Warszawa
-
Kuba1001
Killer:
Wszystko, co było kiedyś jedzeniem nie nadawało się do spożycia i właściwie jedynym, co tu nie zgniło były elementy wyposażenia sklepu, na przykład kasa.
Zohan:
Pusto i głucho, choć do czasu, gdyż gdzieś przed Tobą usłyszałeś strzały i ryki Zombie.
Wiewiur:
A on wskazał Ci na jedne z drzwi, co chyba znaczyło, że masz tam wejść. No i że nie będzie Ci towarzyszyć.
Bog:
W końcu pojazd zatrzymał się, a mężczyzna wyszedł, zostawiając Cię zapewne samą. Z dali dało si -
-
-
-
-
Kuba1001
Bog:
Jedynym efektem tych działań były bolesne otarcia na nadgarstkach.
Killer:
Opróżniona do sucha. Najwyraźniej kiedy ludzie zaczęli zjadać się nawzajem ktoś postanowił jednak zabrać pieniądze, tudzież później jakiś szabrownik skorzystał z okazji.
Wiewiur:
Poszło sprawnie, acz po ich przekroczeniu nie dość, że otaczała Ci ciemność, to jeszcze smród rozkładających się zwłok, potu, dymu papierosowego i innych tego typu zapachów.
Zohan:
Dostrzegłeś transporter opancerzony zwany popularnie Rosomakiem wraz z około tuzinem żołnierzy, którzy pruli do sporej grupy Zombie. -
-
-
-
-
Kuba1001
Killer:
Położenie Słońca pozwalało ustalić, że jest mniej więcej wczesne popołudnie, może około trzynastej.
Zohan:
Poszło im to dość szybko i udali się w dalszą drogę, a mianowicie wprost na Ciebie.
Bog:
Wciąż nic to nie dawało, a podczas próby uwolnienia się poczułaś na ramieniu uścisk czyjejś dłoni i zostałaś wyciągnięta z pojazdu.
Wiewiur:
Broń odebrali, podobnie jak zamknęli drzwi. Czyli może być nieciekawie, jeśli w mroku czai się Zombie, Wampir lub cokolwiek innego. -
-
-
-
-
Kuba1001
Wiewiur:
‐ Więc… ‐ westchnął ktoś, a później odezwał się głębokim, zachrypniętym basem: ‐ Kolejny, tak?
Killer:
Liczne bandy szabrowników i im podobnych, które były tu przed Tobą, raczej nie ułatwiły tego zadania.
Zohan:
Znalazłeś kryjówkę na klatce schodowej jednego z bloków, lecz co dalej?
Bog:
‐ Dotrzymałem swojej części umowy, Twoja kolej. ‐ powiedział mężczyzna, a Ty usłyszałaś gardłowe pomruki, a potem kroki licznych osób taszczących coś w kierunku samochodu i ładujących tam owy towar. Po chwili sam samochód odjechał i zostałaś sama. No, prawie.
‐ Zdejmę Ci ten knebel i szmatkę z oczu, ale pod warunkiem, że nie będziesz krzyczeć. Rozumiesz? ‐ spytał jakiś inny człowiek, a Twoją jedyną możliwością jest kiwnąć głową. -
-
-
-