Gwieździsta Puszcza
-
Stalowy kolos dojechał na miejsce i zatrzymał się z przeciągłym gwizdem. Tamci nie marnowali czasu i od razu zabrali się do roboty, otwierając kilka wagonów, z czego do jednego ładowali wozy i łupy, do drugiego konie po specjalnej rampie, a do kolejnego zapakowali wszystkich schwytanych tubylców. Co ciekawe, żaden z nich nie wszedł do środka wraz z nimi, najwidoczniej uważając, że trzymanie tam strażników jest zbędne, zwłaszcza jeśli Mivoci się zorganizują, ubiją strażników gołymi rękoma i zdobędą broń. Nie żeby to im wiele pomogło, łowcy niewolników, czy kim oni byli, mieliby i tak przewagę i większą siłę ognia, ale taka śmierć jest lepsza od śmierci w kajdanach na jakiejś plantacji czy coś w tym guście. Oczywiście, gdyby to planowali, to nie uwzględniali w nim ciebie, a to drastycznie zwiększy ich szanse. Niemniej, po zapakowaniu przyszłych niewolników, większość ludzi wsiadła do innych wagonów, uprzednio zamykając wszystkie inne, jeden po drugim. Jeśli chcesz wsiąść do tego, gdzie są twoi pobratymcy lub chociaż do jakiegokolwiek i zabrać się na przejażdżkę, powinieneś działać teraz.
-
I James zadziałał. Jednym susem wskoczył na platformę wagonu, do którego upchano tubylców. Jeszcze nie ściągał iluzji, wolał poczekać na moment, w którym zupełnie nie będzie spodziewany, czyli wtedy, gdy pociąg już będzie na powrót pędził przed siebie. W międzyczasie rozglądnął się za jakąś dogodną kryjówką, pustą przestrzenią między luźnymi deskami, jakimś schowkiem czy innym zakamarkiem, w którym mógłby odetchnąć i zebrać myśli.
-
Może i nie ściągnąłeś iluzji, ale i tak zauważą cię, jeśli będziesz się przez nich przepychał do kryjówki, bo w kącie wagonu pozostało nieco miejsca, co w takiej sytuacji musisz zrobić. Tymczasem krótko po tym, jak wślizgnąłeś się do środka, drzwi od wagonu zamknięto, a pociąg ruszył.
//Uprzedzam, że oni myślą, że to ty sprowadziłeś tych ludzi i jeśli ot tak pojawisz się pośród nich, ściągając iluzję, to pewnie zatłuką cię po kilku chwilach, gdy wyjdą z szoku i zdziwienia.// -
// A oni nie siedzą dalej w klatkach? //
-
//Nie siedzieli w żadnych klatkach, wcześniej pisałem, że transportowali ich wozami i ich związali, nic więcej.//
-
// Fak. //
Cholera.
Cholera.
Cholera.
Kurwa.Nie przemyślał sobie tego do końca.
Cofnął się i sprawdził drzwi. Da radę je otworzyć od środka? -
Gdyby się dało, to zamykanie w środku jeńców nie miałoby większego sensu. Fakt, pozostawali związani, ale gdyby zauważyli okazję do ucieczki, to równie dobrze mogliby nawet przegryźć sobie wzajemnie sznury i uwolnić choć część, aby ci rozwiązali resztę, a później otworzyć drzwi i wyskoczyć z pociągu lub zaczekać, aż ten się zatrzyma, i rzucić się na strażników. Tak więc nie, nie dało się.
-
Dupa. Czarna, wołowa dupa. Ostatnim czasem był jej stałym klientem. Nie był z tego faktu zadowolony.
Musiał zdecydować się na coś. Ostatnia rzecz i podejmie wybór. Czy wagon z niewolnikami był ostatnim w składzie? Jakie były przed nim i za nim?
-
Owszem, był ostatni, więc nie było nic za nim, przed nim zaś mógł być wagon z kwaterami najemników, bo tam wsiadła ich część, gdy pociąg się zatrzymał.
-
No dobra… Czas postawić wszystko na jedną kartę.
Idąc na samej rezerwie, pozostał pod iluzją. Wyciągnął nóż i zaczął rozcinać więzy pozostałych Mivvotów.
-
Byli zdziwieni, to oczywiste, sytuacja była niecodzienna, gdy nagle ich więzy zostają rozcięte, a nikogo nie widać, zwłaszcza że część już pewnie pogodziła się ze swoim losem. Udało ci się pozbawić więzów kilkunastu tubylców, gdy iluzja zniknęła. Tak wiele różnych bodźców sprawiło, że byli osłupiali i masz szansę wyłgać się ze sprowadzenia im na głowy tamtych ludzi i całą tę tragedię, której rzecz jasna nie wywołałeś, ale oni są pewnie o tym przekonani.
-
W takim razie stanął na jednym z krańców wagonu, odchrząknął i zaczął mówić, nie szczędząc głosu.
— Słuchajcie! Wiem, że nie wygląda to dobrze, ale wiem jak was stąd wyciągnąć póki jest na to szansa! Nie mam NIC wspólnego z tymi ludźmi, ale musiałem skłamać by przeżyć i teraz pomóc WAM wydostać się stąd! Dlatego proszę, wysłuchajcie mnie do końca!
-
Znakomita większość chciała cię zatłuc, słyszałeś to w ich tonie głosu, widziałeś po gestach czy grymasach wściekłości, ale mniejszość, najwidoczniej ci cieszący się jakimś autorytetem, zdołali ich powstrzymać. Nie żeby uwierzyli ci na słowo, po prostu dali ci dokończyć, nikt nie powiedział, że nie pozwolą cię zabić po przemowie.
-
— Jedziemy ostatnim wagonem! Jeżeli się odłączymy, zyskamy czas żeby uciec stąd! A jeżeli dobrze wykorzystamy to co mamy, możemy dać radę przejąć cały pociąg i wrócić do Puszczy! Nas jest więcej i mamy zaskoczenie po naszej stronie, ale ludzie mają broń. Mogę pokazać wam jak z niej korzystać, wtedy zabierzecie ją zabitym ludziom i zwiększymy nasze szanse! Pytam: czy pragniecie uciec stąd?!
-
Twoja wypowiedź podniosła wielką dyskusję i ogólny harmider. W końcu jednak przemówił jeden ze starszych.
- Tak. - odparł spokojnie. - Tak, pragniemy. Ale bez ciebie. Nie przekonasz nas. Zdradziłeś nas w ten czy inny sposób.
Słowa te odebrały ci w jednej chwili całą nadzieję, a dla tubylców były przyzwoleniem na zabicie cię. Nie miałeś wątpliwości jak długa i powolna byłaby to śmierć, skoro chcieli się mścić na tobie za to wszystko i przy okazji nie mieli niczego, co skróciłoby ci męki. Krąg tubylców był coraz ciaśniejszy, gdy nagle… niemalże wszyscy polecieli do tyłu. Nie wiedziałeś co się stało i komu dziękować za pomoc. Dopiero po chwili zrozumiałeś, że pociąg gwałtownie się zatrzymał i to dlatego. A jakby tego było mało, usłyszałeś na zewnątrz liczne strzały. Cokolwiek jednak się tam działo, lepiej chyba ci będzie tam, niż tu… -
— Do ciężkiej cholery! Próbuję wam pomóc! — Odwarknął, błyskawicznie podnosząc się z kolan. Podbiegł do ściany wagonu, spoglądając w szczeliny między deskami. Co się działo?
-
Strzały, tyle słyszałeś. Nie widziałeś nic, bo widok masz kiepski. Tamci zaś powoli dochodzą do siebie, a twoje argumenty wciąż do nich nie trafiają. Trzeba byłoby uciekać, ale jak? Szczęśliwie i tym razem coś nad tobą czuwało, bo usłyszałeś, jak ktoś otworzył drzwi od zewnątrz.
//W sensie, że otworzył zamek, dalej trzeba je przeciągnąć, żeby wyjść.// -
Przynajmniej ten jeden cholerny raz nie musiał oszukiwać, by szczęście uśmiechnęło się do niego w tym pieprzonym hazardzie, życiu. Jednym susem dotarł do drzwi i otworzył je uderzeniem bara, gotując nóż w drugiej dłoni do obezwładnienia kogokolwiek za nimi.
-
//Chodziło mi o to, że sam masz je otworzyć, bo ktoś tylko zajął się zamkiem. Nie powiedziałem tego wprost, postać nie może wiedzieć, że nikt nie otworzy drzwi, ale po prostu to zrób.//
-
// Poprawione. //