Moskwa
-
Przed tobą dość szybko znalazła się odpowiednia ilość wódki, a także pajda chleba ze smalcem i kilka kiszonych ogórków.
- Sierżant Popow. Witalij Popow. - odparł równie obojętnym tonem, co ten, w którym ty zadałeś mu pytanie, po czym opróżnił kieliszek jednym haustem, od razu zamawiając u barmana dolewkę. -
Potomkin nie odpowiedział od razu. Zamiast tego chwycił swój kieliszek i wychylił go, czekając na znajome poczucie żaru na przełyku.
Po tym, gdy już odłożył szkło z powrotem na blat, powrócił do rozmowy.
— Sierżancie Popow, długo już służycie w armii?
-
//No nie, to nie jest żaden z tych żołnierzy, którzy wybrali się z tobą na Martwe Pola. Nie żebym robił ci na złość, po prostu miałem od początku zamysł jak przedstawić tę postać. Także twoja odpowiedź trochę nie pasuje do kontekstu, prosiłbym o edycję.//
-
//Done.//
-
Alkohol w przyjemny i znajomy sposób drażnił twoje gardło, spływając aż do żołądka, z którego zaczęło rozchodzić się ciepło.
- Armii? Której armii? - zagadnął z lekkim, sarkastycznym uśmieszkiem na ustach. -
— A czy to ważne w której? W tej, w której masz karabin w łapach i rozkaz strzelania z niego. — Odpowiedział.
Powoli trącał szkło koniuszkiem palca. Ruch naczynia, kołyszącego się na blacie, miał w sobie coś hipnotyzującego.
//Muszę sobie przypomnieć co chciałem osiągnąć tą rozmową, kurczę blade.//
-
- Od początku zarazy. - powiedział, wzdychając ciężko. - Kilka dobrych lat. Straciłem rachubę. A co?
-
— Byłeś kiedyś z karabinem w miejscu, do którego nie wróciłbyś za wszystkie skarby świata?
-
Kiwnął ponuro głową bez chwili namysłu.
- Okopy pod Charkowem. Nigdy więcej. - powiedział, cedząc każde słowo przez zęby. Nie wydawał się jednak szczególnie skłonny do podzielenia się z tobą szczegółami. -
Potomkin pokiwał głową w zadumie.
— Wiesz czemu pytam? — Spojrzał na pusty kieliszek wódki. — Muszę wstać, pójść i powiedzieć moim chłopakom, że jutro wracamy do ich okopów pod Charkowem.Wrócił myślami do tego piętra. Do korytarzy wypełnionych pulsującym, zgniłym mięsem. Do pojedynczych kroków, stawianych z ostrożnością równą rozbrajaniu aktywnej bomby. Do kolebki nowej, przerażającej formy życia.
— Nie mam serca zrobić im tego. — Powiedział głuchym głosem.