Londyn
-
To, co wtoczyło się na stację metra, nie mogło być tą samą drezyną, którą widziałeś podczas swojej wcześniejszej eskapady: To był pojazd jedynie udający drezynę czy coś w tym guście, bo choć poruszał się po szynach, to prawdopodobnie miał napęd spalinowy lub elektryczny, a obito go pancerzem, którego raczej nie da się przebić, jeśli nie ma się pod ręką półcalówki, wielkokalibrowego karabinu maszynowego kaliber 12,7 mm czy jeszcze cięższego sprzętu. Jednakże ten długi na około dziesięć lub więcej metrów kolos potrafił nie tylko zbierać razy, ale i oddawać: był dosłownie najeżony karabinami maszynowymi w kulistych jarzmach strzelniczych, dostrzegłeś jeden na froncie i po cztery na bok, z tyłu też pewnie znajdował się jeden. Była też obrotowa wieżyczka, choć tam nie zauważyłeś lufy karabinu maszynowego, ale coś innego. Nim zdałeś sobie sprawę, co to jest, z wieżyczki buchnął długi na kilka metrów słup ognia, zmieniający trzech najemników w żywe pochodnie, którym tamci w środku, choć mogli skrócić cierpienia szybką serią z kaemu, pozwalali smażyć się i cierpieć. Miotacz ognia tymczasem skutecznie wypłaszał kolejnych przeciwników zza worków z piaskiem i barykad, przez co albo uciekali na kolejne rubieże obrony, albo ginęli skoszeni serią z broni maszynowej.
-
Trzeba więc zacząć spierdalać od tych worków z piaskiem, żeby się nie spalił. Miotacze ognia to prawdziwe skurwysyństwo, aczkolwiek jeśli by udało mu się uciec, to mógłby spróbować znaleźć zbiornik paliwa używany przez ten miotacz.
-
Nie widzisz go, więc albo jest z tyłu, a przekradnięcie się tam pod lufami karabinów maszynowych graniczy z cudem, a najpewniej znajduje się w środku pojazdu, gdzie nie możesz go dosięgnąć, chyba że wytrzaśniesz skąd nagle jakieś działko lub granatnik przeciwpancerny.
-
Sprawdził kątem oka, czy najemnicy posiadają granaty odłamkowe, a jeśli tak, to wzięcie kilku od jednego z trupów najemników nie byłoby głupim pomysłem.
-
Byłoby bardzo głupim pomysłem, bo granatem odłamkowym nie zniszczysz tego pojazdu, a nawet jeśli byłyby na to szanse, po drodze ktoś Cię kropnie albo spali żywcem.
-
Czyli trzeba dalej pozostać w ukryciu i obserwować rozwój sytuacji.
-
-Ja? Jeszcze nic, ale możecie dać mu nauczkę za dzielenie się drogą z nowymi, bo tak w ogóle nie ma zabawy. - Odparł. - Tak poza tym to szukałem głównie was.
-
Antek:
Sytuacja wygląda tak, że najemnicy, którzy nie mieli szans na wygranie tej potyczki, zaczęli chaotyczną ucieczkę, wielu skosiły celne serie z karabinów maszynowych, i wkrótce zostaniesz tu sam, zdany na łaskę i niełaskę tych w środku stalowego kolosa.
Vader:
Mimo, że partia się jeszcze nie skończyła, to obaj mężczyźni odłożyli kije i opróżnione na szybko puszki, aby zaczekać na nowinę, którą masz im do przekazania. -
W takim razie nogi za pas i w przysłowiowy las! Kierunek ucieczki to niestety stacja metra, do której wszedł podczas ucieczki przed hordą trupów.
-
I tam też się znalazłeś, wraz z Tobą najemnicy, ale chyba niewiele się Tobą w tym momencie przejmowali, mieli inne problemy na głowie.
-
Wyszedł na chwilę sprawdzić, jak wygląda sytuacja w centrum miasta i czy dalej jest tamta horda trupów.
-
-Jesteście zainteresowani kolejnym wyskokiem poza granice obozu? Bo pojawiła się nowa operacja, w której możecie wziąć udział.
-
Antek:
W tym konkretnym miejscu nie, ale gdzieś na pewno się czają, w końcu tak wiele Zombie nie mogło po prostu zniknąć.
//Ja jestem ciekaw po co ja staram się tutaj czy w innych tematach z fabułą, skoro Ty to kompletnie zlewasz.//
Vader:
- A dlaczego to Ty nam o tym mówisz? -
// Jasna cholera, dlaczego ja to robię? //
Wrócił więc do najemników.
- Pierdolona drezyna, nie spodziewałem się, że te skurwysyny będą aż tak dobrze uzbrojone. Jest jakiś plan awaryjny? - powiedział do najemników. -
- A że zapytam tak z pewną nieśmiałością: Co Cię to w ogóle obchodzi? - zapytał podejrzliwie jeden z nich. - Może to Ty im pomogłeś i ich na nas nasłałeś, co?
-
- Czyli to, że spierdalałem przed drezyną waszych rywali, o czym nie miałem wcześniej pojęcia, to nagle jest konspiracja? Kurwa, mogliby mnie też wcześniej kropnąć, gdyby nie ich ślepota. Poza tym, po cholerę miałbym z nimi współpracować?
-
Najemnik wzruszył ramionami, najwidoczniej wciąż buzowała w nim adrenalina i ciężko było mu się pogodzić z porażką, przez co szukał każdej możliwej wymówki dla tej porażki.
-
Skrzyżował ramiona, dalej oczekując na odpowiedź.
- To jest jakiś plan awaryjny, czy musimy coś wykombinować? -
-Bo to ja miałem zebrać drużynę. Dowódca pozostawił mi wolną rękę, czyli w skrócie nie miał czasu na takie rzeczy.
-
Vader:
- I chcesz nas w tej swojej drużynie, ta? Komando Foki Londynu?
Antek:
- My pójdziemy do naszej bazy, weźmiemy cięższy sprzęt i rozwalimy w cholerę najpierw to pancerne bydlę, a potem wszystko inne, co stanie nam na drodze. A Ty rób co chcesz. Chyba że masz ochotę się nam do czegoś przydać.