Imperium
-
Nie udało Ci się, mężczyzna był lżejszy, szybszy i napędzany adrenaliną, która zdawała się wypalać w nim resztki alkoholowego upojenia, przez co gnał nie tylko szybko, ale i w miarę prosto, znikając Wam z pola widzenia. Wbiegł najpierw w tę samą uliczkę, w której skryłaś się wcześniej z Davidem, a później skręcił. Nie minęło kilka sekund, a zza rogu rozległy się rewolwerowe strzały.
-
Szybko podniosła się z ziemi i ostrożnie wróciła do uliczki. Zastrzelenie przez sojusznika to całkiem głupi sposób na śmierć, czyż nie?
-
Nawet w ciemności David raczej rozpoznałby Twoją sylwetkę, więc nie masz co raczej się o to martwić, bo to on strzelał. Gorzej, że dźwięk wystrzału rozpoznali na pewno wszyscy milicjanci w okolicy, którzy pewnie się tym zainteresują. Pewnie uznają to za przypadkowy strzał w wykonaniu jakiegoś podchmielonego kompana, ale są spore szanse na to, że wykryją Was i Waszą próbę ucieczki, co nie jest zbyt miłe, zwłaszcza że jesteście w rozproszeniu i bez środka transportu.
-
Świetnie, czyli teraz wyglądało na to, że będą musieli albo się jakoś skryć albo zginąć. Zajebiste perspektywy. Spojrzała pytająco na Davida, zastanawiając się czy wymyślił coś w kwestii ich sytuacji.
-
On nie był tu od myślenia, to Soapy był mózgiem operacji, on miał tylko Cię pilnować i strzelać od czasu do czasu.
- Podzielmy się na małe grupy… Na obrzeżach miasta, na wschód stąd, jest niewielki zajazd, a obok niego stajnia do koni podróżnych. Tam się spotkamy i, przy odrobinie szczęścia, zdobędziemy konie. - zarządził szuler i ruszył razem z buntownikiem ze złamaną ręką w tamtym kierunku, podobnie jak Amaksjanin wraz z Wiliamem. David, nieco niepewny, bo chyba nie znał drogi i miał jedynie niedokładną wskazówkę od Soapy’ego, również ruszył tam, gdzie reszta. -
A Jannet trzymała się Davida. W końcu w dwójkę zawsze raźniej, nie? Szczególnie, gdy jedna osoba z tej dwójki ma związane dłonie. Szła razem z niedoszłym złodziejem.
-
- Byłaś tu już kiedyś? - zapytał, a chyba nie chciał przez to podtrzymać Cię na duchu pogawędką, zwłaszcza że przez knebel w ustach nie mogłaś mu odpowiedzieć, ale dać w dyskretny sposób znać, że sam zawitał do Imperium po raz pierwszy, nie licząc feralnej próby napadu, a w tym rejonie miasta nigdy nie był, przez co chyba się zgubiliście…
-
Pokiwała mu głową na tak. Była już kiedyś w Imperium, choć było to dawno. Babka zabrała ją tu na wycieczkę, jakieś dziesięć lat temu. Niewiele pamiętała z tego wypadu, ale na pewno miała większą wiedzę niż David. Wschodnie obrzeża, tak? Zdając się na pamięć, gestem wskazała mężczyźnie by trzymał się jej. Udała się w tamtym kierunku, raczej wybierając boczne uliczki.
-
Problem był taki, że on również wiedział, gdzie jest wschód, oraz czym są obrzeża. Bardziej chodziło o to, że nie mógł znaleźć wspomnianego zajazdu i stajni, które były Waszym celem, Ty też raczej niespecjalnie wiedziałaś, co to może być za budynek, a błądzenie uliczkami i tracenie czasu też nie jest dobrym pomysłem, gdy ma się na karku zgrają milicjantów i Konstabli.
-
To co mogli zrobić? Jannet wyciszyła się i spróbowała nasłuchać czy w pobliżu nie było słychać głosów tawerny bądź rżenia koni.
-
Na rozmowy, śmiechy i szczęk kufli nie ma co raczej liczyć o tej porze, wszędzie wokół było cicho, a w żadnym budynku nie paliło się światło.
- No, czyli jednak się zgubiliśmy. - mruknął pod nosem David, opierając się plecami o ścianę. -
Świetnie, teraz jeszcze on się poddał… Ale właściwie co Jannet mogła na to poradzić? Zajrzała jeszcze w pobliskie (nie będące dalej niż kilkanaście, kilkadziesiąt metrów dalej) ulice, uliczki i podwórka. Jeśli to nic nie dało, wróciła do Davida i oparła się o ścianę koło niego z nadzieją, że wpadnie na jakiś pomysł.
-
Gdy zajrzałaś w ostatnią uliczkę, jakieś dwadzieścia metrów od Davida, nie wypatrzyłaś nic w mroku. Gdy odwróciłaś się, aby odejść, poczułaś chłodną lufę rewolweru na skroni, a w mroku nocy rozległ się dźwięk odciąganego kurka tejże broni.
- Spokojnie. - usłyszałaś znajomy głos. - Odwróć się. Powoli. -
Zawahała się przez sekundę. Pamiętała, do kogo należał głos?
-
Oczywiście, że tak. Nigdy nie byłabyś w stanie zapomnieć tego głosu. Należał do osoby, którą polubiłaś, której zaufałaś, a która Cię zdradziła i za sporą sumę w złocie oddała wymiarowi sprawiedliwości, która rozłączyła Cię z Twoją przyjaciółką, a także związała, zakneblowała i obmacywała. Był to nie kto inny, jak Jimmy Star, zuchwały rewolwerowiec i łowca nagród, który podobno opuścił Imperium od razu po tym, jak zostawił Cię na łasce Konstabli…
- Wchodź do uliczki, szybko… Wszystko Ci wyjaśnię, ale możesz być pewna, że nawet ja miewam wyrzuty sumienia. Dlatego wróciłem. -
Zmierzyła go podejrzliwym wzrokiem. Miała bardzo, ale to bardzo mieszane uczucia co do Jima. Rozumiała go, ale także jego akcje niemiłosiernie zalazły jej za skórę. Tym razem jednak zdała się na własną intuicję. Domyślała się po co Jimmy tutaj przyszedł. Jannet była jedyną, oprócz Patrici, osobą, która mogłaby być skłonna do zaświadczenia o tym jak dwójka rewolwerowców z zimną krwią pozbawiła życia współpracowników Stara. Czyżby Star spodziewał się, że w ramach zemsty na nim rudowłosa znajdzie jakiś sposób by przekazać informacje o jego zbrodni któremuś z organów prawa? Może, i właśnie przez to prawdopodobieństwo Jannet była pełna nieufności wobec łowcy nagród. Pech jednak chciał, że ponownie stała na przegranej pozycji, więc musiała się poddać jego woli. Weszła do uliczki, wewnętrznie gotując się na walkę z Starem, nie patrząc na to, że jej dłonie są związane. Gdy tylko dziewczyna dojrzy coś, co upewni ją w jej podejrzeniach, zaatakuje.
-
Mężczyzna zaczął od zaciśnięcia knebla i więzów na nadgarstkach mocniej, jakby obawiał się, że są zbyt luźne i mogłabyś zdołać krzyknąć o pomoc lub stawić mu opór.
- Czyli albo nikt nie miał ochoty Cię rozwiązać, albo Twoja gadka nie tylko mi zachodziła za skórę. - mruknął, gdy skończył zawiązywać mocniej ostatni supeł lin. - Skoro to mamy z głowy, to powiedz: Znów ukryłaś gdzieś jakąś broń? Wiesz, nie chciałbym, żebyś palnęła mi w plecy, gdy Cię uwolnię, bo chowasz do mnie jeszcze urazę. -
Przewróciła oczami, słysząc o co pyta ją Jimmy, ale powstrzymała, a raczej knebel powstrzymał ją od skomentowania jego iście genialnych pomysłów. Z resztą, nawet gdyby pokazała mu na “nie”, skąd kowboj miałby pewność, że nie kłamie? Choćby dla jaj, pokiwała głową, oznajmiając “tak, mam broń”, ale zaraz parsknęła przytłumionym śmiechem zza knebla.
-
- Można i tak. - skomentował Jimmy i schował swoją broń do kabury. Wtedy rozpiął Twoją koszulę i ponownie zaczął obmacywać Twoje piersi, pewien, że to tam ukryłaś broń, tak jak ostatnio, nie był bowiem ani ślepy, ani głupi, bo widział, że w kaburach czy innych widocznych miejscach nic nie było.
-
Gwałtownie odsunęła się od niego, widząc, że jej żart zaszedł za daleko. Pokręciła szybko głową, tym razem sygnalizując “nie, nie ma tam broni”, a jakby dalej próbował szukać, od razu zapewniała go, że w żadnym innym miejscu także nie ma broni.