Nowy Jork
-
Kuba1001
Ray:
‐ No, bystry jesteś. Chociaż tyle. Wyłaź. ‐ powiedział i odsunął się od drzwi, abyś mógł spełnić jego polecenie.
Antek:
//Nie widzę sensu, skoro i tak musisz przejść przez dolne piętra, żeby dostać się na górę, ale okej.//
Co ciekawe, nie mogliście otworzyć drzwi prowadzących na trzecie piętro. Jak zameldował Ci jeden z żołnierzy, który rzucił okiem przez przeszklone okienko w drzwiach, były one z drugiej strony zabarykadowane meblami, automatami z jedzeniem, najpewniej pustymi, i tego typu przedmiotami. -
-
-
Kuba1001
Ray:
Poza tym mężczyzną, zauważyłeś tam też dwóch innych, z czego jeden był chyba Meksykaninem, choć nie w skórzanym płaszczu, to już w kurtce. Uzbrojony był w maczetę, rewolwer i obrzyn. Kolejny mężczyzna był na pewno Amerykaninem, ale dość niskim, a przy tym krępym i dobrze zbudowanym. Dosłownie obwieszony był nożami, tak do walki z bliska, jak i obrzucania nimi przeciwników.
Antek:
‐ Ja to bym tak tego nie zostawiał. ‐ zaprotestował jeden z żołnierzy. ‐ Może tam są ci Bandyci, o których wcześniej wspominałeś, szefie? My będziemy sobie beztrosko szperać na dole, a oni nagle odstrzelą nam łby. -
-
-
Kuba1001
Antek:
‐ Granat się do tego nie nada, chyba że ma ktoś przeciwpancerne, a wątpię. Tak czy siak trzeba by było znaleźć inne wejście.
Ray:
‐ Może i gw**cimy, ale wszyscy jesteśmy hetero. A nawet gdybyśmy nie byli, to i tak nic by Ci nie groziło. ‐ mruknął tamten ze strzelbą, a później machnął nią w jakimś kierunku. ‐ Idziemy, już. Jeśli nam pomożesz i przeżyjesz, to może nawet nie rozwalimy Ci łba. -
-
-
Kuba1001
Ray:
‐ Trzeba będzie nadstawić karku, a my się do tego nie palimy, więc potrzebny jest nam jakiś frajer, a Ty byłeś jednym pod ręką.
Antek:
Znalazłeś kolejne drzwi, ale również zabarykadowane od wewnątrz.
‐ A może windą? ‐ zasugerował jeden z żołnierzy, a drugi uderzył go lekko otwartą dłonią w rękawicy w tył głowy.
‐ Cholera, daj mi się wypowiedzieć! No, mówię: Windą. Ja się nieźle wspinam, z minimalną asekuracją dałbym radę dostać się na górę po nieczynnym szybie, o ile jakoś uda nam się otworzyć drzwi tutaj i na górze.
‐ A ja bym spróbował czegoś innego. ‐ mruknął drugi mężczyzna, pewnie uważając plan kolegi za debilny, ale i się trochę o niego martwiąc. Najwidoczniej decyzja o podjęciu jednej z tych opcji, lub zaproponowanie własnej, spoczywa w Twoich rękach, jak na dobrego dowódcę przystało. -
-
-
Kuba1001
Antek:
Samemu nie dałeś rady, dopiero we trójkę zdołaliście je ruszyć. Trzeci żołnierz w tym czasie przygotował sobie linę do asekuracji, którą przywiązał do najbliższego mebla, polecając Wam jej pilnować, aby się nie rozwiązała czy pękła, bo wtedy mógłby runąć kilkadziesiąt metrów w dół, a gdyby nawet to przeżył, to Wy nie mielibyście jak mu pomóc.
Zabrawszy ze sobą jeszcze jakiś metalowy pręt, który przytoczył do paska, ruszył na górę.
Ray:
‐ Sprawa jest w miarę prosta. Chcemy dobrać się do takiego jednego magazynu, gdzie znajduje się nasza własność. Ale, jak pewnie już zdążyłeś na to wpaść, panie fachowcu z NASA, jest ona strzeżona, bo ktoś nam ją perfidnie zapie**olił. Tym kimś są Bandyci. Ty masz ich jakoś wywabić, a my tym czasem zajmiemy się resztą, i jeśli wszystko się powiedzie, rozejdziemy się w swoje strony. -
-
-
Kuba1001
Ray:
‐ Bystry jest, może na serio pracował w NASA? ‐ zakpił Meksykanin, a jego kompani zawtórkowali mu śmiechem.
‐ Pamiętaj tylko, żeby nie próbować żadnych sztuczek, mamy Cię na muszce. ‐ dodał ten ze strzelbą, który zastrzelił Nieumarłego w sklepie, najpewniej przywódca bandy.
Antek:
Nie, a po chwili mocowania się z drzwiami wyżej, żołnierz pokazał Wam uniesiony kciuk. Po chwili drugi odwiązał linę, a tamten przypiął ją do czegoś na trzecim piętrze, dzięki czemu możecie teraz do niego dołączyć.
‐ Idź, ja będę ubezpieczać tyły. ‐ odparł drugi żołnierz, zapewne obawiając się, że hałasy związane z forsowaniem drzwi mogły tu kogoś zwabić. -
-
-
Kuba1001
Antek:
Wdrapałeś się na górę, po Tobie kolejny żołnierz i tak wszyscy byliście w komplecie. Jak zauważyłeś, ten szpitalny korytarz był o wiele bardziej czysty i sterylny niż poprzednie, nie walał się tu kurz, śmieci czy gruz. To, w połączeniu z zabarykadowanymi od wewnątrz drzwiami, dawało Ci pewne pojęcie na temat tego, co tu się właściwie dzieje.
Ray:
‐ Patrzcie go, ma pomysł. ‐ powiedział przywódca i zaśmiał się. ‐ Jaki to znowu pomysł? -