Dodge City
-
//Zmiana tematu. Zacznę ci, gdy będziesz na miejscu.//
-
Podróż do Dodge City zajęła Grantowi około trzy dni, lecz szczęśliwie dla niego przebiegła ona bez większych komplikacji. Po przybyciu do Dodge, Grant zdecydował się wpierw sprawdzić tablicę zgłoszeń, nim odwiedzi lokalny saloon bądź biuro Szeryfa. W końcu trzeba powrócić do fachu, który się praktykowało od kilkunastu lat, a na dobry początek można podjąć się któregoś ze zleceń, które zostały wystawione w Dodge City.
-
Rzeczywiście, było w czym przebierać: pewien ranczer żalił się na grupy Ubairgów siejące spustoszenie w stadach jego bydła oraz wśród pachołków i pilnujących wszystkiego rewolwerowców, stąd płacił za każdą głowę tubylca, z zastrzeżeniem, że wypłata pojawi się dopiero wtedy, kiedy ataki ustaną, więc zabicie losowych Ubiargów zapewne by nie pomogło. Idąc dalej, grupa osadników potrzebowała ochrony na szlaku. Z tego, co zrozumiałeś, zakładano nowe miasto gdzieś na Wielkich Równinach, gdzie część ludzi już się osiedliła, a teraz kolejna grupa chciała do nich dołączyć, potrzebni byli im jednak rewolwerowcy, aby ochronić ich przed dzikimi zwierzętami, bandytami i agresywnymi tubylcami. Kolejne zadanie dotyczyło schwytania dezerterów z Armii Oczyszczenia, którzy pałętali się gdzieś po Wielkich Równinach, nie różniąc się niczym od pospolitych bandytów, przy czym oni plamili dodatkowo honor swoich mundurów.
-
Wstępnie odrzucił zlecenie ranczera na Ubairgów, patrząc na swe pozytywne relacje z jednym z plemion, a gdyby rzeczywiście doszło do spotkania między Grantem i członkami plemienia Jedwara, mogłoby być nieciekawie. Zlecenie osadników już bardziej go interesowało, a jeśli wszystko przebiegnie sprawnie, to być może osadnicy odwdzięczą się w przyszłości. Ostatnie ze zleceń było czymś w miarę typowym dla łowcy nagród, ale tym razem Grant postanowił odpuścić sobie tego typu zlecenie. Zamiast tego, zerwał z tablicy ogłoszenie osadników i wyruszył do saloonu w poszukiwaniu owych zleceniodawców.
-
Saloon, jak zwykle, pełen był różnych bywalców i na pierwszy rzut oka byłeś w stanie wyłapać tylko tancerki, kelnerki i prostytutki, pozostali mogli być równie dobrze spluwami do wynajęcia, jak i poganiaczami bydła, koniokradami albo i szukanymi przez ciebie osadnikami.
-
Uznał, że mógłby spróbować dowiedzieć się, czy wśród siedzących przy stołach ludzi znajdują się gdzieś ci osadnicy, których Grant szuka, u barmana. W tym celu, podszedł do kontuaru i poczekał na barmana, aby pokazać mu ogłoszenie wystawione przez osadników.
-- Wiem, że nie jesteś informacją turystyczną dla przejezdnych, ale wiesz może, czy ostatnimi czasy byli u Ciebie ludzie, którzy wystawili to ogłoszenie? - zapytał, jednocześnie kładąc na blacie dziesięć miedziaków. Potrzebował informacji, a zazwyczaj nie otrzymuje się ich za darmo. -
Mężczyzna rzucił okiem na kartkę tylko przelotnie. Spoglądał na nią tak długo, jak dużo czasu zajęło mu zgarnięcie miedziaków z lady, czyli niewiele. Po tym wskazał ci ruchem głowy na jeden ze stolików i wrócił do polerowania kufli.
-
Kiwnął głową w ramach odpowiedzi, po czym udał się do wskazanego przez barmana stolików. Przysiadł się do stolika, jednocześnie kładąc na stole kartkę z ogłoszeniem.
-- Przybyłem w sprawie ogłoszenia. Jestem nim zainteresowany i chciałbym się dowiedzieć nieco więcej informacji na jego temat. -
Czworo siedzących przy stoliku ludzi, trzech mężczyzn i kobieta, popatrzyli najpierw na ciebie, później na siebie, a potem znów na ciebie.
- Tak. - odchrząknął jeden z mężczyzn, przejmując inicjatywę. - A jakie są właściwie twoje… referencje? -
-- Jestem zawodowym łowcą nagród. Zaryzykowałbym wręcz stwierdzenie, że jestem jednym z lepszych rewolwerowców w Oskad. Istnieje niewielka szansa, że spudłuję tego typu bronią. Jeśli trzeba zabić coś z bliższej odległości, ten miecz załatwi sprawę. - odparł, wskazując kciukiem na otrzymaną przez Ubairgów broń. - Wielu dzikusów zginęło po oberwaniu nim. Oprócz tego, dobrze znam się zarówno na tropieniu, jak i na myślistwie.
-
- Nie brzmi źle. - skomentował tamten. - Jesteś sam czy masz jakieś wsparcie?
-
-- Sam. Kiedyś pracowałem w grupie z trzema równie zdolnymi łowcami nagród, ale to było dawno temu… Zresztą, nieważne. I tak pewnie ta grupa się rozpadła.
-
- Czyli nie masz nic przeciwko pracy w grupie? Bo domyślasz się pewnie, że jeden człowiek, nieważne jaki zabijaka, nie da rady ochronić nas wszystkich? A ty nie jesteś pierwszym, który się zgłosił, nie będziesz też pewnie ostatnim.
-
-- Nie, nie mam nic przeciwko pracy w grupie. Chciałbym natomiast wiedzieć, kiedy wyruszymy.
-
Wszyscy wzruszyli ramionami.
- Czekamy. Nawet z tobą potrzeba nam więcej najemników, żebyśmy byli pewni, że te cholerne dzikusy nas nie napadną. Ostatnio wyrżnęli dwie karawany osadników na Wielkich Równinach. - odparł twój rozmówca.
- Zwierzęta. - mruknęła na to kobieta. - Szkoda, że Armia nie zrobiła z nimi jeszcze porządku. -
-- Ta… Długo to zajmie, ale myślę, że pewnego dnia problem tubylców zostanie rozwiązany.
-
- Będziemy czekać tu jeszcze przynajmniej przez kilka dni. Postaramy się dać ci znać, gdy zabierzemy się do wymarszu. Pamiętaj tylko, że nie będziemy czekać zbyt długo na jednego spóźnionego najemnika.
-
-- Jasne. - odpowiedział krótko i udał się ponownie do kontuaru, aby wypytać o pokoje do wynajęcia.
-
- Mamy. - skinął ci głową barman. - Na ile?
-
-- Na tydzień. Ile płacę?