Los Angeles
-
- A skąd wiesz,że jego rodziny też tutaj nie ma? - Spytał, zirytowany, że rywal wytknął mu dużą lukę w jego planie.
-
- Nie wiem, ale to przeczucie, skoro Nawrócony kazał nam udać się tutaj, to pewnie dlatego, że tutaj będzie ich można znaleźć. Najpewniej.
-
- Otóż to. Wysłał nas tutaj, wiec był pewny, że go tu znajdziemy. Zresztą przyszedł mi do głowy nowy plan - część z was cofnie się drogą, którą tu przyszliśmy i założy przy jednym z tamtych domów ładunek, następnie przejdzie jeszcze kawałek w inną stronę i tam przypuści pozorny atak, jednocześnie odpalając wybuch. Korzystając z powstałego chaosu ja przeprawię się z małym oddziałem pod budynek, którzy najbardziej będzie przypominał kwaterę główną i wezmę ich z zaskoczenia - milicjanta lub jego rodzinę. Co wy na to? - zapytał, kompletnie ignorując, że przed chwilą dokładnie to samo proponował Mike. Ale Nathan nie mógł tak po prostu przyjąć rady znienawidzonego akolity, dlatego przywłaszczył sobie jego plan. Nie zważał na to, czy pozostali są przekonani, grunt że w jego przeżartym fanatyzmem i ciężkimi przeżyciami mózgu, ten plan rzeczywiście zaczął figurować jako własny.
-
Nieco skrzywił się, słysząc Twoje słowa, ale chyba zrozumiał, że nie ma co dyskutować, więc tylko pokiwał głową.
- Da się zrobić… Sprawdź czy nie ma w papierach ich adresu, bo wątpię, żeby mieszkali w kwaterze głównej Milicji, jeśli mają wokół pełno domków jednorodzinnych… Potrzeba Ci jakichś moich ludzi czy wystarczą ci Twoi? -
//Pamiętasz ilu właściwe mi ich zostało?//
- Myślę, że przyda mi się ktoś z automatem i jeden z ładunkami. - Co do adresu, zignorował radę, akolity, ponieważ nie będzie on mówił mu co ma robić. Sprawdzi to kiedy zejdzie mu z oczu. -
//Chyba tylko jeden zginął, a drugi był ranny, jeśli się nie mylę. To w sumie chyba jeden z najdłuższych, prowadzonych bez większych przerw, wątków w tym PBF’ie.//
Pokiwał głową i oddelegował Ci dwóch takich ludzi, a sam zaczął organizować resztę, żeby przygotowali się do wykonania planu. -
//Tak, sprawdziłem wątek i zgadza się: Charlie zginął, a Tom dostał z kuszy.//
- Powodzenia, zapewne usłyszymy efekt waszej roboty, więc będziemy wiedzieć kiedy nasza kolej działać. - Powiedział, obserwując ich przygotowania, w nerwowym oczekiwaniu na rozpoczęcie nadciągającej niebezpiecznej akcji. -
Zajęło to sporo czasu, musieli w końcu przejść część pokonanej dotąd trasy, dbając o to, aby wciąż pozostać niewykrytymi, a następnie założyć ładunki, co też chwilę trwało, i udać się na pozycję do ataku. Tak czy siak, po trochę ponad dwóch kwadransach usłyszałeś donośny huk eksplozji, a chwilę później wyć zaczęły alarmy w samej “dzielnicy” Milicjantów.
-
//Eh, myślałem, że w czasie kiedy oni będą iść, będę miał jeszcze czas na rozmowę, ale dobra już nieważne, niech akcja idzie dalej.//
- Hehe zaczęło się, słyszeliście? - z nerwów cały dygotał, a na ustach pojawił się szyderczy uśmiech - kolejna oznaka, tego że szaleństwo coraz bardziej przejmuje nad nim kontrolę. - Poczekajmy chwilę, może przerzucą cześć oddziałów stąd do walki. Bedzie wtedy luźniej w drodze do tego domu. A właśnie… - wyjął teczkę i sprawdzał czy zapisany był tam jakiś konkretny adres. -
//Hej nie zapomniałeś o kimś?//
-
//Wysłałem tu odpis, ale miałem wtedy problemy z internetem. Mój błąd w sumie, bo założyłem, że doszło, mogłem się upewnić.//
Walka zapewne rozpoczęła się już na dobre po tych około dziesięciu minutach, szybki rzut okiem na okolicę potwierdził, że zostali tylko ludzie na wieżach obserwacyjnych, których możecie raczej łatwo zdjąć. Adres jak najbardziej był, z tego co orientowałeś się po przejściu dotychczasowej drogi, to musisz iść jeszcze sporo przed siebie, ten dom miał numer 128, a ten, w którym się znajdowaliście, dopiero 56. -
- W porządku, heheh, zaczynamy - w tym momencie gwałtownie spoważniał - Gary wejdź, na piętro i zastrzel chujka na najbliższej wieży. Potem szybko złaź i dołącz do nas. Reszta - wychodzimy na dźwięk strzału. - Wyciągnął pistolet i stanął przy drzwiach gotowy do wyjścia.
-
Zgodnie z poleceniem, wypadliście z domu od razu, gdy usłyszeliście wystrzał, co pozwoliło Wam zaobserwować, jak jeden z trafionych Milicjantów spadał martwy na ziemię, odrzucony siłą wystrzału broni. Jak się okazało, był jeszcze jeden, ale Gary i z nim sobie poradził, bo obecnie zwisał smętnie z opuszczonymi rękoma z samej wieży, po chwili dołączając do Was. W okolicy rzeczywiście brakowało Milicjantów, bo nikt się Wami nie zainteresował, przynajmniej teraz.
-
Prowadził ich kierując się wzdłuż domów, dążąc do tego z numerem 128
-
Dywersja była na tyle skuteczna, że większość drogi pokonaliście bez trudu. Ale im dalej, tym więcej patroli Milicji czy barykad, między którymi musieliście kluczyć. Ostatecznie od celu dzieliły Was już tylko dwa budynki, ale też barykady z karabinami maszynowymi na każdej ulicy i trzyosobowe patrole Milicjantów, chodzące dosłownie wszędzie. Obok nich tak po prostu nie zdołacie przejść.
-
Szybko szepnął do reszty:
- Ok, został tylko kawałek drogi do tego domu. Przebiegniemy to. Zanim dotrze do nich co się dzieje, my już będziemy u celu.
Zaczął biec w stronę domu 126. -
//Biegniecie tak prosto jak w mordę strzelił czy jednak jakoś kluczycie, próbujecie pobiec przez podwórza domów, a nie ulice i tak dalej?//
-
// Jak w mordę strzelił prosto//
-
//Ale wiesz, że to się może kiepsko skończyć?//
-
//Dobra, w takim razie niech będzie wariant z kluczeniem//