.
-
— No… Tego się domyślam. Ale co? Jakiś szeryf was przysłał? Albo burmistrz? Komuś trzeba podziękować.
-
- Jemu to raczej dłoni nie uściśniesz. - odparł z lekkim uśmieszkiem pod nosem.
- Za wysokie progi na Twoje nogi. - dodał inny, przysłuchujący się rozmowie. - Na nasze w sumie też, z nami interesy załatwiał jego pośrednik.
- Stul pysk! - upomniał go ten, z którym rozmawiałeś, a tamten posłusznie się zamknął. -
— A… Rozumiem, tajemnica. No to nie będę drążył, najwyżej jak jakimś cudem wyjdę z tej puszczy, to wyślę list. Listy przyjmuje, co?
-
- Pisać i czytać umie. - odparł wymijająco mężczyzna, a wszyscy powoli zabierali się do powrotu.
-
Poszedł z nimi z powrotem do wozów, licząc na to, że choćby za pomoc w znalezieniu towarzysza wezmą go z sobą.
-
Nie było to takie pewne i dopiero po trwającej jakiś czas naradzie, z której nic nie słyszałeś, udzielono Ci takiego pozwolenia.
- Zostawimy Cię na skraju puszczy z koniem i zapasami na kilka dni. - powiedział w końcu jeden z rewolwerowców. - To i tak więcej, niż dałby Ci ktokolwiek inny na naszym miejscu. Ale że i tak się obłowimy, a Ty uratowałeś jednego z naszych, więc Ci się to należy, tak przynajmniej mówił szef. -
James przybrał fałszywy uśmiech.
— Ah, dziękuję! Są jeszcze dobrzy ludzie na tym świecie. — Odpowiedział z wdzięcznością w głosie. -
I tak też zapakowaliście się na wozy lub konie wraz z zabitymi lub rannymi awanturnikami, niektórzy dosiedli idących luzem wierzchowców i tak ruszyliście w drogę, rzecz jasna wraz z pochwyconymi tubylcami oraz skromnymi łupami, które zebrano na grabieży ich wioski.
//Planujesz coś po drodze czy przewinąć od razu do momentu opuszczenia puszczy?// -
// Możemy przewijać. //
-
//No to klasycznie z twojej strony post, choćby na jedno zdanie, żeby zachować ciągłość akcji.//
-
Patatajał razem z najeźdzcami.
-
Podróż nie była zbyt szybka, jeźdźcy pokonaliby trasę o wiele szybciej, ale musieli trzymać się blisko wozów, które miały problemy z pokonaniem trasy, gdzie nie było nawet udeptanych dróg. Dlatego znaleźliście się na skraju puszczy dopiero późnym popołudniem, jeśli nie wieczorem, a tamci od razu wręczyli ci objuczonego sakwami podróżnymi konia, zgodnie z umową. Nie mieli zamiaru długo się żegnać, jeśli w ogóle, i najwidoczniej uznali, że każdemu spieszyło się tu do swoich spraw i w swoich kierunkach.
-
Nie chciał wydać się nietaktowny, więc jedynie skinął im kapeluszem i machnął ręką na pożegnanie.
-- Do widzenia, panowie! Może kiedyś zdołam odwdzięczyć się wam za pomoc. -
Krzyknęli kilka słów na pożegnanie czy życzyli ci powodzenia, czasem odmachali dłoniami lub kapeluszami, ale niewiele więcej, przyjaciółmi, towarzyszami broni czy nawet kumplami od kielicha to nie byliście. Odjechali w swoją stronę, razem z rannymi, łupami i niewolnikami… Twoimi bądź co bądź współplemieńcami, którzy może zaczęli się do ciebie przekonywać podczas prób, a teraz towarzyszyły ci ich wyzwiska, gwizdy i tym podobne okrzyki. Niewiele rozumiałeś, ale nie musiałeś znać słów, sama barwa i ton głosu mówiły za siebie, tak pełne zawodu i nienawiści były. Nie obwiniali cię raczej o tą napaść, a bardziej o to, że ich zdradziłeś. Mylili się, ale jak mogłeś im to powiedzieć?
-
James nigdy nie zamierzał im o tym mówić. Forma, w jakiej chciał im przekazać swoje prawdziwe motywacje będzie bardziej… demonstracją. Czynem. Tylko najpierw musiał dojść do tego, dokąd zmierzał ten konwój. Dlatego, gdy łowcy odjeżdżali, on sam ruszył nieco w bok, też jakby odjeżdżając. W rzeczywistości poczekał, aż Ci stracą go z oczu, by nie nabrali podejrzeń. Po tym zamierzał podążać za ich śladami.
-
Opuszczając Gwieździstą Puszczę wjadą wprost na Wielkie Równiny. Miejsce pełne niebezpieczeństw, od dzikich zwierząt, przez Wampiry i Wilkołaki ze Złych Ziem, szajki bandytów, na tubylcach skończywszy. Nie jest to przyjemne miejsce, zachęca do czujności każdego, kto nie jest zbyt głupi lub po prostu chce żyć, a ciężko jest się tam ukryć, to w końcu puste i otwarte prerie. Oznacza to, że jeśli nie wymyślisz jak się ukryć przed ich wzrokiem, cały plan szlag trafi. Oczywiście, możesz użyć Magii, ale pytanie, czy to wystarczy i czy nie będzie ci później bardziej potrzebna?
-
Nie, magia nie mogła mu tutaj pomóc. Utrzymywanie iluzji przez tak długi czas było praktycznie niemożliwe, a potrzebował jej pod sam koniec. James wolał pozostawać niewidocznym w inny sposób - zwyczajnie pozostając poza zasięgiem ich wzroku. Ci goście mogli być nieźli, ale nawet oni nie byli wstanie powstrzymać trawy przed gięciem się, końskich kopyt przed pozostawianiem śladów w błocie i piasku czy choćby samych koni, które musiały przecież skubać źdbła i srać po drodze. Jednak głupio byłoby przypadkowo wpaść prosto na nich. James przeszukał co znajdowało się w jukach pozostawionych mu przez łowców.
-
Tak jak obiecali, były to zapasy na kilka dni, głównie suszone i wędzone mięso, wędzone ryby, suchary, suszone grzyby, woda w bukłakach… Nic wielkiego, ale na pewno się przyda, żebyś nie padł po drodze z głodu albo nie musiał narażać życia podczas polowania.