Imperium
-
Ten jednak zdawał się cierpliwie czekać, aż reszta skończy, bo zerwał się na równe nogi, przyprawiając wszystkich, w tym Ciebie, choć niekoniecznie Soapy’ego, o prawdziwą palpitację serca, był wciąż nie tylko współtowarzyszem niedoli, ale i dzikusem, który mógłby Was wszystkich zabić gołymi rękoma i nawet by się przy tym nie spocił. Ale zamiast tego zaczął mówić, prawie cały czas żywo gestykulując i zmieniając ton oraz barwę głosu w pewnych momentach. Gdy wreszcie skończył, ponownie usiadł na ziemię, tak jak wcześniej, i spokojnie czekał, choć nie wiedziałaś na co.
- Mówi, że nazywa się Khalid. - powiedział właśnie Sopay. - Jest Ingundur, czyli Wędrowcem. Tak mówi się na tych Amaksjan, którzy opuszczają swoje plemiona, aby przez dziesięć lat wędrować po świecie i zdobywać doświadczenie, które będą mogli wykorzystać na pożytek swojego klanu. On jest Wędrowcem już ósmy księżyc, czyli miesiąc, a schwytano go około dwóch tygodni temu, gdy zapuścił się nocą w okolice Imperium. Twierdzi, że nie miał złych zamiarów, chciał jedynie przyjrzeć się miastu, ale został zaatakowany przez Milicjantów Hoodoo. Zabił, jak utrzymuje, dwudziestu sześciu, a ja nie mam żadnych powodów, by w to wątpić. Sam nie wiem, dlaczego nie zabili go od razu, gdy go schwytali, powinni, rodziny zabitych pewnie wyłaziły ze skóry, aby wymusić na burmistrzu jak najszybszą egzekucję. -
Dziwne. Stwierdziła w myślach Jannet. Trzech z pięciu facetów siedzących w celi nie od razu zaprowadzono na szubienicę. Soapy’ego cały czas próbują przymusić do współpracy z Hoodoo, z Clyde’a chcieli wyciągnąć informacje na temat jego towarzyszy, a Amaksjanin już od dwóch tygodni czekał na wyrok, który powinien odbyć się natychmiastowo. Jak dla Jannet, zbyt wiele ciekawych przypadków w jednym miejscu, choć znając życie tak właśnie było - przypadki. Ale jej uwagę zwróciło także coś innego:
— Skąd znasz ich język? — Zapytała Sopy’ego. -
- Kiedyś jedno plemię schwytało mnie i przez prawie pół roku uczyłem się ich języka, kultury i obyczajów. To mógł być początek świetnej współpracy, gdyby nie to, że nagle okazało się, że chcą wykorzystać mnie do ataku na kilka ludzkich osad, więc uciekłem, gdy tylko miałem okazje, a nasze drogi już się więcej nie spotkały. A ich język jest dość prosty, tak jak oni sami, chociaż nie mają żadnego słowa, które określałoby pokój, ale za to mają blisko dwadzieścia na opisanie czyjejś śmierci.
- Dobra, skoro wszyscy się już znamy i lubimy, to może w końcu wtajemniczysz ją w ten swój genialny plan, Soap? Wiesz, im nas więcej, tym weselej. - powiedział Clyde, uśmiechając się lekko pod wąsem.
- Plan? - zapytał Soapy, marszcząc brwi. - Ach, tak: Ten plan. - dodał, gdy rozjaśniło mu się w głowie i zwrócił się do Ciebie: - Planujemy ucieczkę, żaden z nas nie chce zginąć na szubienicy, a już prędzej podczas próby wydostania się na wolność. -
I z wszystkich rzeczy, jakie Jannet tutaj usłyszała, ta zdecydowanie zainteresowała ją najbardziej, szczególnie, że wciąż była w posiadaniu małego fantu, który tą ucieczkę mógł by im ułatwić. Nachyliła się bliżej rozmówców: — Jak ten plan ma wyglądać? — Zapytała, żądna szczegółów.
-
- Jeszcze nie mamy. Ale siedzę tu cały miesiąc, dobrze wiem, jak to wszystko działa. Ci dwaj Konstable to nowicjusze, ale i tak nie powinniśmy ich lekceważyć. Mimo to, zaglądają tu bardzo rzadko, więc musimy jakoś zwabić tu jednego, jak najbliżej krat, a potem spróbować go zabić lub ogłuszyć, żeby zabrać mu klucze od cel. Z tego, co zaobserwowałem, chodząc po więzieniu nie zawsze noszą ze sobą broń, ale pęk kluczy już tak. Później wystarczy pozbyć się jakoś drugiego Konstabla, zabrać broń z depozytu i spróbować ucieczki, najlepiej nocą. Dyskutowaliśmy o tym już wiele razy, ale liczymy, że rzucisz nieco światła na tę sprawę z innego punktu widzenia.
-
– Musiałabym pomyśleć…– Mruknęła ni to do nich, ni to do siebie, po czym nasłuchiwała przez moment czy Konstabla nie ma w pobliżu. Jeżeli go nie było, powiedziała:
— Ale mam coś, co może się przydać. —
Po czym sięgnęła do swoich piersi i wyciągnęła z pomiędzy nich rewolwer, aby pokazać go pozostałym. -
Jak już mogłaś zauważyć przez ten czas, który spędziłaś w celi, a co potwierdził potem Soapy, Konstablowie średnio się Wami interesowali, bo byliście więźniami Celi Straceńców, niewielką różnicę robiło im to, czy zawiśniecie na szubienicy, czy zabijecie się nawzajem, w czym pewnie miało pomóc umieszczenie Amaksjanina i ludzi w jednej celi.
Gdy tylko pokazałaś innym swoją broń, niektórzy zagwizdali z podziwem dla Twojego sprytu, a Soapy klasnął raźno w dłonie.
- To ułatwi zabicie drugiego Konstabla, nie będziemy musieli teraz martwić się tym, co by było, gdybyśmy zabili pierwszego, a ten nie miałby broni i drugi zwyczajnie przyszedłby i zastrzeliłby nas przez kraty. Ale i tak nie wiemy, jak go zwabić, możemy się nawet pozabijać, ich to nie obchodzi, bo i tak wszyscy prędzej czy później zawiśniemy.
Amaksjanin ponownie zerwał się na równe nogi i powiedział coś w swoim języku.
- Nie, Khalid, nie możesz złamać Clyde’owi drugiej ręki, to w niczym nam nie pomoże. Nawet gdybyś kogoś zabił, to i tak by nie pomogło. - odparł po ludzku mężczyzna w różowym garniturze, choć przetłumaczył później tubylcowi tylko pierwsze zdanie, w obawie, że drugie weźmie zbyt na poważnie. -
Jannet z powrotem schowała broń do jej kryjówki i myślała, wysłuchując rozmowy i propozycji Amaksjanina. W głowie zaświtał jej pewien pomysł:
— A jakbyśmy albo ktoś z nas udał, że jest martwy? Przecież zwłoki musieli by stąd wynieść, nie? — -
- Może i tak, może i nie. Mówię, że nie zależy im na tych, którzy i tak będą martwi. Może inaczej by było, gdybyśmy mieli jeszcze jakąś nadzieję na przeżycie, ale to wątpliwe, skoro na wszystkich podpisano już wyrok.
//Radio, na Twoją postać nie, rusz mózgownicą, ja w Ciebie wierzę.// -
// No kurła tylko ona cały czas nie chciała ujawniać tego, że ona nie idzie na szubienicę. Myślisz, że kiedy myślałem, to o tym nie myślałem? //
— No… Nie na nas wszystkich. — Dopowiedziała cicho, ale słyszalnie dla pozostałych Jannet, spoglądając z niemałym zakłopotaniem na towarzyszy.
-
Domyślali się pewnie, o co chodzi, ale woleli usłyszeć to z Twoich ust. Grunt, że nie wyglądali na wściekłych, tak jak mogłabyś się tego spodziewać.
-
– Na mnie nie spisali kary śmierci. – Dopowiedziała po kilku sekundach. Właściwie, nie chodziło o to, że Jannet bała się ich rekacji, co sama przed sobą nie chciała przyznać, że jako jedyna z tej celi nie idzie na stracenie, a najbardziej na nie zasłużyła.
-
- Czyli na Tobie będzie im zależeć… Musi, skoro nie idziesz na szubienicę. Dlatego to Ty musisz zagrać główną rolę w naszym planie, a Clyde weźmie rewolwer i zastrzeli drugiego Konstabla, jest najlepszym strzelcem z nas wszystkich, a choć ma jedną rękę, to na pewno mu nie zadrży. Ja brzydzę się przemocą, a młodzi nie wyglądają na będących w odpowiednim stanie, żeby zrobić coś takiego. Przynajmniej nie teraz.
-
Westchnęła, ale kiwnęła głową godząc się na ten plan.
– Wiesz już jak ta “rola” będzie wyglądać? Co będę.musiała zrobić? – -
- Liczyłem właśnie, że to Ty coś zaproponujesz, skoro będziesz musiała zwabić tu Konstabli.
-
Przyłożyła dłoń do ust, pogryzając lekko skórę w zamyśleniu. — Hmm…Możemy udać, że chcecie mnie zabić albo pobić albo coś w tym stylu. — Odpowiedziała po chwili: — Będą musieli zareagować i przelecieć tutaj, żeby was “powstrzymać”, a tego chcemy, nie? —
-
- Proste, ale nie wiem, czy skuteczne. Pamiętaj, że mamy tylko jedną szansę, a przy tym chcemy wszyscy to przeżyć, gdyby Konstablowie doszli do wniosku, że stanowimy dla Ciebie prawdziwe zagrożenie, mogliby strzelać i bez większych oporów zabić jednego z nas, aby reszta odstąpiła.
-
— Dobra, czyli trzeba wymyślić coś innego. — Stwierdziła, po czym znowu popadła w zamyślenie. Nowy pomysł przyniósł jej żołądek.
— Jak często dostajecie tu coś do jedzenia? Kto to przynosi? — Zapytała. -
- Nam dali ostatni posiłek dzisiaj i prawie nie padli ze śmiechu, mówiąc, że to ostatni na jaki możemy tu liczyć. Nie wiem, czy będą Cię karmić, zwłaszcza że pewnie wyjdziesz stąd o wiele szybciej niż my, może nawet dziś lub jutro.
-
Ten post został usunięty!