Nowy Jork
-
Mieli ochotę jeszcze trochę pożyć, więc nie próbowali się wykłócać. W międzyczasie Ty zauważyłeś powracającego na komisariat wysokiego mężczyznę z bronią białą, który zaginął podczas misji w szpitalu… Tuż przed tym, jak padł pierwszy strzał…
-
- Jakim cudem on kurwa przeżył? - wyszeptał do swoich kompanów - Pierdolony Superman, czy co?
-
- Nie wiem jak Ty, ale ja nie mam ochoty go o to pytać. - odparł jeden z żołnierzy.
//Załapałeś czy niekoniecznie? To, co napisałem w poprzednim poście?// -
// Powinienem załapać. //
- Ta, lepiej go o to nie wypytywać, bo jeszcze zarobimy kosę w plecy. Lepiej zastanówmy się, w który rejon miasta nas wyślą. -
//Niewiele sobie z tego zrobiłeś.//
- Nie wiem, jesteśmy tu dłużej od Ciebie o jakiś tydzień albo dwa. Tylko oficer i ten jego chudzielec siedzą tu dłużej, mówi się że to ostatni żołnierze z pierwszego kontyngentu Z-Com wysłanego z Grenlandii do Nowego Jorku. -
- Pierwszy kontyngent Z-Com? Mógłbym wysłuchać jakiejś historii o nim? - zapytał zaintrygowany.
-
- Jeśli zapytasz jego albo oficera to jak najbardziej, my nie wiemy nic, mówię przecież, że siedzimy tu niewiele dłużej niż Ty.
-
- Chociaż chciałbym dowiedzieć się historii tego pierwszego kontyngentu, to nie będę rozmawiał z żadnym z nich, bo jeszcze któryś z nich mnie zabije. A szczególnie ten z “tonfami”; nie wiadomo, czego mam się od niego spodziewać oprócz kosy w plecy. Poza tym to będzie niezgodne z planem oficera, jeśli będę się jeszcze tutaj kręcił. - odparł rozczarowany i czekał na to, żeby on i jego kompani zostali przeniesieni do innego rejonu Nowego Jorku.
-
//Mam rozumieć, że nie masz już absolutnie żadnych planów i lecimy z przenosinami, tak?//
-
// Dokładnie. //
-
Jeśli mieliście opuścić ten rejon Nowego Jorku, to na pewno nie ot tak, bez odpowiedniego wyjścia, o które zadbał dowódca, a było ono na pewno dość efektowne. No bo po kogo innego, jak nie po Was, wysłano by helikopter, który słyszysz na zewnątrz?
-
- Jebany, efektywnie przygotował naszą “przeprowadzkę”. - pomyślał i czekał, aż helikopter wyląduje.
-
Wątpliwe, żeby miał taką możliwość, nie na tym gruzowisku pełnym wraków. Pewnie zrzuci Wam liny czy coś. Albo odleci, bo nikogo nie zauważy, wciąż siedzicie przecież w budynku.
-
- Wychodzimy. - powiedział do kompanów i wyszedł na zewnątrz.
-
Tak jak mogłeś się spodziewać, zastałeś tam helikopter CH-47 Chinook, który zawisł w bezruchu jakieś dziesięć czy dwanaście metrów nad ziemią, a z jego pokładu zrzucono liny, które dosięgnęły pokrytej gruzem ziemi, na której nie mógł swobodnie wylądować.
-
Zaczął wspinać się po linie na pokład helikoptera.
-
Czekało tam kilku żołnierzy Z-Com, a gdy tylko Twoi kompani do Ciebie dołączyli, wciągnęli liny i maszyna poderwała się w górę, a potem ruszyła naprzód, kierując się do Waszej nowej bazy.
-
Obserwował z helikoptera, co się dzieje na dole. Przynajmniej będzie miał jakąś “rozrywkę” podczas lotu.
-
Morze ruin, w jaki zmieniła się ta część Nowego Jorku (nie żeby w innych częściach było lepiej) było dość urokliwie o tej porze roku, ale jakoś dziwnie puste, bez turystów i plażowiczów… Cóż, pewnie tym razem wybrali się w jakieś góry, może w zimniejsze rejony, na taką Grenlandię na przykład.
-
- Kurwa, a ja nie wziąłem kremu do opalania. Spalę się w tym morzu ruin. - pomyślał żartobliwie.
// Coś jeszcze planujesz ciekawego podczas lotu, czy możemy już pominąć do momentu, gdzie ląduję w nowej bazie? //