Waszyngton
-
-
Kuba1001
Rafał:
Kolejne rozmowy nie wnosiły nic więcej, to wciąż tylko domysły i spekulacje, prawdę poznacie dopiero na miejscu. Przez wszelkie posterunki mknęliście jak błyskawica, więc bez trudności znaleźliście się na obrzeżach miasta, z daleka słyszeliście odgłosy wymiany ognia i widzieliście dym. Po trafieniu na miejsce dostrzegliście rząd wraków, ciężarówek i samochodów opancerzonych, zniszczonych przez Bandytów, pośród nich było wiele ciał, ale też żywych. Jak się okazało, Fanatyków nie było tu wcale, ale Bandytów już pełno. Ustawiony na wzgórzu ponad drogą, wśród drzew, ciężki karabin maszynowy otworzył do Was ogień, gdy przejeżdżaliście, więc dowódca kazał Wam wychodzić i go uciszyć, zaś obsługujący broń maszynową żołnierze próbowali dać Wam niezbędną osłonę, żeby nie powystrzelali Was jak kaczki.
‐ A Wy co? Chcecie żyć wiecznie? ‐ zagrzmiał jeden z oficerów. ‐ Za mną, bandą leniwych pawianów! Skokami naprzód!
Antek:
Tylko jeden pocisk trafił, ale wystarczyło, aby go powalić. Kobieta wykazała więcej instynktu samozachowawczego niż mógłbyś się spodziewać i zamiast ratować rannego kompana, zaczęła uciekać. -
-
-
Kuba1001
Antek:
Gość swoje ważył, ale udało Ci się go zanieść na miejsce. Gorzej, że w tym czasie uciekająca kobieta na pewno zaalarmowała resztę kanibali i możecie mieć niedługo towarzystwo.
Rafał:
Dwudziestu innych chłopa również. Taktyka “skokami naprzód!” okazała się dość skuteczna, nie straciliście dzięki niej nikogo, ale ciekawiej zaczęło się robić niemalże na szczycie wzgórza, gdy Bandyci zorientowali się, że jesteście już tak blisko i wysłali Wam w prezencie kilka serdecznych granatów‐samoróbek. -
-
-
Kuba1001
Rafał:
Rozkaz był ten sam, a jakieś śmieszne samoróbki nie powinny Wam przeszkodzić. Niemniej, masz teraz dość dobre możliwości taktyczne, ponieważ jako jeden z nielicznych zmieniłeś pozycje, pozostali zostali na miejscach, zwyczajnie odrzucając granaty do nadawcy.
Antek:
‐ Takiemu jak Ty szef powinien załatwić premię. ‐ odparł ten sam oficer, z którym wcześniej rozmawiałeś, klepiąc Cię po plecach, gdy dwóch najemników odebrało od Ciebie więźnia. ‐ Nie dość, że dostarczyłeś nam źródło informacji, to jeszcze sprawiłeś, że tamte jełopy przyjdą do nas, a my nie będziemy musieli przeszukiwać tego obsranego po korony zagajnika. Zaprowadzę Cię do niego, wtedy sobie pogadacie o nagrodzie i w ogóle, jasne? -
-
-
Kuba1001
Antek:
‐ Mamy czołg, transportery opancerzone z ciężkimi i wielkokalibrowymi karabinami maszynowymi, granatniki, karabinki, strzelby, pistolety maszynowe i broń krótką. Musiałoby być ich więcej niż my mamy amunicji, żebyś mógł się nam przydać. I tak zrobiłeś sporo. A pomyśleć, że moi chłopcy chcieli Cię kropnąć, co nie?
Rafał:
I w ten sposób zaprzepaściłeś okazję do ataku z flanki czy od tyłu, ale szczęśliwie atak powiódł się bez tego, na dodatek bez strat własnych, więc dowódca zostawił kilku żołnierzy do obstawienia CKM’u na wzgórzu, a resztę poprowadził dalej, bo to dopiero początek bitwy. -
-
-
Kuba1001
Antek:
Pokiwał głową i doprowadził Cię do jednego z licznych namiotów, pilnowanych przez dwóch wartowników. Gdy usłyszałeś odpowiednią komendę, Twój kompan oddalił się, a Ty mogłeś wejść do środka. W międzyczasie usłyszałeś pierwsze salwy z broni maszynowej i huk czołgowej armaty, które masakrowały nadchodzących kanibali.
Rafał:
Przedzierając się gęstym lasem, niemalże wpadliście na grupę Bandytów, około tuzina osób. Po pierwszym zdziwieniu doszło do krótkiej wymiany ognia, po obu stronach padli zabici i ranni, część Bandytów uciekła na lepsze pozycje do prowadzenia ognia, a kilku rzuciło się do walki wręcz z siekierami, nożami czy skleconymi z drewna i złomu maczugami, jak ten, który rzucił się na Ciebie. -
-
Kuba1001
W środku zastałeś przenośne biurko, dwa składne krzesła i to właściwie wszystko. Na jednym z krzeseł siedział mężczyzna w mundurze armii amerykańskiej, z dystynkcjami majora, dość postawnego mężczyznę, widać, że żołnierza od wielu lat, który niejedno pole bitwy widział, choć włosy zaczynały mu już siwieć. W ustach miał zapalone cygaro, na biurku stos papierzysk, długopisy i butelkę whiskey, a za pasem parę rewolwerów oraz nóż bojowy.
‐ Tak, porucznik Davids mówił mi o Tobie. ‐ odparł tamten. ‐ Ja jestem major Ryan i dowodzę tym burdelem na kółkach. Siadaj, nie jesteś moim żołnierzem, nie stój wyprężony jak ten cieć przed komisją wojskową. -
-
Kuba1001
Niegłupim pomysłem byłby też unik, nie jesteś ze stali, o czym boleśnie przekonałeś się, gdy maczuga Bandyty uderzyła Cię w lewy bark, którego może i nie strzaskała, ale i tak boli jak cholera i utrudnia walkę. Owszem, z tej odległości nie mogłeś nie trafić, ale wróg brał już zamach, to czy był martwy, gdy maczuga Cię sięgnęła, czy żywy, nie robiło większej różnicy. Ze stratą dwóch kolejnych ludzi zdołaliście pozbyć się tych Bandytów, którzy postanowili z Wami walczyć, zostali więc tylko tamci, którzy wcześniej uciekli.
-
-