Warszawa
-
-
-
-
-
-
-
Kuba1001
Bog:
‐ Niech Ci będzie. ‐ mruknął i wskazał drogę, którą poszedł jeden z mężczyzn. ‐ Dalej, idziesz.
Krzysiulka:
Znalazłeś jakiś bar, ciemno jak cholera i śmierdzi równie intensywnie.
Sluzak:
Pełno śmieci i zniszczonego osprzętu, nieco krwi i kości oraz dwa Zombie.
Wiewiur:
A tam prawdziwy mokry sen dla każdego ocalałego, czyli olbrzymie zapasy wody, jedzenia, medykamentów i innych takich. -
-
-
-
Kuba1001
Bog:
Schodziliście coraz niżej, aż w końcu trafiliście na piętra położone pod ziemią. Jedno z pomieszczeń było całkowicie ciemne, widziałaś tylko wąską kładkę prowadzącą do metalowej klatki stojącej pośrodku pomieszczenia.
Sluzak:
I nie przeszukałeś go, kierując się do wyglądającego obiecująco, acz zamkniętego, spożywczaka.
Wiewiur:
To znaczy? -
-
-
-
-
Kuba1001
Wiewiur:
Nic.
Krzysiulka:
Tutaj są tylko bloki mieszkalne.
Bog:
Nie miałaś wiele do gadania, jeden cios kolby karabinu sprowadził Cię do parteru, a dzięki temu zawleczenie Cię do środka przez drugiego mężczyznę nie było problematyczne. Chwilę później zamknął on klatkę i zabrał ze sobą klucz, wychodząc razem ze swym kompanem. Po chwili nacisnął jakiś guzik, Ty zaś ujrzałaś, że w ścianach i podłodze ukryte były drzwi oraz zapadanie, z których powoli, niemrawo i otępiale zaczęły wychodzić Zombie. Nazbierały się ich dziesiątki, jeśli nie setki, i ruszyły w Twoim kierunku. Dość szybko otoczyły klatkę, a przez to nie masz zbyt wielu opcji poza siedzeniem jak najbliżej środka, gdzie Cię nie dosięgną.
Sluzak:
Potrzebnego? -
-
-
-