Imperium
-
- To już jest jakiś plan. Jeśli się nie uda to spróbujemy planu B.
- Od kiedy mamy jakikolwiek plan, a do tego plan B, Soapy? My, do cholery, nie możemy nawet jednego porządnie wymyślić.
- Stul się, Clyde. Nie widzisz, że mam przebłysk?
- A żeby wszyscy diabli wzięli Ciebie i Twoje przebłyski, karciarzu. Nie mogłeś mieć jakiegoś z tydzień czy dwa temu? Jakby wtedy stąd wyszedł, dzięki Twoim przebłyskom, byłbym już w Górach Granitowych i zbierał kolejnych partyzantów. -
Właściwie to Jannet “przebłysk” kanciarza był na rękę, bo dzięki temu miała okazję uciec razem z tą ekipą, a nie musiała wysilać się na pewnie o wiele większy trud z wychodzeniem stąd w pojedynkę. Dlatego przerwała Clyde’owi, od razu wychodząc do Soapy’ego z pytaniem:
– Jak wygląda plan B? – -
- Wziąć Cię za zakładnika. Oczywiście, nie dosłownie, ale powinni się nabrać, skoro wiedzą, że Ty masz przeżyć, a nas powieszą, to domyślają się pewnie, że jesteśmy zdesperowani. Będziemy udawać, że chcemy wymusić na nich jakieś ustępstwa, a gdy spróbują negocjować, Clyde ich zastrzeli, a potem zdobędziemy klucze, uciekniemy z celi, weźmiemy broń i droga do wolności stoi przed nami otworem.
-
Pokiwała głową z uznaniem:
– To też jest niezły plan, mi pasuje. Teraz czekamy do nocy i wprowadzamy go w życie? – Dopytała dla pewności. -
//Jeśli nie chcesz sobie jeszcze z nimi pogadać albo coś to przewinę akcję o te kilka godzin w następnym poście, daj tylko znać.//
-
//Jeszcze chwilę pogadam, a później dam Ci znać. //
-
//KKK.//
-
//To mi kurde dasz odpowiedź na pytanie czy mam dalej sam pisać i uznać, że mnie zignorowali? //
-
//Dam Ci kurde odpowiedź.//
- Na to wychodzi. - potwierdził krótko Soapy, -
— No i w porządku. — Odpowiedziała Jannet i już miała zamilknąć, gdy przypomniała coś sobie: — A w ogóle, to zapomniałam się przedstawić. Jannet jestem. —
-
Pokiwali głowami, oni już się przedstawili, może z wyjątkiem tamtych niedoszłych rabusiów banku: Jeden nazywał się William a drugi David.
-
// No i cyk, przewijamy. //
-
//Naprawdę liczyłem na coś więcej, gdy mówiłeś, że chcesz “jeszcze chwilę pogadać”.//
Godziny wlokły się niemiłosiernie, wszyscy się nudzili, ale w końcu nadeszła pora do działań. Nie mieliście tu okna, więc pewnie nie znalibyście pory dnia, gdyby nie Soapy, który sprawdził godzinę dzięki złotemu zegarkowi na łańcuszku, który wyjął z kieszeni różowej marynarki.
- Pani i panowie, pora działać i wybyć wreszcie z tego śmierdzącego więzienia. -
// Zależało mi wyłącznie na poznaniu imion Williama i Davida. //
A więc Jannet podniosła się z ławki i wręczyła rewolwer Clyde’owi, a bynajmniej jego zdrowej ręce. Po tym podeszła do krat, odwróciła się i zapytała cicho Soapy’ego:
— Zaczynać już? —//Dobrze byłoby, gdybyś jakoś bardziej opisał mi cechy wyglądu konstabli, żebym mógł ich zwyzywać. //
-
//Spróbuj na razie bez tego, liczę na Twoją kreatywność.//
- Śmiało. Pamiętaj, że mamy alternatywę, gdyby się nie udało, ale i tak się postaraj. - odparł mężczyzna, a Clyde schował broń za pazuchę skórzanej kamizelki, gotów nagle wyjąć ją i wpakować we wchodzących Konstabli cały bęben. -
// Aye. //
— Jasne. — Skinęła mu głową, odchrząknęła i kilkakrotnie uderzyła prawą, pozbawioną czucia dłonią w kraty, po czym zawołała głośno, zaczynając:
— Ej, ty! Pan Konstabl Hujogłowy! Mam pytanie! Czoło wielkości pola masz po ojcu?! Bo po wąsie to do matki jesteś podobny! — -
Clyde parsknął śmiechem, reszta nie była w nastroju, a Amaksjanin też by się pewnie zaśmiał, gdyby rozumiał, co w ogóle mówisz. Natomiast ze strony Konstabli brak reakcji, może musisz się bardziej postarać przez grube, stalowe drzwi odgradzające ich pokój od Waszej celi?
-
Tym razem wydarła się głośniej:
— A też ciekawa jestem o tą gwiazdkę - Dostałeś ją na urodziny czy upiekłeś ją razem z babcią z piernika? No, chyba, że zasłużony i pracowity Pan Konstabl musiał sobie zapracować, żeby ją dostać? Ale przecież te dwie czy trzy rundki na kolanach przed Hoodoo musiały być warte tak wielkiego i znakomitego uhonorowania, czyż nie? Chodź tutaj do mnie, chętnie posłucham twoich wrażeń po seksie z tak wspaniałą osobistością jaką jest sam Szeryf Brown! — -
Tym razem doczekałaś się odpowiedzi, ale nie takiej, jakbyś chciała, zwłaszcza że Konstabl nawet nie pofatygował się do drzwi.
- Masz szczęście, że już jutro Cię stąd zabierają i do tego czasu dopłacili nam, żeby nie stała Ci się krzywda! - odparł Konstabl tak spokojnie, jak potrafił, a nie było to takie proste. - A tamtych tępych skurwysynów powiesiłbym już teraz, bo muszę słuchać tego ględzenia. Teraz nie dziwię się, że Star musiał zakneblować Cię, nim zostałaś sprowadzona do celi. -
— Na pewno wykazał się kilkoma kroplami rozumu w głowie, skoro trzymał mnie zakneblowaną, w przeciwieństwie do dumnych i yntelygentnych (położyła nacisk na ironię tego słowa) Stróży Prawa. — Odpowiedziała, chcąc sprowokować jednego z nich do przyjścia w celu założenia jej knebla. Niemniej, kontynuowała swoją tyradę: — Właściwie to kto do cholery, z wszystkich pięknych zawodów i zajęć, jakie Bogowie nam dali, z własnej woli zostaje Konstablem? Przecież to chuj, a nie zawód. Wytłumaczycie mi swój wybór? Bo choćby taki, eee… fryzjer! Fryzjerzy są lubiani przez ludzi, w przeciwieństwie do wielce okutasiałych z dumy Konstabli. Zarabiają wcale niemało, na pewno nie mniej niż wielce okutasiali z dumy Panowie Konstable. Robota też pewnie ciekawsza. Porozmawiać można, dowiedzieć się ciekawych rzeczy o ludziach, a nie siedzieć na dupie i pilnować kilku hultajów, bo tak kazał kochany Szeryfcio Brown swoim wielce okutasiałym z dumy Konstablom. A co do tego - Jak wy możecie tak żyć, bez żadnej wolności w zawodzie? Cały czas trzeba kogoś pilnować, potem szukać, potem rozwiązywać, potem słuchać jak jakaś franca ma was głęboko w dupie. Ani chwili na zrobienie czegoś ciekawszego, na przykład na odwiedzenie dziwki pod barem albo na rozmowę z matką. No, właściwie wy możecie załatwić obie te sprawy za jedną wizytą, no ale was nie winię, jakoś mamusia musiała wytrzasnąć pieniądze na to, żeby dać w łapę Hoodoo, żeby on zaczął w ogóle myśleć o daniu wam błyszczącej gwiazdeczki. Szef bez kilku nadprogramowych złotników w kieszeni to w końcu nie szef, dobrze mówię? Ale jak ta sobie rozmawiam z wami, to już widzę czemu to właśnie on trzyma was za pysk, a nie na odwrót. Wy nie macie jaj, żeby jakkolwiek zareagować, Hoodoo by je miał!— Zakończyła wywrzeszczaną epopeję i zaciągnęła się powietrzem kilkakrotnie. Zaschło jej w ustach jak psia krew.