Imperium
-
Wciąż były zbyt ciasno związane, a odpowiedzenie ogniem nie było priorytetem, gdy wszyscy zdołaliście uciec, tamci Milicjanci najwidoczniej byli bez koni, więc nie mogli podjąć pościgu, a przynajmniej nie od razu. I tak, wszyscy uciekli, nawet Khalid, który zdołał wyciągnąć ze stajni przy zajeździe przerażonego konia, który ledwo dźwigał jego ciężar, a żeby zmusić go do manewrowania, z racji swoich gabarytów, musiał trzymać dłonie na jego głowie. Przy którymś gwałtownym skręcie włożył w to za dużo siły i skręcił biednemu zwierzęciu kark, a potem runął jak długi.
Wy zaś zatrzymaliście się dopiero jakiś kilometr za miastem, może więcej, obserwując je z daleka. Nadchodziła chwila rozstania i wszyscy doskonale zdawaliście sobie sprawę, że szanse na to, że znowu się spotkacie, zwłaszcza w pełnym gronie, są niewielkie.
- Wystawią za nami listy gończe. - mruknął ponuro Clyde, któremu jako jedynemu nie udzielała się ogólna wesołość pozostałych zbiegów. - I to nie małe. Za głowy nas wszystkich można by było odkupić takie Dodge. Albo i trzy.
- Dlatego musimy się ukryć. - powiedział Soapy. - Im dalej i na dłużej, tym lepiej.
- Ja nie będę się ukrywać, nie dopóki ten bydlak, Magruder, i reszta jego kolesi wciąż dycha. Pora reaktywować nasze małe powstanie. Zbiorę starą ekipę, a przynajmniej tych, co wciąż żyją, oczyścimy Góry Granitowe z bandytów albo znajdziemy inne miejsce na kryjówkę i wrócimy do naszej walki.
- Idę z Tobą. - powiedział William, dziwnie twardo i zawzięcie jak na takiego młodzieńca, dla Clyde’a był pewnie zwykłym gówniarzem. - Konstable Hoodoo zabili moich przyjaciół, których znałem od dzieciaka. Chętnie im odpłacę, a to najlepsza możliwość. No i nie mam do czego wracać.
- A ja idę z nim. - odparł David, choć spodziewałabyś się, że pójdzie tam, gdzie jego kompan z niedoszłego napadu na bank, wskazując na Stara. - Ciebie może wciąż ciągnąć do cyngla, Willi, mnie niezbyt. A skoro on ma w planach rancho, farmę, plantację czy cokolwiek innego, to chętnie dołączę. Ale gdybyś wpadł w kłopoty, to daj znać.
- Ja nie potrafię żyć na uboczu, mi potrzeba ludzi, zabawy i wszystkiego, co czyni nas… Cóż, ludźmi. Dlatego spróbuję szczęścia w Dodge, tamtejszy Szeryf to mój dobry przyjaciel, na jakiś czas ochroni mnie przed najemnikami i siepaczami Hoodoo, a potem kto wie? Ruszę w dalszą drogę. - powiedział Soapy.
Gdy mieliście się żegnać, wreszcie dogonił Was Khalid. Amaksjanin zdawał się równie szczęśliwy z odzyskanej wolności jak i tego, że znów mógł mordować, jego zaklęty topór wciąż ociekał posoką pomordowanych milicjantów. Przemówił, zawzięcie przy tym gestykulując, co skończył klepnięciem w plecy Soapy’ego, swojego tłumacza, co niemalże zwaliło chuderlawego człowieczka z konia.
- Khalid twierdzi, że gdyby wszyscy ludzie byli tacy, jak my to nasze rasy wprost by się uwielbiały. A gdy wróci na ziemie swojego klanu i opowie o naszych wyczynach, każdy z nas będzie tam mile widziany. - przetłumaczył mężczyzna, rozcierając bolące miejsce na grzbiecie.
- No, może i za Wasze nagrody wyznaczą ładną sumkę, ale ja wciąż jestem czysty, wątpię, żeby w mroku, podczas strzelaniny, widzieli mnie na tyle wyraźnie, żeby i moją buźkę wystawić na list gończy. Wracam do siebie. A po drodze odstawię Jannet, zwłaszcza, że wciąż mamy kilka spraw do załatwienia.
Pozostałym Star wydawał się godny zaufania, zwłaszcza że go zarekomendowałaś, wiec nie oponowali i rozjechali się w różne strony świata, zostawiając na wozie obok Ciebie worek z Twoim uzbrojeniem, zabranym z więzienia. -
//David został z nimi? //
Skinęła głową pozostałym na pożegnanie. Ostatnie kilka godzin w towarzystwie tych ludzi (i Amaksjanina) były dla niej raczej ciekawym przeżyciem. Poszło o wiele lepiej niż się spodziewała. Przysunęła do siebie worek z bronią i spojrzała na Stara, licząc na to, że teraz rozwiąże jej dłonie. Jeżeli nie, to w jej głowie już rodził się plan na taki wypadek. -
//Tak.//
Zrobił coś zupełnie odwrotnego, zawiązał linę mocniej. Później sięgnął też do juk swojego wierzchowca, z których wyjął kolejną linę oraz szmatkę, aby za ich pomocą związać Ci nogi w kostkach oraz zawiązać oczy.
- To, że nie chcę już strzelać, żeby mieć za co żyć, nie oznacza, że jestem całkiem skretyniały. Oboje wiemy, jak zarobiłem pieniądze na spełnienie marzeń, więc wiem też, że prędzej czy później będziesz chciała się zemścić, za to lub za coś innego. A niezbyt mi się to uśmiecha i z dwojga złego wolę bardziej opcję “później” niż “prędzej”. - wyjaśnił, zabierając worek z wyposażeniem, który odrzucił na przeciwległy kraniec wozu. -
Najlepsze w tym wszystkim było to, że szczerze Jannet nie miała w planach szczególnie dotkliwej zemsty, co najwyżej symboliczną. Koniec końców wyciągnął ją z więzienia, nie? A gdyby to nie on ją tam wsadził, to pewnie zrobiłaby to tamta grupa rewolwerowców. Jednak teraz stracił tamten szacunek w jej oczach i rudowłosa nie miała zamiaru tego tak zostawić. Wypuściła z siebie powietrze i postanowiła czekać około godziny, aż czujność Stara nieco zmaleje.
-
//Tak jakby gość porwał najlepszą przyjaciółkę Twojej postaci, którą próbowała ratować, przez co wpakowała się w to bagno. Za to już się mścić nie zamierza?//
Po upływie około godziny, wóz się zatrzymał. Sądząc po dźwiękach, Star ponownie szukał czegoś w jukach swojego konia, a gdy znalazł, wręczył to Davidowi.
- Zwiąż jej dokładnie ręce i nogi, potem możesz wyjąć jej knebel z ust i dać coś do picia, manierki mam w jednej z podróżnych sakw. - powiedział do niego Jimmy, a potem podszedł do Ciebie.
- Wypuszczę Cię, tak jak się umawialiśmy. Zostawię Ci worek z Twoimi zabaweczkami, zapas wody i prowiantu na kilka dni, żeby wystarczyło Ci na drogę do domu, a także ten wóz i dwa konie. Ale żebyś nie była pewna, gdzie się ulotnię, zadbam o to, żebyś za szybko nie mogła się za mną rozejrzeć. Dlatego David zwiąże Cię dokładniej, a gdy będziemy odjeżdżać, wbiję w burtę wozu nóż, a zrobię to w taki sposób, żebyś mogła rozciąć pęta na dłoniach nawet mając je skrępowane za plecami. Pasuje Ci taki układ? -
// Jakby ufała mu w tej kwestii, że zapewnił Patrici dobry byt i bezpieczeństwo. Teraz porzuciła tą nadzieję, czas na zemstę. //
Nie odpowiedziała. Oczywiście, że nie pasował jej taki układ. Musiała dowiedzieć się, gdzie jest Patricia. Jedyne co dostał Star to chłodne spojrzenie rudowłosej.
-
Nawet tego nie dostał, bo wciąż miałaś zawiązane oczy. Mężczyzna nie przejął się Twoim brakiem odpowiedzi i odszedł, jak powiedział do Davida, aby sprawdzić okolicę, a ten, zgodnie z poleceniem rewolwerowca, zaczął krępować Ci dokładniej ręce i nogi. Gdy miałaś je już związane nie tylko w kostkach i nadgarstkach, ale i udach, łydkach, ramionach i przedramionach, Twój kompan z więziennej ucieczki pozbawił Cię knebla. Dobra pora, bo chyba jedyna, nim Star wróci, aby dowiedzieć się czegoś o Twojej przyjaciółce i pokrzepić się przed zemstą na Starze lub powrocie do gospodarstwa.
-
A niby co mógł David wiedzieć o miejscu, w którym rewolwerowiec przetrzymywał białowłosą? Mogła zapytać o coś innego:
— Plantacja. Piękny pomysł, mogę pogratulować wam kreatywności. Gdzie on sobie ją ubzdurał? — -
- Pewnie gdzieś na Wielkich Równinach, rząd kolonii sam dopłaca dla każdego osadnika, który chce spróbować swoich sił, bo wie, że im się to zwróci. No i dokopią tak dzikusom jeszcze bardziej. - odparł i napił się czegoś. - Głodna? Spragniona? Cokolwiek?
-
Nienawidziła takich sytuacji, ale tym razem musiała przełknąć dumę, pragnienie było o wiele silniejsze.
— Daj wody. — Odpowiedziała cicho. Gdy już złapała manierkę w usta, piła do dna.// Dobra, teraz dam odpisy w reszcie twoich grup. //
-
Zgodnie z życzeniem, przystawił Ci manierkę do ust, a Ty opróżniłaś ją w całości, w końcu minęło sporo czasu, gdy ostatni raz cokolwiek wypiłaś lub zjadłaś.
-
Gdy już odtrąciła szyjkę manierki od ust, nasłuchała czy Star już powrócił. Miała do niego pytanie. Wątpiła, że dostanie od niego odpowiedź, ale jak stare powiedzenie głosiło; nadzieja umiera ostatnia.
-
Nie powracał, a chyba nie teraz, więc David przerwał ciszę:
- Jak to w końcu było z Tobą i Starem? Ciężko połapać się w tej historii, a mi jakoś trudno uwierzyć, że najpierw odstawił Cię do więzienia, a potem pomógł uciec. To nie był jakiś ukartowany przez Was wcześniej plan? -
— Myślisz, że gdybym to z nim omówiła, to teraz siedziałabym związana tutaj i teraz? — Rzuciła z ponurym sarkazmem w głosie. — Powiem Ci jak było, ale najpierw ściągnij mi tą szmatę z oka. Nie lubię gadać do kawałka materiału, wiesz? —
-
- Niewiele mnie to obchodzi, a skoro Star zawiązał Ci oczy, to chyba miał jakiś powód, żeby to zrobić. Dlatego albo mi odpowiesz, albo znów wepchnę Ci do ust szmatę i na tym skończy się nasza pogawędka.
-
— No dobra, dobra. — Nie zamierzała się kłócić, w końcu miała jeszcze słowo do Stara. — Poznałam go jak siedział razem z ekipą takiego Clarka na Wielkich Równinach. Szukałam wtedy… pewnej osoby, a Ci ją widzieli. W zamian za pomoc w jej odszukaniu i odbiciu miałam im znaleźć jakiegoś bandytę. Nie miałam zbyt wielkiego wyboru, to poszłam na ten układ. Znaleźliśmy ją i ruszyliśmy w kierunku Imperium. Najpierw nie kumałam o co w tym chodzi, myślałam, że jedziemy tam gdzie go ostatni raz widziano tego chuchro. Star rozmawiał z nami przez większość drogi, jakoś starał się pocieszyć, ogólnie wydawał się dobrym w gruncie rzeczy gościem. Do momentu aż nie ogarnęłam, że tym kogo, szukają, jestem ja. Czaisz, że aż 60 złotników na mnie rzucili? Nieźle, nie> Problem w tym, że dowiedziałam się tego po tym, jak kilku facetów zrzuciło mnie z dzika i związało. Kurwa, będę szczera, dałam się im zrobić. No, ale dalej… Ekipa Clarka rozbiła obóz na noc, rano chcieli wysłać jednego posłańca do Imperium. Nie wyszło im, bo zanim zrozumieli skąd do nich strzelają, wszyscy byli podziurawienie. Wszyscy, oprócz Stara. Widzisz, dogadał się tak z swoim znajomkiem, że wybili całą tą ekipę żeby zgarnąć kasę dla siebie. Ten stary, jak on miał, Hugh… — Głos ugrzązł jej w gardle na moment. — …zabrał moją Patricię nie wiadomo gdzie, a Star poszedł ze mną do Imperium, żeby zgarnąć za mnie pieniądze. — Odetchnęła głębiej. — Resztę historii już znasz. —
-
David nie miał już żadnych pytań, a nawet gdyby, to nie mógłby ich już chyba zadać, bo właśnie usłyszałaś kroki, które zwiastowały powrót Jimmy’ego Stara.
- Wszystko gotowe. Przygotuj nasze konie do drogi, teraz ja się nią zajmę. - powiedział do Davida i po chwili poszedł do Ciebie.
- W końcu możemy pogadać, co nie? Za kilka chwil będę stąd odjeżdżać, żeby zacząć nowe życie, więc lepiej się pospiesz, zanim znowu Cię zaknebluję. -
— Gdzie ją trzymacie? — Zapytała Jannet gwałtownie i twardo. Miała nadzieję, że mimo wszystkiego, Star puści jej ukochaną przyjaciółkę bez większych zobowiązań. Jeżeli nie, to miała nadzieję na to, by choćby dowiedzieć się gdzie ona jest. Jak powtarzał jej ojciec, nadzieja matką głupich.
-
- W dobrych rękach i bezpiecznym miejscu, tak jak obiecałem Ci przed schwytaniem. Nic jej nie będzie, masz na to moje słowo.
-
— Uwierzę, jak ją zobaczę. — Syknęła, po czym powtórzyła pytanie, mniej spokojnym głosem. — Gdzie ona jest? —