Gwieździsta Puszcza
-
Kobieta szybko otrząsnęła się ze zdziwienia i zabrała swoje dziecko, tamci zaś nie wypalili, gdy tylko tubylec zniknął im z linii ognia.
- Rzuć całą broń, jaką masz przy sobie, na ziemię. Żadnych sztuczek ani gwałtownych ruchów, jasne? - powiedział jeden z nich, gdy pozostali wciąż byli gotowi nafaszerować cię ołowiem. -
— Jak pod samym słońcem. — Odpowiedział i zgodnie z poleceniem, złożył całą swoją broń na deski pod swoimi stopami.
-
//Na ziemię, bo założyłem, że wyskoczyłeś z wagonu.//
Tamten, który wydał polecenie, skinął głową i ośmiu jego towarzyszy (czy raczej podwładnych?) ruszyło do środka. Kilka chwil później rozległy się strzały i jeden z nich wrócił do wyjścia.
- Carlos i Jim nie żyją. - zawiadomił. - Tamci trzej martwi, tak uzbrojeni, jak opisał ich ten. Zrobione.
Mężczyzna pokiwał głową i wydał szereg komend swoim podwładnym tak, że zostaliście tylko wy dwaj plus jeden z napastników, wciąż celujący do ciebie z popularnego Rozrywacza.
- Dobra, skoro sprzątnęliśmy wszystkich chłoptasiów Magrudera to gadaj: dlaczego nie mamy sprzątnąć ciebie, czemu wydałeś swoich kumpli, skąd wiem, że wydasz też nas i czemu tubylcy, a przynajmniej tamten dzieciak, wstawili się za tobą? Byle z jajem, jeśli nie chcesz, żeby kolega zrobił użytek z tej pukawki. A jeśli widziałeś ją w akcji to wiesz, że nie chcesz. -
— Zacznijmy od tego, że to nie byli moi kumple. Nie widzisz? — Upewnił się, że nie ma iluzji na sobie. Zmarszczył czoło. — Ludzie Magrudera napadli na nas w Gwieździstej Puszczy, chcieli wszystkich gdzieś wywieźć. Ja zblefowałem, podałem się za myśliwego przetrzymywanego przez Mivvotów, więc tamci dali mi konia i puścili wolno. Wykorzystałem to, żeby wyśledzić ich i dostać się na pokład pociągu, próbowałem wydostać siebie i resztę… — Tutaj spojrzał na swoich pół-pobratymców. — Jestem skłonny podejrzewać, że resztę historii już znacie. Przy okazji przedstawię się. James Ha’Kesh McLiam, miło mi.
-
Pokiwał głową.
- Mogę to nawet kupić. Ale uwierz, że to czy dostaniesz kulkę, czy nie, zależy od kogoś innego, niż ja. Jemu się wytłumaczysz. No, chyba że masz jakieś obiekcje, możesz wtedy spróbować szczęścia, ale pewnie nie zajdziesz daleko. -
— Kim jest ten ktoś inny, niż ty, jeżeli wolno spytać? — James poprawił kapelusz.
-
- Mój szef. - odparł na tyle twardo i chłodno, że czułeś bez wątpienia, iż to ten moment, w którym kończy się jakakolwiek dyskusja.
-
— Kapuję. — Odpowiedział jeszcze i także uciął się.
Spojrzał dookoła, czekając na jakiś ruch z strony zamaskowanych strzelców lub Mivvotów. -
Tamtym opatrzono rany i wręczono solidną porcję prowiantu. Później zapakowano ich na wozy i w eskorcie tuzina jeźdźców udali się w drogę powrotną do swojego ojczystego lasu. Pozostali zaś zaczęli podkładać dynamit w całym pociągu. Przy okazji zauważyłeś też, co zatrzymało sam skład, a mianowicie spora wyrwa w torach, też zapewne wyrwana wcześniej dynamitem, przed którą pociąg musiał się zatrzymać, aby uniknąć ryzyka wykolejenia.
-
Jamesa przyglądał się temu z boku.
— Kucharz, który siedzi w środku, też jest waszym wrogiem? — Zapytał beznamiętnie, wpuszczając dłonie w kieszenie. -
- Każdy, kto jest na liście płac Magrudera, jest naszym wrogiem. - odparł równie chłodno, co znaczyło, że poza uzbrojonymi najemnikami zginęli też kucharz, maszynista, palacze i wszyscy inni.
-
— Jasne. — Odpowiedział.
Zapaliłby teraz papierosa lub cygaro. Nie pogardziłby szklanką zimnego whisky z lodem. Takie rzeczy idą w parze z spektakularnymi widokami, a wysadzenie pociągu na pewno będzie do takich należało. -
Wszyscy odeszli dobrych kilkadziesiąt metrów dalej, gdzie czekały ich konie oraz kryte wozy, na których był prowiant, medykamenty i tym podobne, zapewne dla tubylców, rannych i do wykorzystania w drodze powrotnej. Stamtąd mogłeś obserwować eksplozję, a ta była naprawdę efektowna, przynajmniej jej pierwsza część, gdy dynamit rozsadził lokomotywę, wagony nie wybuchały z takim rozmachem, ale i tak było na co popatrzeć. I właściwie tylko na to popatrzyłeś, bo chwilę później jeden z mężczyzn uderzył cię znienacka kolbą karabinu w głowę, pozbawiając przytomności.
//Zmiana tematu. Zaczniesz, gdy go zrobię (nie wiem, kiedy, ale postaram się sprężyć).// -
Wszyscy odeszli dobrych kilkadziesiąt metrów dalej, gdzie czekały ich konie oraz kryte wozy, na których był prowiant, medykamenty i tym podobne, zapewne dla tubylców, rannych i do wykorzystania w drodze powrotnej. Stamtąd mogłeś obserwować eksplozję, a ta była naprawdę efektowna, przynajmniej jej pierwsza część, gdy dynamit rozsadził lokomotywę, wagony nie wybuchały z takim rozmachem, ale i tak było na co popatrzeć. I właściwie tylko na to popatrzyłeś, bo chwilę później jeden z mężczyzn uderzył cię znienacka kolbą karabinu w głowę, pozbawiając przytomności.
//Zmiana tematu. Zaczniesz, gdy go zrobię (nie wiem, kiedy, ale postaram się sprężyć).// -
Hialeah Tskilekwa
Jak każdego poranka, Hialeah siedziała w swoim nadrzewnym domku, szykując się do rozpoczęcia dnia. Na początek oczywiście potrzebowała znaleźć dodatkowe siły, a sposób na ocucenie jest tylko jeden - gotowana woda z dodatkiem odświeżających ziół. Poszła więc do swej, jakby to nazwali ludzie, kuchni, chociaż kuchni to w ogóle nie przypominało. Było tam po prostu niewielkie palenisko, szafka z ziołami i bardzo nieduży stolik. Zaczęła sobie przygotowywać odświeżającą miksturę. -
Jak przystało na typową dla porannej rutyny czynność, poszło ci szybko i sprawnie. Po chwili drewniana miseczka z parującą miksturą stała gotowa na stoliku.
-
Wypiła ową miksturę.
-
Tak jak mogłaś przypuszczać, krótko po wypiciu parującej cieczy ostatnie ślady zmęczenia opuściły twoje ciało, a w jego miejsce przybyły olbrzymie pokłady energii oraz woli i chęci do działania. Tylko jak najlepiej byłoby wykorzystać to wszystko?
-
Och, to jest bardzo trudne pytanie… Co można zrobić, aby wykorzystać duchową energię młodej szamanki? No, odpowiedź teoretycznie nasuwa się sama – można porozmawiać z przodkami, ewentualnie pomóc innym Mivvotom. Wyjrzała przez okno (oczywiście okno to nie było, bo była to zwykły prostokątny utwór w ścianie jej nadrzewnego domku) i zobaczyła, czy coś nowego jest w Gwieździstej Puszczy.
-
W waszej wiosce, położonej dość głęboko w leśnych ostępach, nie działo się nic ciekawego, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Twoi współplemieńcy zajęci byli prozą życia, jak ich przodkowie od wieków, nie musząc martwić się problemami tego świata, takimi jak ludzie i ich osady, co z kolei było zmartwieniem wielu Mivvotów żyjących bliżej skraju puszczy lub poza nią.