Imperium
-
Gdy zajrzałaś w ostatnią uliczkę, jakieś dwadzieścia metrów od Davida, nie wypatrzyłaś nic w mroku. Gdy odwróciłaś się, aby odejść, poczułaś chłodną lufę rewolweru na skroni, a w mroku nocy rozległ się dźwięk odciąganego kurka tejże broni.
- Spokojnie. - usłyszałaś znajomy głos. - Odwróć się. Powoli. -
Zawahała się przez sekundę. Pamiętała, do kogo należał głos?
-
Oczywiście, że tak. Nigdy nie byłabyś w stanie zapomnieć tego głosu. Należał do osoby, którą polubiłaś, której zaufałaś, a która Cię zdradziła i za sporą sumę w złocie oddała wymiarowi sprawiedliwości, która rozłączyła Cię z Twoją przyjaciółką, a także związała, zakneblowała i obmacywała. Był to nie kto inny, jak Jimmy Star, zuchwały rewolwerowiec i łowca nagród, który podobno opuścił Imperium od razu po tym, jak zostawił Cię na łasce Konstabli…
- Wchodź do uliczki, szybko… Wszystko Ci wyjaśnię, ale możesz być pewna, że nawet ja miewam wyrzuty sumienia. Dlatego wróciłem. -
Zmierzyła go podejrzliwym wzrokiem. Miała bardzo, ale to bardzo mieszane uczucia co do Jima. Rozumiała go, ale także jego akcje niemiłosiernie zalazły jej za skórę. Tym razem jednak zdała się na własną intuicję. Domyślała się po co Jimmy tutaj przyszedł. Jannet była jedyną, oprócz Patrici, osobą, która mogłaby być skłonna do zaświadczenia o tym jak dwójka rewolwerowców z zimną krwią pozbawiła życia współpracowników Stara. Czyżby Star spodziewał się, że w ramach zemsty na nim rudowłosa znajdzie jakiś sposób by przekazać informacje o jego zbrodni któremuś z organów prawa? Może, i właśnie przez to prawdopodobieństwo Jannet była pełna nieufności wobec łowcy nagród. Pech jednak chciał, że ponownie stała na przegranej pozycji, więc musiała się poddać jego woli. Weszła do uliczki, wewnętrznie gotując się na walkę z Starem, nie patrząc na to, że jej dłonie są związane. Gdy tylko dziewczyna dojrzy coś, co upewni ją w jej podejrzeniach, zaatakuje.
-
Mężczyzna zaczął od zaciśnięcia knebla i więzów na nadgarstkach mocniej, jakby obawiał się, że są zbyt luźne i mogłabyś zdołać krzyknąć o pomoc lub stawić mu opór.
- Czyli albo nikt nie miał ochoty Cię rozwiązać, albo Twoja gadka nie tylko mi zachodziła za skórę. - mruknął, gdy skończył zawiązywać mocniej ostatni supeł lin. - Skoro to mamy z głowy, to powiedz: Znów ukryłaś gdzieś jakąś broń? Wiesz, nie chciałbym, żebyś palnęła mi w plecy, gdy Cię uwolnię, bo chowasz do mnie jeszcze urazę. -
Przewróciła oczami, słysząc o co pyta ją Jimmy, ale powstrzymała, a raczej knebel powstrzymał ją od skomentowania jego iście genialnych pomysłów. Z resztą, nawet gdyby pokazała mu na “nie”, skąd kowboj miałby pewność, że nie kłamie? Choćby dla jaj, pokiwała głową, oznajmiając “tak, mam broń”, ale zaraz parsknęła przytłumionym śmiechem zza knebla.
-
- Można i tak. - skomentował Jimmy i schował swoją broń do kabury. Wtedy rozpiął Twoją koszulę i ponownie zaczął obmacywać Twoje piersi, pewien, że to tam ukryłaś broń, tak jak ostatnio, nie był bowiem ani ślepy, ani głupi, bo widział, że w kaburach czy innych widocznych miejscach nic nie było.
-
Gwałtownie odsunęła się od niego, widząc, że jej żart zaszedł za daleko. Pokręciła szybko głową, tym razem sygnalizując “nie, nie ma tam broni”, a jakby dalej próbował szukać, od razu zapewniała go, że w żadnym innym miejscu także nie ma broni.
-
Twoja reakcja jedynie go rozbawiła, obmacywał Cię jeszcze dobrych kilka minut. Dopiero wtedy ponownie zapiął Twoją koszulę, zapewne nie chcąc budzić podejrzeń i niewygodnych pytań pośród innych zbiegów, i ponownie sięgnął po rewolwer, wskazując jego lufą wyjście z uliczki.
- Skoro to mamy z głowy, to prowadź do reszty swoich nowych znajomych. - powiedział, klepiąc Cię przy tym w pośladek. -
// Rozwiązał ją? //
-
//Nie.//
-
Spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się zza knebla. Co to, to nie, jeśli ona ma doprowadzić go do reszty, to na swoich warunkach. Pokiwała przecząco głową, po czym wskazała więzy, dosadnie mówiąc: “najpierw to”.
-
Przewrócił oczami, wzdychając teatralnie.
- Posłuchaj mnie: Znowu jesteś związana, zakneblowana i zdana na moją łaskę, tak jak ostatnio. Więc mogłabyś docenić to, że nie mam teraz zamiaru oddać Cię wymiarowi sprawiedliwości i robić, co każę, dobra? A jeśli nie, to zawsze mogę Cię do czegoś przywiązać i tu zostawić, a później przyprowadzić najbliższą zgraję Milicjantów. Wtedy nawet nie wziąłbym ewentualnej nagrody, ponownie wsadzenie Cię za kraty wystarczyłoby mi. Dlatego przestań wreszcie kombinować i się stawiać, a potem rób co mówię, jasne? -
Choć Jannet nie chciała tego przyznać, to cholernik miał rację. Mina momentalnie jej zrzedła, nie wiedziała co Jimmy kombinował i najgorsze w tym wszystkim było to, że nie mogła mu się przeciwstawić. Zaklnęła zza knebla i pokiwała od niechcenia głową. Wyszła z uliczki i poprowadziła Stara do Davida. Jeśli jednak rewolwerowiec miałby w zamiarze zrobić coś przeciwko niedoszłemu rabusiowi, przezornie stanęła tak, by móc przeszkodzić kowbojowi w dokonaniu tego gdy tylko zauważy u niego podejrzany ruch.
-
Jak na szanujących się ludzi, którzy całe życie spędzili w tej kolonii, mierząc się z zagrożeniami, które niesie, od razu wycelowali w siebie broń, ale żaden nie wystrzelił. Zamiast kul użyli słów i Jimmy znów udowodnił, że ma świetne gadane, bo po niecałej minucie obaj schowali rewolwery i zaczęli rozmowę, w której najpierw obaj się przedstawili, a później Star zaczął się tłumaczyć:
- Jestem rewolwerowcem, najemnikiem i łowcą nagród. Ale takie życie mi zbrzydło, mam już dość zarabiania na chleb spluwą. Dlatego odstawiłem Jannet do więzienia, żeby zgarnąć za nią nagrodę. Pieniądze wypłaciliby tylko za żywą, więc wiedziałem, że nic jej nie grozi. Miałem zamiar wyciągnąć ją stamtąd z rana, bo trochę jednak dręczyły mnie wyrzuty sumienia, a w ten sposób ona byłaby wolna, a ja miałbym czyste sumienie i sześćdziesiąt złotników w kieszeni. Miałem zamiar zrobić teraz mały rekonesans wokół więzienia, ale domyślasz się pewnie, co tam zastałem? No właśnie. Dlatego postanowiłem Was poszukać, żeby pomóc w ucieczce.
- Pomóc? - zapytał David, nie tyle nieufny, bo chyba zdążył już zrozumieć i polubić Stara, zwłaszcza, że byli podobni: Synowi farmerów, których wioski zniszczyli dzikusi, przez co musieli chwycić za broń, aby mieć szanse na przeżycie w Oskad.
- Pomóc. Spotkałem Was tutaj, więc pewnie idziecie już po konie, a w okolicy jest tylko jeden zajazd. Tak się składa, że wynająłem tam pokój i trochę rozejrzałem się po okolicy, więc to będzie tym łatwiejsze.
- A czego chcesz w zamian?
- Mam już złoto, za które kupię ziemię, na której zbuduję farmę, rancho albo inną plantację. Czego więcej mógłbym chcieć?
- Taaa… Powiedzmy, że Ci wierzę. Prowadź zanim zlecą się kolejni milicjanci Hoodoo. -
Cóż, słowa Jima wydawały się szczere, a Jannet nie miała też podstaw do nie wierzenia im. W końcu rzeczywiście głupio byłoby odstawiać na później marzenie o własnej ziemi, plantacji i świętym spokoju, tylko po to by zostać w Imperium i kręcić się w mieście po nocy. Cóż, los się do nich uśmiechnął. Razem z Davidem udała się za Starem.
-
Nie kłamał, bo zaprowadził Was do niewielkiego zajazdu, obok którego znajdowały się też stajnie. Jak się okazało, inni nie mieli tylu problemów ze znalezieniem tego miejsca, więc gdy tylko weszliście w ich pole widzenia, cała czwórka opuściła swoje kryjówki, w których zasadziła się w oczekiwaniu na Was. Uwadze żadnemu z nich, nawet mimo pośpiechu i panujących wokół ciemności, nie umknął fakt, że macie ze sobą nadprogramowego rewolwerowca, więc Sopay, Clyde i William wycelowali w niego swoje spluwy, Khalid sprawiał wrażenie, jakby miał to wszystko gdzieś i był zwyczajnie znudzony. Albo rzeczywiście tak było.
Dobre gadane znów uratowało Stara, zwłaszcza, gdy David się za nim wstawił.
- Pewnie, że można mi ufać. - mruknął Jimmy, gdy Clyde zarzucił mu, że pewnie wystawi ich do wiatru. - Można, Jannet? - zapytał, nieznacznie odwracając do Ciebie głowę, aby mrugnąć porozumiewawczo. Mogłabyś zaprzeczyć i go wystawić, ale czy to aby na pewno dobry pomysł? -
Skurczybyk miał swoje za i przeciw. Z jednej strony to co odwalił na Równinach kwestionowało kwestię zaufania jego osobie, ale z drugiej strony pozostawił Jannet jej rewolwer, bez którego nie wiadomo czy akcja ucieczki z kicia przeszłaby tak gładko, no i przecież właśnie teraz pomagał zbiec grupce przestępców! Cholera, na razie wszystkie jego wymówki też wydawały się być prawdziwe. Poza tym, strzały wycelowane w Star’a i odgłosy walki na pewno ściągnęłyby tu chmarę milicjantów…
Z dużymi oporami pokiwała niepewnie głową na “tak, można”. -
Im nie potrzeba było więcej, byli o wiele bardziej zdesperowani niż Ty, ich mieli wieszać, więc może nawet zaufaliby jakiemuś Wampirowi z Kolektywu Cienia, gdyby ten się nagle jakimś cudem tu pojawił, żeby uniknąć złapania i szubienicy.
Dzięki pomocy Stara wszystko poszło sprawnie. Jak się okazało, stajnia miała strażnika, ale chrapał on głośno obok swojej strzelby, celowo czy nie, Jimmy przed wyruszeniem w miasto wypił z nim kilka kolejek, ale nie mówił czego, podejrzanym też było, że on stał pewnie na nogach i nie czuć było od niego żadnego alkoholu, a o wiele większy od niego facet w sile wieku obecnie słodko drzemał. Tak czy siak, pozwoliło Wam to sprawnie zabrać konie, po jednym dla każdego. Poza Tobą. Chyba mieli świadomość, że zwykły rumak może Cię nie unieść, więc skombinowali dwa dodatkowe konie i solidny wóz, służący do transportu towarów na duże odległości, musiał więc wytrzymać. -
Świetnie, wszystko szło dobrze, tylko fajnie byłoby jakby jeszcze ktoś ją rozwiązał! Podeszła w tym celu do Soapy’ego, by ten zdjął więzy z jej nadgarstków. Nie mogła przecież ściskać lejcy bez wolnych dłoni.