Moskwa
-
— Wracamy. — Rozkazał, niezgrabnie wskakując na pancerz transportera. — Dowództwo musi zrównać ten budynek z ziemią i to lepiej wcześniej niż później.
-
Chyba nie było słów, które mogłyby ucieszyć bardziej tak twoich komandosów i żołnierzy, jak i załogę transportera. Wsiedli do środka z prędkością błyskawicy, a nim właz zamknął się w całości za ostatnim z nich, kierowcy uruchomili pojazd i ruszyli pędem ku bazie, najpewniej tą samą trasą, jaką tu przyjechaliście.
-
Potomkin, pod żelazną przyłbicą, miał nietęgą minę. Był w pełni świadom tego, że cel ich misji został spełniony w bardzo niewielkim ułamku, a właściwie żadnym - mieli z sobą jedynie szczątki diablego skoczka, a dokładniej mówiąc ich rozszarpaną połowę, druga pewnie została rozpryśnięta po całej okolicy. W każdym razie było to lepsze niż powrót z pustymi rękami, choć wciąż wątpił, że to zadowoli Araszko, ale może przynajmniej pozwoli uniknąć im strzału w tył głowy. Przynęty też nie zmarnowali zupełnie. Najważniejszym jednak odkryciem był ten przeklęty blok… Cokolwiek dowództwo rozkaże, efektem tych rozkazów musi być zrównanie tego cholerstwa z ziemią i zabicie całego, nieludzkiego gówna, jakie się tam rozwija. Te ściany, te piętro… To już nie byli zwykli zarażeni.
-
Podróż przez Martwe Pola upłynęła wam spokojnie, podobnie jak i droga przez miasto. Do bazy nowej jednostki nie wróciliście witani kwiatami i oklaskami towarzyszy broni, ale przynajmniej wróciliście, i to w jednym kawałku. Transporter zrobił spore kółko, zakręcając na tyły bazy i parkując w jednym z garaży, gdzie czekał na was adiutant Araszki, którego spotkałeś już wcześniej, a wraz z nim kilku wojskowych medyków, żołnierzy i jakichś jajogłowych, mających przyjrzeć się temu, co upolowaliście.
-
Z imponującą szybkością jak na jego wiek i wagę noszonego pancerza, Potomkin zeskoczył z transportera i od razu udał się do adiutanta, któremu zasalutował, jako przedstawicielowi wyżej położonego stopniem.
— Proszę o możliwość zdania raportu bezpośrednio starszynie Araszko. — Od razu przeszedł do rzeczy.
-
Nie zwlekając długo, skinął ci głową i ruszył do gabinetu dowódcy. Najpierw kazał ci zaczekać, wchodząc do środka samemu, a po trwającej kilka minut rozmowie z Araszką, opuścił pomieszczenie i zapalił papierosa, gestem dając ci znać, że teraz możesz wejść.
-
Nie wahając się długo, Potomkin wmaszerował do środka, by od razu zasalutować przed Araszką. Był gotów wypluć z siebie raport bojowy, gdy tylko dowódca udzieli mu prawa do głosu.
-
Widziałeś gołym okiem, że oficer jej podekscytowany, w końcu twoja misja była tą z rodzaju specjalnych i zwieńczenie jej sukcesem mogło znacznie przyczynić się do poprawienia waszej sytuacji w całym mieście… Dlatego gdy tylko cię zobaczył, machnął ręką, abyś spoczął.
- Melduj, melduj. - rzucił krótko, odpalając w międzyczasie papierosa. -
Potomkin powolnym ruchem dłoni uniósł przyłbicę swojego hełmu. Zdając raport z tej misji, chciał być z przełożonym oko w oko.
— Melduję, iż nie udało się przechwycić żywego osobnika. — Zaczął, stając na baczność w pozycji tak idealnej, iż jej zdjęcie mogłoby zostać przedrukowane do wojskowych podręczników. — Natomiast jesteśmy w posiadaniu świeżych zwłok osobnika, dodatkowo nie wykorzystaliśmy całości przynęty. — Tutaj jego słowa, wypowiadane jednostajnym, żołnierskim głosem zatrzymały się na moment.
Potomkin ściągnął hełm i ścisnął go w swoich dłoniach.
— Towarzyszu Starszyno, moja drużyna natknęła się na coś, co wierzę, iż musi zostać natychmiastowo zlikwidowane. W jednym z bloków znaleźliśmy całe piętro pokryte tkanką, która z całą pewnością nie była rośliną ani grzybem. Wierzę, że odnaleźliśmy coś w rodzaju gniazda, być może leża nowego gatunku nieumarłych. Towarzyszu Starszyno, czymkolwiek to było, to musi zostać zniszczone. Ten blok należy zrównać z ziemią. — Powiedział, wyrzucając z siebie najwięcej słów od długiego czasu, a nawet pozwalając sobie na śmiałość, jaka rzadko kiedy uchodziła płazem w tej armii.
-
- Nie zrobiliście tego, czego od was oczekiwałem. - powiedział sucho Araszko po chwili milczenia. Nie były to jednak słowa wypowiedziane tonem zarzutu, po prostu stwierdzał fakt, a ty nie mogłeś nie przyznać mu racji, mieliście w końcu doprowadzić tu żywego Skoczka, a nie jego poharatane zwłoki. - Niech będzie, nasi jajogłowi rzucą okiem na ścierwo, może czegoś się dowiemy. Ale miejcie z tyłu głowy, że tamten rozkaz wciąż pozostaje w mocy: chcę mieć to coś i chcę mieć to żywe.
Później nastąpiła długa cisza, gdy Araszko nie tylko wypalił jednego papierosa, ale i od razu zajął się następnym.
- Potraficie zlokalizować ten budynek? Wrócić tam? - zapytał w końcu, patrząc ci prosto w oczy. -
Słysząc pytanie dowódcy, przez umysł Potomkina przelała się fala najróżniejszych emocji. Choć jego twarz pozostawała wciąż marmurową płaskorzeźbą, chłodną i statyczną, tak wizja powrotu do tamtego budynku wypełniała go strachem. Choć nie zostali w nim zaatakowani, ani nie stracił żadnego z żołnierzy, wiedział, że to, co upatrzyło sobie za leże tamten blok było złem większym niż zwykły nieumarły. W każdej chwili, którą spędzał w tamtym miejscu, czuł, iż balansuje na granicy życia i śmierci swojej oraz każdego członka przydzielonej mu drużyny.
— Tak, Towarzyszu Starszyno. — Odpowiedział zgodnie z prawdą.
-
Pokiwał głową.
- Weźmiecie tę samą drużynę co dzisiaj plus kilka drużyn piechoty i oddział saperów z materiałami wybuchowymi i miotaczami ognia. I kilku jajogłowych. Chcę wiedzieć z czym walczę. Szczury z laboratorium pobiorą próbki, bo słyszę o czymś takim pierwszy raz, a kiedy skończą, spalicie wszystko do fundamentów. A potem wysadzicie w pizdu. -
Potomkinowi absolutnie nie podobał się ten pomysł. Siwiejące włosy na jego głowie jeżyły się, gdy w swoich myślach widział tamten blok, tamto piętro. Miał wrażenie, jakby w tym przeklętym amalgamacie skupiał się każdy pierwiastek odpowiedzialny za to, że świat, jaki dawniej znał, upadł.
-- Tak jest, Towarzyszu Starszyno. – Zasalutował. – Kiedy mam wyruszyć?
-
- Zasłużyliście na odpoczynek po wycieczce w to nieludzkie miejsce. Ale nie za długi. Wyruszacie jutro z samego rana. Jakieś inne pytania?
-
-- Żadnych pytań, Towarzyszu Starszyno. – Odparł mocnym głosem, oczekując pozwolenia na odejście.
-
- Odmaszerować. - powiedział, machając ręką. - Użyjcie trochę tego miejsca, zabawcie się, odpocznijcie. A rano… pozostaje mi się tylko modlić, żeby to szczęście, które wyciągnęło was z Dzikich Pól, dalej z wami było.
-
— Tak jest, Towarzyszu Starszyno. — Zasalutował, po czym opuścił pomieszczenie.
Pozostaje mi się tylko modlić… W jego głowie wybrzmiały słowa oficera. Nie ich religijny wydźwięk, choć znał takich, którzy za podobne zwroty wypowiedziane przy nieodpowiednich osobach trafili do plutonu karnego.
Inna refleksja trzymała się Potomkina, gdy wychodził na korytarz. Jak wiele szczęścia będą potrzebowali, skoro nawet komunista modlił się o nie?
-
Biorąc pod uwagę jakie okropieństwa mogły tam na was czekać, każda forma pomocy, nawet ta z góry, będzie potrzebna. Ekspert od nieumarłych z ciebie żaden, nie masz nawet ułamka wiedzy fachowych jajogłowych, których zatrudnia tu Araszko, ale wiedziałeś dobrze, jak powstają Zombie: przez zarażenie żywych lub reanimację zwłok. Co w takim razie lęgło się w kokonach, które odkryliście w tym domu grozy?
-
Potomkin nie wiedział tego. Nie chciał wiedzieć. Jedyna informacja, jaka była mu potrzebna, to że to miejsce należało zniszczyć, spalić, zrównać z ziemią i pogrzebać.
Żołdak, pogrążony w niezbyt optymistycznych myślach, powlókł się z powrotem do reszty drużyny. Trzeba było ich powiadomić o planach na resztę dnia i na jutro.
-
Jeśli chciałeś powiadomić ich o czymkolwiek, powinieneś się pospieszyć. Ci uzbrojeni po zęby komandosi i dawni najemnicy mieli swoje sposoby, jak radzić sobie ze stresem po misji. A nie ma co się oszukiwać, akurat ten wypad na Martwe Pola zafundował im dużo stresu. Doświadczenie podpowiadało ci, że tacy ludzie radzą sobie z problemami tego typu na wiele sposobów, przy czym większość z nich zawiera w sobie alkohol. Dużo alkoholu.