‐ Jakbym miał pewność, że mnie nie zabijesz we śnie to bym Ci nawet pozwolił tu zostać, budowałem to wszystko z ludźmi i dla ludzie, ale zaufanie to towar deficytowy.
‐ Nyeh, marnotrawstwo taką ładną mordę jak twoją zabijać. A i raczej nie powinnam tu zostawać, bo tobie może jednak ufają, a mi nie ufa nikt. Założę się, że to ty mnie byś zabił.
‐ Zastanawiam się czasem, czy bardziej wyglądam na Zombie, Bandytę czy kogoś z Dziczy. W sumie chyba każde próbowałoby się mnie pozbyć. ‐ Wzruszyła ramionami. ‐ Głupio to wygląda tak stać w drzwiach, nie?
Schyliła się do psa i poczochrała go za uszami.
‐ Jesteś sam? ‐ Właściwie nie czuła, jak ogólnikowe jest to pytanie, po prostu chciała wiedzieć, czy jej nowy znajomy ma towazysza.
‐ Czasem muszę, ale dopóki mam w tym mieście wszystko co mi potrzebne, to nie mam zamiaru iść gdziekolwiek indziej. Zwłaszcza, że teraz to miejsce oczyścili z Zombie Dzicy, ale wiadomo jak będzie, gdy odejdą.