Dodge City
- 
- 
 Kuba1001 Kuba1001Vader: 
 Odwzajemnił gest, aby później wycelować do Ciebie z karabinu.
 ‐ Odejdź. Dodge to nie jest dobre miejsce dla Upadłych… Niezależnie czy mam na myśli ludzi, czy Ciebie.
 Radio:
 Towarzystwo? Cóż, dwóch z pewnością było mocno podpitymi górnikami, którzy beztrosko wlewali w siebie jeszcze więcej alkoholu i przegrywali wydobyte złoto, kolejny wyglądał Ci na jednego z traperów, ludzi lasu i buszu, co można sądzić po jego zarośniętej i ogorzałej twarzy oraz odzieniu ze skór i futer różnych zwierząt. Inny był na pewno jednym z wielu kowboi, a ostatni wyglądał niczym prawdziwy szuler: Elegancko ubrany, schludny wąsik i kozia bródka, złoty zegarek na łańcuszku, monokl na lewym oku i czerwona mucha. Trzeba wspominać, że najlepiej radził sobie właśnie ten ostatni?
- 
- 
- 
 Kuba1001 Kuba1001Vader: 
 ‐ Wybacz, nie spodziewałbym się. ‐ odparł, ale wciąż miał Cię na muszce. ‐ Skoro tak to witam w Dodge, ale proszę, żebyś na siebie uważał. Na innych w sumie też.
 Radio:
 Problem był taki, że w karty patrzył się cały czas, z reguły jednym okiem, ale to wystarczało. Zmieniło się to w chwili, gdy rzucił je na stół wraz z resztą graczy i przy okrzykach niedowierzania oraz protestów zgarnął całą stawkę miedziaków i srebrników ze stołu.
- 
- 
- 
- 
- 
- 
- 
- 
- 
- 
- 
 Kuba1001 Kuba1001Vader: 
 Trafiłeś pod niego już po chwili, więc teraz nic tylko przywiązać konia i ruszyć do środka.
 Radio:
 //Czekam i czekam na tego Vadera… No nic, najwyżej dołączy w trakcie, jeśli zechce.//
 Wreszcie znalazł się, zachęcony odpowiednią dawką alkoholu we krwi i namowami kolegów, kowboj, który został ostatnim fraje… zawodnikiem. W ten sposób uzbieraliście komplet, a krupier powodził wzrokiem po wszystkich.
 ‐ Opłata za wstęp wynosi dziesięć miedziaków. ‐ wyjaśnił, tasując karty i wskazując Wam na stojący na stole pojemnik, przeznaczony na owe opłaty, które pewnie były jedną z form zdobywania wypłaty przez mężczyznę.
- 
- 
- 
 Kuba1001 Kuba1001Radio: 
 Zrobili to samo, czekając na swoje karty, które to krupier zaczął każdemu rozdawać. Gdy skończył, wycofał się na kilka kroków, aby nie być posądzonym o zaglądanie w czyjeś karty, życząc przy okazji zdawkowej “miłej gry.”
 Vader:
 Cóż, saloon, jak saloon… A może nie do końca? Ten tutaj był o wiele lepszy niż wszystkie, do których miałeś okazję zaglądać, swoje robiły urodziwe tancerki oraz kelnerki, dobrze jedzenie, jeszcze lepsze trunki, stół do pokera i kości z profesjonalnym krupierem oraz grana na żywo muzyka na fortepianie.
- 
 

 
 