Imperium
-
Bycie mądrym nie równa się byciu przydatnym, przynajmniej dla Ciebie. Nikt się nie zjawił, Ty zaś dopiłaś piwo i możesz wyjść, chyba że porozmawiasz jeszcze z barmanem, on tutaj był jedynym trzeźwym, nie licząc Ciebie, więc przynajmniej będzie gadać z sensem.
-
Rose
Patrząc na tutejszą klientelę, nawet ktoś wyglądający mądrze mógłby być przydatny… Jeśli nie zapłaciła poprzednio, zrobiła to teraz, wstała od lady i wyszła na ulicę, dowiązując konia. Chwyciła lejce i zaczęła iść po ulicy, szukając wzrokiem czegoś, co z zewnątrz wyglądało na lokal na jej poziomie. Ewentualnie jakiś losowo ujrzany list gończy nie zawadzi. -
Saloonów było tu sporo, ale nie były wiele lepsze od tego, trzymały średni i typowy poziom tego typu budynków w kolonii. Listów gończych nie rozwieszano byle gdzie, więc trafiłaś aż pod same centrum miasta, nieopodal ratusza i słynnego Pałacu Hoodoo. Tam też znalazłaś tablicę, a niej listy gończe, których było około dwudziestu, a jeden rzeczywiście był wyznaczony na dostarczenie żywcem Twojej znajomej.
-
Rose
Tyle dobrego, że Liwiusza tam nie znalazła, bo o obecności tam Jannet została już ostrzeżona. No, to skoro chociaż tę jedną dobrą wiadomość dostała i znalazła się w centrum, ruszyła do kolejnego losowego saloonu. Bo przecież te w centrum chyba nie mogą być tak niszowe jak tamten, prawda? -
Tak naprawdę to były. Speluny zadowalały najbiedniejszy lub najmniej uczciwych, reszta przesiadywała w zwykłych saloonach, a jedynie nieliczni mieli dostęp do Pałacu Hoodoo, luksusowego saloonu i kasyna, niedostępnego dla zwykłych śmiertelników.
W saloonie, do którego trafiłaś, nie zauważyłaś nic szczególnego: Długi kontuar, barman i szafka pełna alkoholi, stoliki, krzesła, a na nich goście, członkowie lokalnej milicji, mieszkańcy miasta zajmujący się rozmaitym rzemiosłem czy handlem, kupcy spoza Imperium, prywatni ochroniarze, kelnerki, szulerzy grający w kości czy pokera, a wszystko to okraszone dymem z cygar, wonią rozmaitych alkoholi zmieszaną w jedno i rozmowami bywalców lokalu. -
Rose
Podobnie jak poprzednio, podeszła do baru zamawiając jakiś alkohol, whiskey lub coś w tym stylu. Poszukała kogoś wyglądającego jakkolwiek na łowcę nagród, sprawdzając przy okazji czy siedzi z kimś czy samotnie. Może od niego wyciągnie co nieco informacji, podając się za łowczynię?
//A tak serio to w sumie średnio mam plan jak to rozegrać :v // -
//To jeden ze sposobów.//
Większość osób miała tu broń, w sumie nic dziwnego, bo jeśli nie wiedzieliście, kto stworzył ludzi i postawił ich ponad innymi rasami, to z pewnością szeroko dostępne rewolwery czyniły ich równymi, ale na łowcę nagród, czy szerzej najemnika, wyglądał Ci tylko jeden, z jednym rewolwerem za pasem, strzelbą opartą o stolik, przy którym siedział sam, smętnie sącząc whiskey, oraz obrzynem trzymanym na blacie. Jednak to nie arsenał sprawiał, że wyglądał na zawodową strzelbę do wynajęcia, ale blizny na twarzy, ramionach i przedramionach, widoczne dlatego, że miał na sobie skórzaną kamizelkę bez rękawów. Zdawało Ci się, że skąd tę zakazaną gębę kojarzysz, ale nie wiedziałaś skąd. -
Rose
Skoro go kojarzyła to dobrze, znaczy że mógł być jakoś szerzej znany. Jeśli zmierzała w stronę baru, szybko zarzuciła ten pomysł, kierując się natychmiast w stronę tegoż oto jegomościa. Nie wiedziała jeszcze, czy wypalić wprost o Liwiusza, wpierw może poczeka na to, jak ten zareaguje na jej obecność tu.
//Y ten, nie pamiętam co ona z tym zrobiła, ale może ustalimy że ma przy sobie ten rewolwer? :V -
//No domyślam się, że raczej bez broni tu nie przyszła, bo to raczej kiepski pomysł.//
- Cześć, piękna. - powiedział od razu, gdy tylko się zbliżyłaś, z paskudnym uśmiechem na twarzy. - Co taka ślicznotka jak Ty tu robi? Jeśli potrzebujesz pomocy, to lepiej nie mogłaś trafić. -
Rose
Przysiadła się, słodko się uśmiechając.
- Chciałabym odnaleźć kogoś dla mnie ważnego, zależy mi na tym by był żywy… Czy takie usługi również Pan świadczy? - Zapytała po chwili zawahania, spoglądając na jego broń. -
- Bardziej to wybieram takie zlecenia, jak ktoś ma być prędzej żywy, niż martwy, ale za odpowiednią zapłatą mogę coś na to poradzić… O ile nie będzie to nie wiadomo kto, Abb Flisher nie bierze zleceń, których nie może wykonać.
Gdy się przedstawił, zrozumiałaś, z kim masz do czynienia. Niegdyś widziałaś jego buźkę na liście gończym, ale to było wiele lat temu, gdy napadł na pociąg, przypadkiem lub celowo zabijając przy tym jedenaście osób. Miał nawet własny gang, napadli na wiele dyliżansów i dwa banki, ale później dobra passa się skończyła i nawet pomoc innego legendarnego bandyty, niejakiego Diakona, nie mogła mu pomóc: Jego gang wystrzelano lub aresztowano i powieszono, a on sam musiał uciekać, ale i jego dopadli. Już powoli dusił się na szubienicy w Dodge (celowo dobrano długość liny tak, aby nie skręcił sobie karku, ale cierpiał w męczarniach przez kilka minut), gdy nagle ktoś oddał strzał z pobliskiej wieży ciśnień, przerywając linę. Abb przeżył, rozerwał więzy i gołymi rękoma zabił dwóch strażników, inni uciekli lub zostali zabici przez tajemniczego strzelca, którym mógł być sam Diakon, o którego poczynaniach do dziś niewiele wiadomo. Abb uciekł do sąsiedniej kolonii, gdzie wykonał kilka niebezpiecznych zadań dla lokalnych władz w ramach rehabilitacji, za co cofnięto nagrodę za jego głowę, dzięki czemu mógł wrócić do Oskad. -
Rose
Wiedziała, że skądś go kojarzy. I sądząc po jego historii, wątpi że mógłby wykonać to zadanie w miarę cicho, zwłaszcza, że jeszcze mu o tym warunku nie wspomniała. Uśmiechnęła się tylko do niego.
- Oczywiście dyskrecja wliczona w cenę, prawda? - Wolała się upewnić, nawet jeśli jest to banał.
//Powiedzialbym teraz o Liwiuszu, ale jestem ździebko zmęczony, to zrobię to później :v -
//Spoko.//
- Zależy co przez to rozumiesz, piękna. - odparł, upijając nieco więcej whiskey. -
Rose
- Bardzo bym nie chciała, by ktokolwiek dowiedział się o tym kogo masz dla mnie odnaleźć, liczę więc, nie, wymagam byś działał cicho. Oczywiście, jeśli to nie jest dla Ciebie żaden problem. Chyba, że zależy to od Twojego celu. - Odparła z uśmiechem, przysiadając się do niego. - Ale dobra, przejdźmy do rzeczy. Szukam człowieka znanego jako Liwiusz Tracett, blisko czterdziestki, czarne włosy, czarny zarost, często chodzi w jakichś szatach, do tego bardzo religijny. Z tego co się orientuję, powinien być właśnie w tej okolicy. - Odparła, zastanawiając się co jeszcze mogłaby dodać. Nie wiedziała w sumie czego tacy łowcy konkretnie potrzebują do znajdowania swych celów, w końcu nie leżało to nigdy w kręgu jej zainteresowań. - Coś jeszcze jest Ci potrzebne? I pamiętaj, sprowadź go żywego i najlepiej bez obrażeń -
- Ile za to dostanę i po kiego mam to zrobić? - odparł prosto z mostu, a Ty miałaś wrażenie, że im więcej pieniędzy zaproponujesz, tym mniejsze będzie jego zainteresowanie Twoimi motywami czy czymkolwiek innym. No i będzie mu wtedy zależeć na tym, żeby Liwiusz rzeczywiście przeżył.
-
Rose
W sumie to nie znała za bardzo cennika łowców nagród, nie orientując się ile takiemu powinno się zapłacić za schwytanie żywego.
- A na ile się cenisz? - Odparła, zakładając nogę na nogę, jeśli jej obecna pozycja jej na to pozwoliła i przybliżyła się nieco zaciekawiona. -
Na jego szpetnej gębie zagościł uśmiech, gdy wykonałaś ten ruch.
- Nooo. - odparł, siadając wygodniej, a po chwili objął Cię ręką. - Na pewno się dogadamy, piękna. -
//Przepraszam, że tak zamulam, ale przez mój debilizm za ni cholery nie wiem jakie powinny być reakcje w tego typu sytuacjach i się boję :v Ile ona ma pieniędzy przy sobie?//
Rose
- Słucham propozycji - powiedziała cicho, chcąc sprawdzić na ile się wycenia. -
//A żebym ja to pamiętał… Pewnie tyle, ile w majątku wpisanym w Karcie, ale sprawdź, czy nie zabrała czegoś przed wyjazdem z gospodarstwa. To ciągnie się już tyle czasu, że obaj mamy prawo nie pamiętać.//
- Powiedzmy, że na początek dziesięć złotników. -
John Fasthand spokojnym krokiem zbliżył się do tablicy ze zleceniami i zaczął ją przeglądać.