Imperium
-
-- Skoro, tak jak sam stwierdziłeś, są tam jakieś budynki i Armia Oczyszczenia, to najpewniej są tam jakieś dzikusy – uśmiechnął się. – A nawet gdyby Armia Oczyszczenia już rozwiązała już ich problem, to mamy nawet łatwiej. Cieszę się, że w owych złożach ma być żelazo i węgiel. Te dwa surowce będą nam potrzebne najbardziej do osiągnięcia sukcesu. Zastanawiają mnie jednak te budynki, o których powiedziałeś… Czy wiesz może o nich coś więcej?
-
Zaczekał chwilę z odpowiedzią, bo zjawił się kelner z waszymi drinkami. Ale gdy tylko postawił je na stole i odszedł, Paul odpowiedział:
- Jakieś chaty, baraki, kilka budynków gospodarczych. Jak mówiłem, jacyś ludzie musieli tam być przed nim, zapewne górnicy albo poszukiwacze złota, ale opuścili ten teren. Nic wielkiego, może nawet już się to wszystko rozpadło, ale jeśli nie, to przynajmniej nie będziemy musieli spędzać pierwszych nocy pod gołym niebem. -
-- Oby – odpowiedział. Nie widziało mu się spać będąc całkowicie nieosłoniętym przez dach, choćby prowizoryczny. Wziął do prawej dłoni kubek ze swoim kawowym drinkiem i zaczął pić.
-
Było dobre, nawet bardzo dobre, ale po tym, jak wyglądał Pałac Hoodoo, w ogóle cię to nie dziwiło. Ostatni przystanek luksusu w drodze na prerię.
- Chcesz zapytać o coś jeszcze? -
-- Nie. Powiedziałeś mi praktycznie wszystko, co chciałem wiedzieć – rzekł James i wrócił do delektowania się kawą z rumem.
-
Skinął głową i wyprostował się na krześle, rozglądając się wokół, podziwiając wnętrze lokalu. Pozostali zrobili podobnie lub zabrali się za swoje drinki. Tobie zaś kawa bardzo smakowała, to prawdopodobnie jedna z ostatnich okazji, żeby napić się czegoś takiego przed wyruszeniem w drogę.
-
Tak, ostatnia okazja, żeby zakosztować odrobiny luksusu. Potem tylko woda… James skończył pić kawowego drinka i ruchem ręki zawołał kelnera.
-
Zjawił się niemal od razu, bez słowa oczekując na twoje kolejne zamówienie.
-
-- Jakie macie tutaj desery? – zapytał.
-
- Ciasta, ciastka, torty, suflety i wiele więcej, proszę pana.
-
-- To poproszę zwykła szarlotkę… – czasami prostota jest najlepsza.
-
- Oczywiście. Czy to wszystko? - zapytał, notując twoje zamówienie. Pozostali pokiwali głowami, najwidoczniej nie mając ochoty na cokolwiek.
-
-- W takim razie to będzie wszystko.
-
Kiwając ci głową, odszedł przekazać zamówienie. Nie minął kwadrans, a miałeś już przed sobą gotowe ciasto, które świetnie wyglądało i jeszcze lepiej pachniało. Możesz się więc domyślać, jak dobrze będzie smakować.
-
i oby takie było pomyślał sobie. Wziął do ręki widelczyk i przystąpił do degustacji szarlotki.
-
Rzeczywiście, była dobra, choć jadałeś już lepsze desery. Ale i tak jak na warunki tej kolonii, było to przyjemnym zakończeniem.
-
Odłożył łyżeczkę.
-- Dobrze, wypadałoby wreszcie znaleźć sobie jakieś lokum do spędzenia nocy. Wyruszymy na spokojnie jutro. Trzeba trochę odpocząć po tej długiej podróży. -
- Jak dobrych warunków oczekujesz? - zagadnął cię Paul.
-
@kubeł1001 napisał w Imperium:
Kasyno w Imperium, jak chyba zawsze, pełne było klientów wszelkiej maści, ale tylko z wyższych sfer, bo tylko takich stać było na wejście tutaj, nie licząc może barmanów, krupierów, kelnerek i tancerek. Nie dane było ci jednak zapatrzeć się na to miejsce, bo milicjant poprowadził cię od razu na piętro, gdzie wprowadził cię do eleganckiego gabinetu, w którym to zastałeś właściciela tego kasyna, a także burmistrza i Szeryfa Imperium, Hoodoo Browna.
-- Szeryfie – przywitał się, zdejmując kapelusz ze swojej kościanej głowy. Poczekał jednak na dalsze wprowadzenie, nie chciał wywoływać zamieszania tym, że jest człowiekiem z trupią czaszką jako głową.
-
- Wiele o panie słyszałem, Panie Horseinstorm. - powiedział mężczyzna, do tej pory odwrócony do ciebie tyłem, zapatrzony w panoramę Imperium rozciągającą się za wielkim oknem. Dopiero po tych słowach odwrócił się do ciebie, skinął ci głową i wskazał na fotele stojące w gabinecie, samemu zajmując miejsce w jednym z nich. - Uznaję to za dar od niebios, że ktoś taki jak pan zjawił się tu akurat teraz. Choć, prawdę mówiąc, moi ludzie chcieli porozmawiać z panem już w Dodge, ale odjechał pan, nim mieli ku temu okazję.