Madagaskar
-
Przez myśl przeszło Ci, że ją odzyskasz, ale co jeśli zostanie uszkodzona tak, że nie zauważysz na pierwszy rzut oka? Albo podkradną z niej jakieś części czy amunicję? Niby nie masz powodów do braku zaufania, ale to dzięki temu teraz ludzie żyją najdłużej.
-
Wygląda to na porządne miejsce, ale zostawił sobie broń boczną licząc że nie zauważą tego.
-
Urzędas nic nie mówił, ale barczyści strażnicy znów zastąpili Ci drogę. Tym razem się nie odzywali, ale wiedziałeś o co znów chodzi.
-
A jednak zauważyli, najwyraźniej są spostrzegawczy albo mają doświadczenie co dobrze świadczy o tym miejscu pomyślał Maxim po czym bez problemu odstawił broń boczną.
-
//Kontynuujemy normalnie czy jakoś przyspieszyć? Trochę czasu od ostatniego odpisu w sumie minęło…//
-
//Wybacz, miałem nieco problemów i nie miałem zbytnio jak odpisywać. Wybór pozostaje Tobie.
-
Tym razem wpuszczono Cię do środka.
-
Wszedł do środka po czym się rozejrzał.
-
Tak jak na zewnątrz, szału nie było, ale trzeba przyznać, że było czysto, schludnie i dość elegancko. Nie było tu wiele osób czy pomieszczeń, a Ty też nie miałeś żadnych przepustek, pozwoleń, reputacji czy czegoś na łapówkę, co pozwoliłoby Ci dostać nieco ciekawszych informacji, dlatego dostałeś tylko to, co dało się wyczytać z papierów. Były informacje, które znałeś, choćby nazwa, Strumień Dochodów, oraz uzbrojenie. Za poprzedniego kapitana statek nazywał się Szczęki i zajmował się rybołówstwem, polowaniem na większe morskie stworzenia i zabijaniem morskich Mutantów. Nowy kapitan, obecnie mający już pięćdziesiąt dwa lata Jeremy Falcone, nabył go cztery lata temu, praktycznie od razu, po kilku niezbędnych przeróbkach w ładowniach czy wyposażeniu, przebranżowił się na handel. Dostarczał głównie medykamenty, wodę pitną, tabletki uzdatniające wodę, suche racje żywnościowe, ubrania i tym podobne do różnych osad na wybrzeżu Afryki, a w zamian odbierał owoce, warzywa, mięso, informacje, ponoć bardzo dobrej jakości broń białą, łuki, strzały, kusze i bełty, futra, skóry i tym podobne. Realizował też tak zwane “zamówienia specjalne”, cokolwiek to było. Informacji o tym w papierach nie było, Twoje pytania na ten temat zbywano milczeniem czy wzruszeniem ramion. Nie miałeś tu nic do roboty, więc opuściłeś kapitanat portu, odbierając po drodze broń i amunicję z depozytu.
//Staram się przyspieszać, gdzie się da, żeby jak najmniej fabuły i ważnych rzeczy ominąć, ale też zacząć ten wątek w przeciągu kilku następnych postów.// -
Sprawdził czy jego ekwipunek jest gotów po czym ruszył na swoją pierwszą misje jako najemnik na Madagaskarze.
-
Choć już na odległości kilku kroków wyczułeś od swojego kompana jakieś podłej jakości piwo, to trzymał się zadziwiająco prosto, a wątpliwe, żeby komuś to przeszkadzało, najgorszym zmartwieniem powinno być to, że może zacząć rzygać przez burtę jak będzie za bardzo bujać. Niemniej, przyjęto Was na statek, a ten odbił od nadbrzeża.
-
Maxim staje na gotowości i oczekuje rozkazów czy wydarzenia się czegoś.
-
Twoim zadaniem było właściwie strzelanie do wszystkiego, co mogło stanowić niebezpieczeństwo, czyli najemników wynajętych przez konkurencję, piratów lub jakichś morskich potworów, więc póki rejs przebiegał sprawnie, nie miałeś nic do roboty.
-
Tak więc stał na warcie, rozglądając się ostrożnie.
-
//Jak rozumiem mam przewijać akcję aż zacznie się coś dziać?//
-
//Dokładnie.//
-
Rejs był pechowy. Nie żeby oznaczało to jakieś niebezpieczeństwa, wręcz przeciwnie: Wiało nudą. I na dodatek nic nie mogliście wyciągnąć od marynarzy, przez co cała ta fatyga szła na marne. Wieczorem, trzeciego dnia rejsu, przypadła Ci wachta na rufie.
-
A wieć ruszył na rufe pełnić wartę.
-
Było ciepło, gwiazdy pojawiły się na niebie, a od strony odległego lądu wiała przyjemna bryza. W takich chwilach człowiek zapomina, że w każdej chwili coś mu może zagrozić, a śmierć czai się dosłownie wszędzie. Na szczęście Ty byłeś profesjonalistą i do takich nie należałeś, więc zamiast gapić się z rozmarzeniem w gwiazdy, lustrowałeś wzrokiem horyzont, co pozwoliło Ci w porę dostrzec sylwetkę niewielkiego okrętu, który definitywnie płynął w tę samą stronę, co Wasz, a może i nawet właśnie na niego.
-
Rozejrzał się w poszukiwania radio czy czegoś aby zasygnalizować nadpływanie okrętu.