Gwieździsta Puszcza
-
Podróż nie była zbyt szybka, jeźdźcy pokonaliby trasę o wiele szybciej, ale musieli trzymać się blisko wozów, które miały problemy z pokonaniem trasy, gdzie nie było nawet udeptanych dróg. Dlatego znaleźliście się na skraju puszczy dopiero późnym popołudniem, jeśli nie wieczorem, a tamci od razu wręczyli ci objuczonego sakwami podróżnymi konia, zgodnie z umową. Nie mieli zamiaru długo się żegnać, jeśli w ogóle, i najwidoczniej uznali, że każdemu spieszyło się tu do swoich spraw i w swoich kierunkach.
-
Nie chciał wydać się nietaktowny, więc jedynie skinął im kapeluszem i machnął ręką na pożegnanie.
-- Do widzenia, panowie! Może kiedyś zdołam odwdzięczyć się wam za pomoc. -
Krzyknęli kilka słów na pożegnanie czy życzyli ci powodzenia, czasem odmachali dłoniami lub kapeluszami, ale niewiele więcej, przyjaciółmi, towarzyszami broni czy nawet kumplami od kielicha to nie byliście. Odjechali w swoją stronę, razem z rannymi, łupami i niewolnikami… Twoimi bądź co bądź współplemieńcami, którzy może zaczęli się do ciebie przekonywać podczas prób, a teraz towarzyszyły ci ich wyzwiska, gwizdy i tym podobne okrzyki. Niewiele rozumiałeś, ale nie musiałeś znać słów, sama barwa i ton głosu mówiły za siebie, tak pełne zawodu i nienawiści były. Nie obwiniali cię raczej o tą napaść, a bardziej o to, że ich zdradziłeś. Mylili się, ale jak mogłeś im to powiedzieć?
-
James nigdy nie zamierzał im o tym mówić. Forma, w jakiej chciał im przekazać swoje prawdziwe motywacje będzie bardziej… demonstracją. Czynem. Tylko najpierw musiał dojść do tego, dokąd zmierzał ten konwój. Dlatego, gdy łowcy odjeżdżali, on sam ruszył nieco w bok, też jakby odjeżdżając. W rzeczywistości poczekał, aż Ci stracą go z oczu, by nie nabrali podejrzeń. Po tym zamierzał podążać za ich śladami.
-
Opuszczając Gwieździstą Puszczę wjadą wprost na Wielkie Równiny. Miejsce pełne niebezpieczeństw, od dzikich zwierząt, przez Wampiry i Wilkołaki ze Złych Ziem, szajki bandytów, na tubylcach skończywszy. Nie jest to przyjemne miejsce, zachęca do czujności każdego, kto nie jest zbyt głupi lub po prostu chce żyć, a ciężko jest się tam ukryć, to w końcu puste i otwarte prerie. Oznacza to, że jeśli nie wymyślisz jak się ukryć przed ich wzrokiem, cały plan szlag trafi. Oczywiście, możesz użyć Magii, ale pytanie, czy to wystarczy i czy nie będzie ci później bardziej potrzebna?
-
Nie, magia nie mogła mu tutaj pomóc. Utrzymywanie iluzji przez tak długi czas było praktycznie niemożliwe, a potrzebował jej pod sam koniec. James wolał pozostawać niewidocznym w inny sposób - zwyczajnie pozostając poza zasięgiem ich wzroku. Ci goście mogli być nieźli, ale nawet oni nie byli wstanie powstrzymać trawy przed gięciem się, końskich kopyt przed pozostawianiem śladów w błocie i piasku czy choćby samych koni, które musiały przecież skubać źdbła i srać po drodze. Jednak głupio byłoby przypadkowo wpaść prosto na nich. James przeszukał co znajdowało się w jukach pozostawionych mu przez łowców.
-
Tak jak obiecali, były to zapasy na kilka dni, głównie suszone i wędzone mięso, wędzone ryby, suchary, suszone grzyby, woda w bukłakach… Nic wielkiego, ale na pewno się przyda, żebyś nie padł po drodze z głodu albo nie musiał narażać życia podczas polowania.
-
Wybornie, smakowicie, cudnie, suszone nie ma aż tak silnego zapachu, nie przyciągnie drapieżników. Czy zostawili mu choćby jakiś namiot lub koc na noc?
-
Derkę, ale nic więcej. Powinno raczej wystarczyć.
-
Powinno. Odczekał w tym miejscu jeszcze z godzinę lub półtorej. Po niej zaczął podążać ścieżką wytyczoną przez ślady konwoju.
-
Do tej pory zniknęli ci już z pola widzenia, ale to lepiej dla ciebie. Śladów końskich kopyt nie odnalazłeś zbyt wiele, ale na szczęście koła wozu zostawiały wyraźny ślad, więc nie miałeś problemów ze śledzeniem tej bandy. Pytanie tylko, co zrobisz, gdy ich znajdziesz?
-
Na razie plan Jamesa zakładał otworzenie klatek i wypuszczenie swoich pół-pobratymców. Wcześniej jednak wolał poczekać na odpowiedni moment ku temu. Jakiś postój? Miejsce, które zapewni dogodną ucieczkę? Na pewno nie będzie uwalniał ich na środku Wielkich Równin, gdzie łowcy najzwyczajniej wsiedliby na konie i wyłapali wszystkich. Nie, potrzebował lepszego miejsca i sytuacji. Pozostawało mu dowiedzenie się, dokąd ciągną mivvotów.
-
Na pewno do jakiejś ostoi cywilizacji, niekoniecznie miasta w rodzaju Dodge czy Imperium, jeśli już, to prędzej do Czat, bo to tam funkcjonuje chyba największy targ niewolników w całej kolonii. Ale nie wyglądali, jakby mieli zapasy dla siebie, koni i schwytanych tubylców na tak długą trasę, więc gdzieś na pewno zatrzymają się, aby je uzupełnić, o ile rzeczywiście to właśnie Czaty są ich celem. I to najpewniej dopiero tam będziesz mógł ich uwolnić, bo nieważne gdzie zatrzymają się na Wielkich Równinach, tam zawsze da się ich łatwo wytropić, wyłapać lub wystrzelać, jak już sam zauważyłeś, zwyczajnie brak tu jakichkolwiek osłon czy kryjówek, zwłaszcza dla tak wielu osób. Ich kierunek póki co też nic ci nie mówił o celu ich podróży.
-
Póki co było tu kluczowym słowem. Jeżeli gra w karty nauczyła Jamesa czegokolwiek, to tego, że czasem opłacało się być cierpliwym. Może właśnie teraz było takie “czasem”.
-
Może i tak, choć musiałeś przyznać, że ciągnęło się to dłużej, niż sądziłeś. W końcu jednak zrobili dłuższy postój i to nie w centrum Wielkich Równin, a nieopodal jednej z linii kolejowych. Nabierało to już sensu, najwidoczniej gdziekolwiek chcieli ich zabrać, postanowili zrobić to pociągiem, nie mając zapewne czasu i zapasów na wykarmienie tak wielu jeńców. To daje ci też nowe poszlaki, jak choćby to, że nie mogą kierować się do Czat, nie bezpośrednio, bo tam linia kolejowa nie dochodzi, a także, że mogą mieć jakiś układ z Thomasem Magruderem, w końcu to do niego należą wszystkie linie kolejowe, pociągi, chroniący je najemnicy i wszystko inne. Najpewniej wynajął ich, aby ściągnęli mu niewolników do pracy przy kładzeniu kolejnego odcinka kolei żelaznej.
-
To miałoby sens… Niewolnik jest najtańszą siłą roboczą. Wielki zysk niewielkim kosztem. Tak się urządzamy, Panie Magruder?
Przypatrzył się dokładnie. Rozkładali namioty? Czy coś wskazywało na to, że szykują się do dłuższego postoju? -
Nie żeby było to wybitnie rzadkie czy haniebne, niewolnicy pracowali na wielu plantacjach, ranchach i farmach, nie brakowało ich w kopalniach, a kobiety pracowały też w saloonach i burdelach. Dopóki to nie człowiek był niewolnikiem, nie było problemu w całym procederze.
Wręcz przeciwnie, w ich ruchach zauważyłeś nerwowe oczekiwania i zniecierpliwienie. Może czekali na pociąg, który zjawi się niedługo? Albo miał się już zjawić, a się spóźnił i to stąd ta frustracja? -
W takim razie wyglądało na to, że i James zabierze się na przejażdżkę.
— Siedź tutaj i ani rusz z miejsca, jasne? — Spojrzał poważnie na konia, pociągając go za uzdę i niby plącząc ją na niewidzialnym słupku. Nie raz słyszał o tym patencie w barach i kantynach, psychika konia mówiła mu, że jest uwiązany, więc ten siedział jak uwiązany.Sam narzucił na siebie iluzję i zaczął zbliżać się do torów, jednak nie tych w bezpośrednim sąsiedztwie łowców, a tych nieco bardziej oddalonych, położonych na odcinku, gdzie pociąg będzie musiał już stopniowo hamować, by zatrzymać się przy towarze.
-
//Powinienem zrobić przeskok na Wielkie Równiny już jakiś czas temu, no ale trudno, zrobię to jak odjedziesz, jeśli taki jest w ogóle twój plan.//
Choć słyszałeś wiele różnych historyjek od rozmaitych osób w licznych knajpach i saloonach, to jednak ta się sprawdziła i wierzchowiec rzeczywiście został na miejscu. Tobie zaś, dzięki Magii, udało się upodobnić do tła na tyle, że przemknąłeś obok łowców i ich zdobyczy niezauważony. Na dodatek, czy to dobrze, czy to źle, ale słyszysz już i widzisz nadjeżdżający pociąg, który pojawi się na miejscu za jakieś kilka minut. -
Korzystając z tego ukradkiem przeszedł na drugą stronę torów, by podczas wyładunku pociąg przedzielał jego i łowców. Zaszył się tam w trawie, ale tak, by żaden palant nie postanowił na niego przypadkiem nadepnąć, czyli nie za blisko. Tutaj poczekał, aż skład zupełnie wyhamuje. Czas zabrać się na gapę, czyż nie?