Warszawa
-
-
-
-
-
-
Kuba1001
Zatrzymaliście się na przedmieściach, w pobliżu murowanego domu, którego nie wykończono przed apokalipsą. Mimo to żyli tam ludzie, tak jak w prowizorycznych chatach z gruzu, drewna i złomu oraz namiotów wokół niego. Całość otaczały proste barykady, wzniesione z tego, co było pod ręką, oraz wilcze doły, fosa pełna benzyny i innych łatwopalnych substancji, palisada, choć naostrzone drewniane pale zastępowały ostre kawałki metalu, oraz coś co mogłoby uchodzić za bunkier ‐ kilka betonowych płyt osadzonych na sobie i wokół siebie, z otworami strzelniczymi i obserwacyjnymi.
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
Kuba1001
Spotkaliście się przed wejściem do tego prowizorycznego obozu. Ich było trzech, odziani nie w łachmany, jak mogłeś się spodziewać, ale porządne i wytrzymałe buty, wygodne spodnie z wieloma kieszeniami, bluzy z kapturami i skórzane kurtki, bo jak ginąć, to z klasą, acz takiemu Zombie jednak ciężko przegryźć się przez coś takiego. Poza tym wszyscy mieli przy sobie noże, jeden miał ich dodatkowych osiem, najpewniej do rzucania, drugi dysponował łomem, a kolejny maczetą lub czymś, co całkiem nieźle ją udawało. Do tego pistolety w kaburach, choć słyszałeś już o takich, którzy wkładali tam drewniane repliki, dla postrachu.
-
-
-
-
Kuba1001
‐ Czyli Maciek, bo reszta brzmi pedalsko. My to Robert, Jacek i Wiktor. ‐ przedstawił siebie i pozostałych Twój rozmówca, na co ten ostatni, zapewne Wiktor, oburzył się.
‐ Skończysz już?! Pamiętasz, że od apokalipsy nazywam się Błyskawica?
‐ Faktycznie, Wiktor. ‐ odparł tamten z kpiącym uśmieszkiem na ustach. ‐ Zapomniałem, Wiktor. Wiktor, wybaczysz mi?
‐ Spi***alaj.