Imperium
-
Kuba1001
‐ Od czegoś ma się dzikusów, co nie? ‐ zagadnął i zaśmiał się, ale opuścił Cię, bowiem musiał zająć się napełnieniem kufla piwem, wedle życzenia wypowiedzianego ochrypłym głosem, przez klienta, który dopiero co wszedł do środka… Wyglądał niczym rasowy traper, głównie z racji swego odzienia, na które składały się buty, spodnie, koszula, kamizelka i pas, wszystkie ze skór i futer, wraz z nieodłączną, sztandarową czapką z bobra, co uzupełniało też wyposażenie: Noże, toporki, wysłużony karabin i rewolwer. Zresztą, on był równie wysłużony, co jego broń, widać, że dawno się nie golił, a i czuć od niego efekty zbyt długiego przebywania w dziczy…
-
-
-
Kuba1001
//Zemsta za Belroith, Edgorath, Ilroim, Last Day i Twoje postaci we wszystkich moich PBF’ach.
A tak na serio, to zwyczajnie zapomniałem.//
Usiadł przy ladzie, a choć oddzielało Was ładnych parę metrów, to wyraźnie czułeś jego zapach, bogaty bukiet woni, na który składał się dym tytoniowy, błoto, pot, krew i tym podobne. Jednakże poza tym nie zwracał na siebie uwagi, a jedynie sączył swojego drinka w milczeniu. Zmieniło się to w chwili, gdy dwóch miejscowych pijaczków, wystarczająco zlanych i dostatecznie głupich, postanowiło wyrazić swoje obiekcje co do jego aparycji. Później… Cóż, nie byłeś do końca pewien, co i kiedy się stało, traper poruszał się tak szybko, ale fakt faktem, że obaj mężczyźni wylądowali na podłodze baru, z czego jeden trzymał się za krwawiący i złamany nos, a drugi z niedowierzaniem wpatrywał się na leżące obok niego trzy zęby, które dopiero co wypluł. -
-
Kuba1001
//Więc graj w Elarid, tam nie musisz być GM’em.//
Wzruszył ramionami.
‐ W puszczy nawet zwykły wypi**dek jest trudniejszym przeciwnikiem od takich patałachów. ‐ wyjaśnił, wskazując na przerażoną dwójkę, która zaraz uciekła z baru. Traper jedynie splunął w plamę krwi jednego z nich i wrócił do picia. -
-
-
FD_God
Skoro i ten postanowił zakończyć wątek, to i on sam pogrążył się w jakichś myślach. Konkretniej twórczych, kręciło go obecnie tworzenie jakiejś nowej broni, co od jakiegoś czasu i tak miał już w głowie. Na razie jednak wytrącił się z tych myśli i dopił swój napój, jak za niego zapłacił to postanowił opuścić lokal, w przeciwnym wypadku uiścił zapłatę i wyszedł.
-
Kuba1001
Wszystko przebiegło sprawnie, toteż uniknąłeś nieprzyjemności związanych z konfrontacją z wykidajłą baru, a on z Tobą. Opuściłeś przytulny lokal, zamieniając go na prażone popołudniowym słońcem ulice Imperium, którymi możesz dostać się dosłownie wszędzie. W końcu to tu prowadzą wszystkie drogi i tory w Oskad, prawda?
-
-
Kuba1001
Nie wypiłeś aż tyle, aby zapomnieć drogę, więc pewnym krokiem trafiłeś tam po kilku minutach. Co ciekawe, zauważyłeś dwóch mężczyzn pod drzwiami, z czego jeden oparty był o ścianę domu, a drugi krążył niespokojnie w te i wewte.
Obaj mieli charakterystyczne elementy ubioru: Czarne, skórzane płaszcze, kapelusze z tego samego materiału i brązowe gwiazdy na piersiach. Pierwszy, o zadartym nosie, pewnym siebie i szyderczym uśmieszku na twarzy oraz starannie przystrzyżonej koziej bródce, leniwie kręcił popisowe młynki swoim rewolwerem Vulcanic 10, który schował na Twój widok do kabury i podszedł bliżej, zatrzymując się kilka kroków od Ciebie.
‐ Pan Japser Clark, jak mniemam? ‐ zagadnął. ‐ Jestem Konstabl Webb, a tamten to mój współpracownik, Konstabl Radburgh. ‐ dodał, wskazując na drugiego mężczyznę o bujnych bokobrodach i wąsiskach koloru miedzi, który skinął Ci głową, opierając się na strzelbie, która mogła być jakimś unikatowym modelem lub czymś dalece zmodyfikowanym. -
FD_God
‐W istocie. Miło mi panów poznać.‐ Rzekł w ich stronę i uchylił im kapelusz.‐ W czym mógłbym służyć?‐ Dodał jeszcze przyglądając się strzelbie drugiego mężczyzny, nigdy bowiem jeszcze takiej nie widział, a być może jego inteligencja połączona ze znajomością broni da mu jakieś pojęcie na jej temat.
-
Kuba1001
Broń ta była słusznych gabarytów i wyglądała Ci na konwersję przynajmniej kilku znanych obecnie modeli broni, ale indywidualne malowanie i zdobienia utrudniały ich szczegółową identyfikację.
‐ Burmistrz Imperium i jednocześnie lokalny szeryf, Hoodoo Brown, zaprasza pana na rozmowę do swojego kasyna. ‐ wyjaśnił Konstabl, mając oczywiście na myśli umiejscowione w centrum Imperium kasyno zwane Pałacem Hoodoo, na którego górnych piętrach znajdowały się prywatne gabinety i biura lokalnego władcy okolicy, bo jak inaczej nazwać tego mężczyznę, zwłaszcza jeśli brać pod uwagę jego powiązania z Thomasem Magruderem? -
FD_God
‐Sam pan Brown?!‐ Powiedział głośniej zdziwiony i się nieco wzdrygnął. Jak zgaduję, pragnie ze mną rozmawiać niezwłocznie, czyli mam ruszyć tam z wami czy też sam już teraz, tak?‐ Spytał patrząc po nich, a w międzyczasie jakoś starał się ułożyć myśli dotyczące tego czego może on od niego chcieć.
-
-
-
Kuba1001
W odpowiedzi Webb jedynie się uśmiechnął, a jego masywny kompan prychnął i ruszył pierwszy w kierunku kasyna, za nim zaś skierował się drugi Konstabl. Wypada dołączyć, zwłaszcza że Twój wygląd jest bez zarzutu, co zawsze może się przydać podczas rozmowy z tak ważną personą, jak Hoodoo Brown.
-
-
Kuba1001
Podróż była krótka, więc po chwili znalazłeś się w Pałacu Hoodoo, miejscu niedostępnym dla zwykłych śmiertelników. Rzeczywiście, ten lokal był tak dobry, jak mówili, jeśli nie lepszy: Kosztowne dywany, marmurowe kolumny, obrazy na ścianach… To wszystko musiało kosztować niemałą fortunę, ale co z tego, skoro pewnie samo kasyno zwróciło się w ciągu kilku miesięcy? Nie brakowało tu klientów, głównie wyższych, czasem średnich stanów, którzy to spędzali tu czas przede wszystkim na grze w kości, pokera, czy jakiekolwiek inne gry karciane, a więc ogółem mówiąc, to na hazardzie. Tylko część bywalców zajęta była spokojnym sączeniem drinków i zajadaniem przekąsek, ewentualnie rozmowami na różne tematy lub gapieniem się na kręcące się tu i ówdzie, równie urodziwe, co skąpo odziane, kelnerki.
‐ Masz zamiar zostać tu na chwilę? ‐ zagadnął Webb po wejściu, co wyglądało na kurtuazyjne pytanie, a prędzej było jakiegoś rodzaju próbą.