Londyn
-
Otworzył puszkę zupy i zaczął jeść najszybciej jak może, przy okazji próbując się nie zakrztusić. Gdy skończył, wyciągnął Glocka i wycelował w drzwi.
-
Potwory wciąż się przez nie przebiły, a Ty nie masz pewności, czy zrobiłaby to kula, gdybyś spróbował teraz wystrzelić ze swojej broni.
-
Wciąż celował w drzwi. Nie wiadomo, przez ile metalowe drzwi się jeszcze utrzymają.
-
Zbliżył się do jednego ze stolika.
-Długo już tutaj gracie? -
Antek:
Wystarczająco długo, że Wampirom znudziło się uderzanie w nie, bo dźwięki ucichły.
Vader:
- A co? - zapytał jeden, jako jedyny podnosząc na Ciebie wzrok zza swoich kart. -
Odetchnął z ulgą i schował Glocka do kieszeni. Sprawdził, ile drewna jeszcze zostało, bo mógłby przygotować kolejną barykadę, umieszczoną przy metalowych drzwiach na wypadek, gdyby Wampiry znowu odzyskały entuzjazm do nawalania w drzwi.
-
Drewna zostało co najwyżej na ognisko czy kilka kolejnych pochodni, nie masz co myśleć o tym, aby barykadować drzwi.
-
- A to, że szefuncio w Londynie kazał zebrać mi mężczyzn na kolejną misję. I mam nadzieję, że dobrze trafiłem.
-
Spróbował wyjrzeć przez okno i sprawdzić, co się dzieje na zewnątrz.
-
Vader:
Żołnierz prychnął pod nosem.
- Ta, już to widzę. Co to niby za misja?
Antek:
Zapewne noc, ciężko stwierdzić po tym, jak zabarykadowałeś je przy użyciu mebli. -
- Dosyć istotna, skoro sam mam wybierać ludzi - uciął pytanie.
-
Żołnierz rzeczywiście zamilkł, oczekując na jakieś szczegóły, podobnie jak reszta. Teraz już tylko podoficerowie zgrupowani przy jednym ze stolików grali dalej, ich najwidoczniej nie obchodziła ta cała misja.
-
- O wszystkim powiadomię zainteresowanych przed wyruszeniem. Mam już Technika, Komandosów i Medyka, Snajper może być, albo nie być, z nim nie wiadomo. Wy zapewnilibyście siłę ognia.
-
- Czyli Twoja Drużyna A byłaby od zbierania nagród, a piechota od umierania i robienia za mięso armatnie, tak? Znajdź sobie jakichś innych frajerów albo bandę świeżaków, z nami nie ma tak łatwo.
-
- Jeżeli swoje umiejętności bojowe streszczasz do “wchodzę na pole bitwy i umieram”, to spoko. Jednakże zastanawia mnie, dlaczego zrównałeś resztę ze sobą.
-
- To Ty niby nie jesteś dowódcą, co nas pośle na śmierć, tak? Utrzymujesz, że wszyscy dożyjemy szczęśliwej starości i emerytury?
-
- Nie - odpowiedział. - Nie, bo urzędy wypłacające emeryturę upadły. Jednakże, moja wizja spokojnej starości to ranczo gdzieś na prerii, wolne od bandytów i umarlaków, gdzie uczę wnuka jeździć konno. I właśnie po to zostałem żołnierzem, by taką wizję przyszłości realizować dla wszystkich. Jeżeli ty wolisz grać w karty przez całe życie, to twój wybór. Wątpię jednak, że całe życie chcesz być żołnierzem i umrzeć gdzieś w okopie tylko dlatego, że bałeś się wykonać krok w przód. - kontynuował. - Powiedz mi tu i teraz. Wolisz grać bezpiecznie cały czas i odejść bez wygranej, czy zaryzykujesz, by móc odejść od stołu zwanego życiem jako zwyciężca? No? Jaka jest twoja odpowiedź?
-
Żołnierz, z którym rozmawiałeś, prychnął i mruknął coś pod nosem, zapewne nic pochlebnego w Twoim kierunku, ale kilku innych podniosło się ze swoich miejsc i ruszyło w Twoją stronę. Ostatecznie uzbierałeś w ten sposób kolejnych dwudziestu ochotników w ciągu zaledwie kilku minut.
-
- Witam przyszłych ranczerów, proszę za mną.
Jeżeli się nie mylił, to było maksimum, które potrzebował. Jedyne, co mu pozostawało, to zebrać Technika, Medyka i Komandosów, a także liczyć na to, że znajdzie się Snajper. Na dodatek, mogli też już odebrać sprzęt na tę misję, skoro wiedzieli, ilu ich było. Na wróżenie nie warto było tego robić. -
Ano, Twój oddział znacząco się rozrósł, jednak cofnięcie tak wielu żołnierzy, w większości dobrych i doświadczonych, z frontu na pewno spowoduje wzrost wymagań względem Was, Z-Com zwyczajnie nie może pozwolić sobie na tak kosztowne przedsięwzięcie bez jakichkolwiek zadowalających efektów.