Dodge City
-
- Albo jesteś chujowym uzdrowicielem, albo masz zjebane poczucie humoru. - Pchnął wieko czy cokolwiek było nad nim z całej siły by się kurwa wydostać. Ja pierdolę, czuję się jak wtedy, kiedy mnie szmuglowali powozem z kozami.
-
Trumna na szczęście nie była zakopana w ziemi, choć wiedziałeś, skąd jej zapach: Po wyjściu na zewnątrz zauważyłeś, że znajdujesz się w świeżym, gotowym do zasypania, grobie. Nad sobą ujrzałeś rozgwieżdżone niebo oraz kilka pochodni nad grobem, które oświetlały go i pozwalały Ci widzieć cokolwiek. Dzięki ich światłu dostrzegłeś też zwisającą z góry linę, po której możesz się stąd wydostać, bo sam grób jest o wiele głębszy, niż zwykle, przez co nie mógłbyś w żaden sposób z niego wyskoczyć czy wspiąć się na górę.
-
Zaczął wspinać się po linie. Zmarszczył czoło, by sprawdzić, czy dalej ma dziurę we łbie. - Takich żartów nienawidzę kurwa najbardziej. - Mruknął sam do siebie, podczas wynoszenia się z dołu. Co zastał na górze? Czyżby jego “Zbawcy”?
-
Miałeś, ale ta wydawała się zrośnięta, czyli bezsprzecznie do ciebie strzelano. Jak najbardziej, tamci dwaj byli na górze, ślepy jak zwykle milczący, stojący po prawej, jakiś krok za tym drugim, który opierał się o pobliski nagrobek, ćmiąc fajkę.
- Nie sądziłem, że się uda. - powiedział, ale nie byłeś pewny czy rzucił to w eter, czy skierował prosto do ciebie. - Ale akurat w tej kwestii lubię się mylić. Witam znów wśród żywych, przynajmniej na swój sposób.
Sięgnął do kieszeni, odruchowo przygotowałeś się, że wyjmie stamtąd jakąś broń, ale zamiast tego podał ci niewielkie lusterko. -
Chwycił je natychmiast i przyjrzał się swojej twarzy. Nigdy nie był za piękny, ale tamta blizna musi wyglądać szkaradnie. - Coś ty mi kurwa zrobił? -
-
- Uratowałem twoje życie… Z pewnego punktu widzenia. - odparł, wyraźnie zadowolony z siebie, choć nie miałeś pewności czy dlatego, że potwierdził tym swoje dziwne zdolności, czy dlatego, że czerpał radość z wykiwania cię. - I dałem ci możliwość zemsty. Ale nie bezinteresownie.
Ślady po kulach, które przeszyły twoje ciało podczas pojedynku, zasadzki i gdy zastrzelił cię ślepy rewolwerowiec nie były wielkim problemem. Choć światło było kiepskie, to widziałeś, jak się zmieniłeś: skóra przybrała niezdrową, żółto-zieloną barwę, oczy były przekrwione, straciłeś nawet część włosów. Nie wyglądałeś jak człowiek. Tak wyglądały tylko trupy po kilku dniach od śmierci. -
- Będę dalej gnił? A w sumie, wyjebane. - Odpowiedział sam sobie wstając i robiąc sobie rozgrzewkę, by sprawdzić, w jakiej kondycji fizycznej jest jego ciało. Sprawdził też, czy musi oddychać. - Powiedz mi, do czego jestem ci potrzebny i jakimi sztuczkami mnie utrzymałeś na tym świecie. Ludzie nie korzystają z magii, to domena elfów, mivotów i całej reszty. My mamy liczebność i naukę, zawsze tak było dla zachowania równowagi. Jak? - Użył starej śpiewki, jakiej nauczył się od uzdrowicielki, którą niegdyś zdradził i w sumie wierzył w te słowa, balans musiał być.
-
- Są na tym świecie rzeczy, o którym prostym osadnikom się nie śniło. Miejsca, których nigdy nie zobaczą. Potęga, której nigdy nie zrozumieją. Ty jesteś tego żywym przykładem, choć z tym życiem bym nie przesadzał. Istnieją rytuały pozwalające przywrócić zmarłego do pełni życia, ty jesteś czymś pomiędzy. Nie jesteś żywy, nie jesteś martwy. Wciąż musisz jeść, spać czy oddychać, aby zatrzymać przy sobie namiastkę egzystencji, jaką ci pozostawiłem, ale nie jest to już tak ważne ani potrzebne jak dla zwykłego człowieka. Będziesz gnić i w końcu zmienisz się w trupa bez odwołania, chyba że po miesiącu wrócisz do mnie, abym odnowił rytuał. Będzie ciężej cię zabić. Minie wiele czasu, nim przyzwyczaisz się do nowej formy, ale szybko uznasz, że jest ona lepsza od poprzedniej, mniejsze ograniczenia, choć dalej możesz korzystać z cielesnych doznań i uciech. Dałem ci moc i dam jej więcej, jeśli się dobrze sprawisz. Zabijesz tych, którzy wpędzili cię do grobu. Ale w zamian za to i za odnawianie rytuału chcę czegoś w zamian.
-
- To nie pierdol, tylko powiedz czego chcesz, bo tak jebać koło krzaka to się możemy cały dzień. - Odrzekł sprawdzając stan swego truchła. Jak wyglądały jego możliwości fizyczne?
-
Czułeś się jak po całodniowym, ciężkim wysiłku i przynajmniej dwóch nieprzespanych, suto zakrapianych nocach. Mniej więcej, tak wielki był ból i zmęczenie, ale poza tym czułeś się dobrze jak na kogoś, kto właśnie zmartwychwstał.
- Kilka drobnych przysług, nic wielkiego. Po prostu uwolnisz z więzienia kilku ludzi, innych zabijesz. W swojej wendecie morduj, ile ci się podoba, ale dostarcz mi coś w zamian. Ale nie głowy, oczy, nosy i skalpy, to musi być coś innego. Nie ważne dla mnie jest kto zginie, ważne, abyś dostarczał mi raz w miesiącu choć dwadzieścia takich trofeów. -
- Załatwione. - Skinął głową. - Dostaniesz… Wątroby mogą być? Bo serca chciałbym zostawić dla siebie. W tej formie powinienem móc je wpierdalać, a to by dobrze wyglądało i pasowało to tej przeklętej mordy. - Uśmiechnął się kaprawo. - Kiedy zejdzie mi ten pośmiertny kac? -
-
- Jutro, może pojutrze. Przy wejściu na cmentarz czeka na ciebie twój nowy rumak i ekwipunek, tyle, ile zostało po tym, jak sakwy rozkradli twoi niedoszli oprawcy, oraz coś ode mnie. Zabierz to i znikaj z miasta, nim nastanie świt. Ukryj się gdzieś i czekaj na rozkazy.
-
- Wydaje się to upierdliwe, ale do zrobienia. Widzimy się… Później. - Poszedł lekko chwiejnym krokiem na spotkanie nowemu koniowi i swojemu ekwipunkowi. Na razie będę brał udział w jego chorej grze. Wycisnę z niego tyle wiedzy i zdolności, ile się da, spróbuję odtworzyć rytuał i przestanie być mi do czegokolwiek potrzebny. Najpierw kropnę tego rewolwerowca oczywiście, ta szkaradna morda nie odpuści czegoś takiego. Sprawdził co mu zostało ze starych gratów i cóż otrzymał w podarunku.
-
Jak mogłeś się spodziewać, zabrano ci prawie wszystko. Zostały tylko przedmioty, które tamci uznali za nieprzydatne, a więc ubrania, sztućce, miski i tym podobne, ale też buteleczka z wodą morską czy rębak. Broni, amunicji czy pułapek nie było, zabrali nawet śpiwór i namiot, na scyzoryk, siekierę i maczetę też nie masz co liczyć. Jednak w nowych końskich sakwach odnalazłeś zapasy suszonego prowiantu, ryb, mięsa i sucharów, oraz wody na jakieś dwa tygodnie, więcej, jeśli będzie uzupełniać zapasy na polowaniu lub je racjonować. Była też broń, bo i samym rębakiem niewiele zdziałasz, a więc dwa rewolwery Smithsona, jeden rewolwer Webley’a, karabin rewolwerowy i strzelbę zwaną potocznie Rozrywaczem. Uzupełniały to dwie kabury na rewolwery i pas, jedna kabura przewieszona ukośnie przez pierś, również na rewolwer, nóż, trzydzieści naboi do Smithsona, tuzin do Webley’a, dziesięć naboi do strzelby i dalszych trzydzieści do karabinu. Co ważne, każda broń była już nabita. Do tego siodło z rzędem, kompas, osełka, lampa z zapasem paliwa, kilka pochodni i dziwny medalion z łańcuszkiem do zawieszenia na szyi, posrebrzany lub wykonany ze srebra, zapisany jakimiś nieznanymi ci symbolami czy też pismem. Do tego koń, a to nie byle jaki: wielki, muskularny, zdrowy i silny. Jego czarna sierść lśniła w świetle gwiazd i księżyca, błyskały zdrowe, białe zęby, oraz upiorne, czerwone oczy. Idealny wierzchowiec dla kogoś takiego jak ty teraz.
-
Wrócił z wisiorem do mężczyzny. - Co to za gówno? - Spytał prosto z mostu. Pewnie i tak to założy, ale lepiej wiedzieć jakie zyski będzie z tego miał.
-
Niestety, gdy tylko wróciłeś na miejsce, zastałeś na nowo zakopany grób wraz z nagrobkiem, gdzie znajdowała się tylko wyryta data śmierci, nikt w końcu nie znał za dobrze twoich personaliów albo nie miał głowy, aby się nimi zajmować. Nie żeby cię to obchodziło. Gorzej, że ani tajemniczego mężczyzny, ani ślepego strzelca nigdzie nie było.
-
- JE-BAĆ CIĘ! - Krzyknął tylko, po czym wyposażył się w broń, tak jak ją nosił zazwyczaj, wskoczył na… - Nazwiemy się… Kurwa, nie pamiętam którym numerem był poprzedni. Co powiesz na… Chuj kurwa, będziesz Jedenastka. - Strzelił lejcami i pognał konia. Przypomniał sobie, gdzie jest najbliższe, w miarę odosobnione, mało ludne, ale bogate gospodarstwo. Zajebie właściciela i pobimba sobie kilka dni, dupcząc jego żonę.
-
Nie było takich, bo choć plan miałeś przedni, to nie pierwszy na niego wpadłeś, o wiele wcześniej pomyślało tak wielu tubylców oraz bandytów, przez co odosobnione gospodarstwa należały do rzadkości, a jeśli już, to zwykle były chronione przez najemników czy inne draby, co czyniło je trudnymi do zwojowania w pojedynkę. Grunt, że opuściłeś miasto, bo świt coraz bliżej, a rzeczywiście będzie lepiej, jeśli do tego czasu znajdziesz się jak najdalej do miasta.
-
W takim razie… Jebać najemników, sprzątnie ich. Musi jakoś potrenować. Skierował się w kierunku dalekiego od miasta gospodarstwa, które słynęło z pięknych kobiet, albo kobiety i dobrego alkoholu. Dostał może jakiś kapelusz z szerokim rondem w zestawie? Pokazywanie tej mordy to niezbyt miłe zaproszenie do dyskusji.
-
Gospodarstwa mają to do siebie, że słyną bardziej ze swoich plonów i tym podobnych, nigdzie nie uprawiano ani nie hodowano pięknych kobiet dla takich zwyrodnialców jak ty. Ani dla żadnych innych, nawiasem mówiąc.