Las Vegas
-
Co zaskakujące, samozwańczy król Vegas, bo chyba tak możesz go tytułować, uścisnął ją, jakby nie widząc w tym nic złego, że brata się z ludźmi, którzy dla niego pracowali.
- Dla mnie zawsze dobry, od ciebie zależy czy dla ciebie też będzie. -
Zaśmiał się lekko i nerwowo.
— To prawda. — Kiwnął głową, przyznając Venutiemu rację. -
Ten nic nie odpowiedział, widocznie czekając na jakąś reakcję z twojej strony, przedstawienie się, referencje czy cokolwiek innego.
-
Tyle, że Dice nie miał zielonego pojęcia o tym, jak należy prowadzić rozmowę z takimi ludźmi. Mimo tego spróbował pozbierać się w sobie i kontynuował.
— …Na imię mi Dice Cook, miło mi. Ueh… Czy chciałby usłyszeć pan jakiś utwór w moim wykonaniu? -
Pokręcił głową.
- Giacomo mówi, że jesteś dobry, więc jesteś dobry, nie musisz mi nic udowadniać. - odparł, pstrykając palcami, a i tobie podstawiono krzesło, choć nie dano ci nic do picia. - Siadaj. Chcę usłyszeć twoją historię. Może cię to zdziwi, ale nudzą mnie już lokalne rozrywki, bo ile można uprawiać hazard, rżnąć dziwki i pić? Ale dobra historia zawsze jest w cenie, a jeśli rzeczywiście tak długo pałętałeś się po pustkowiach, to powinna być ciekawa. -
// Tutaj będzie mała przerwa, muszę pomyśleć o tym poście. //
-
— Czy ja wiem? — Odparł, siadając. — Trzy lata szybko mijają człowiekowi, kiedy najważniejszym zmartwieniem jest woda, coś do wszamania i pilnowanie, żeby w twojej głowie nie pojawiły się nadprogramowe dziury, ha-ha. — Zaśmiał się nerwowo. — Ale i tak najlepsze jest to, że nie byłoby mnie dzisiaj tutaj, gdybym zaraz przed tą całą hecą z nieumarłymi nie pojechał do Sierra de Organos. Przez całe życie marzyłem, żeby zobaczyć to miejsce, a kiedy autokar był o sto mil od celu, zamknęli nas w jakimś hotelu, bo mieliśmy zarażonego. Czarne szczęście, nie? Do dzisiaj nie zobaczyłem tego parku. Teraz musi być tam tym bardziej ciekawie.
-
//Dla pewności, zanim dam odpis: To już koniec tej jego historii czy masz zamiar opowiedzieć coś więcej?//
-
// Dice raczej milczy na temat tych trzech lat i woli, by tak pozostało. Pozdrawiam. //
-
Nie byłeś pewien czy Włoch liczył na więcej, ale nie wydawał się wściekły dlatego, że tak krótko opowiedziałeś mu o sobie. Inna kwestia, czy nie będzie chciał usłyszeć jej później w całości. Tak czy siak, wypił drink do końca i westchnął.
- Pewnie jesteś zmęczony po podróży, co? Albo może właśnie zamiast odpoczywać chcesz posmakować cywilizacji? - zapytał i podniósł się, a wraz z nim wszyscy inny. Arcadio pstryknął palcami i wskazał ci na jednego z goryli. - To Vito. Dzisiaj jest do twojej dyspozycji. Powiedz, co chcesz, a ci to załatwi: Jedzenie, alkohol, ciepłą kąpiel, dziwkę albo dwie, sztony do gry w kasynie. Jutro o świcie załatwimy ci jakieś porządne ubranie, sprzęt do gry i zaczniesz na siebie zarabiać. Jasne? -
Niepokój opuścił Dice’a nurtem rwącej rzeki uwolnionej z uprzęży ograniczającej ją ramy. To już? Dał radę? I jeszcze dostanie takie luksusy?! Ba! Poczuł się pewniejszy. Rozluźnił mięśnie, cały nieco opadł, jednak wciąż pozostawał czujny względem towarzystwa.
— Jak słońce. — Odpowiedział, uśmiechając się z nieukrywaną satysfakcją. -
Włoch poklepał cię po ramieniu z uśmiechem, przez który jego twarz przypominała bardziej twarz dobrotliwego kucharza w pizzerii niż bezwzględnego gangstera. Wyszedł, a wraz z nim wszyscy inni, nie licząc zostawionego tu Vito. Ochroniarz nie zdradzał żadnych emocji, ciężko powiedzieć, czy uznawał nowe zadania za upokarzające, nużące czy cokolwiek innego, bo nie dał tego po sobie poznać. Dopiero po chwili spojrzał na ciebie i uniósł lekko brew, wyraźnie czekając, aż zażyczysz sobie czegoś, tak jak szef kazał.
-
Dice nie zamierzał postawić go bez roboty. Nie czując na sobie obecności Vito jego umysł, jak i ciało rozluźniło się. Rozparł się wygodnie na krześle, skrzyżował nogi i spojrzał na ochroniarza.
— A więc Vito… Miło Cię poznać. — Zagadnął. — Nawet jeżeli na ten krótki wieczór. -
Wciąż milcząc, kiwnął głową.
- Wzajemnie. - odparł, choć nie miałeś pewności, na ile była to prawda. - Więc czego sobie życzysz? Mamy w czym wybierać, nie mogę dać ci tylko więcej czasu niż tyle, ile dał ci szef, więc lepiej go nie marnuj. -
— Twój szef mówił coś o dziwkach i o ciepłej kąpieli, nie? Dla mnie będą obie! — Wyrzucił dłonie w powietrze, ale zaraz jego wesołkowatość zelżała. — W sensie kąpiel i dziwki, nie obie dziwki, czaisz bazę? I powiedz, co ty bierzesz?
-
- Jestem w pracy. - mruknął, nie wiedzieć czemu rozdrażniony. Może tym, że przez to, że był w robocie, nie mógł skorzystać z twojej propozycji? - Idź do kasyna, powołaj się na mnie i weź trochę sztonów, za kwadrans albo dwa wszystko zorganizuję. - dodał już spokojniej, odchodząc w kierunku wyjścia.
-
Dice mrugnął.
— Ale na moment obecny moja robota to bycie na moje zachcianki, nie? — Zapytał go trochę głośniej, by ten usłyszał. — “Powiedz, co chcesz”, co nie? -
- Jeśli szukasz kumpli to trafiłeś pod zły adres. - odparł na odchodnym i wyszedł. Nie byłeś pewien czy jego niechęć brała się z poczucia obowiązku, jakiejś animozji czy uprzedzenia do ciebie czy wreszcie obawiał się zbytniego spoufalania ze względu na szefa.
-
— Pff. — Żachnął się, zostając samemu. —Szukam tylko gości potrafiących wykonać polecenie.
Pomimo tego, po chwili zmarnowanej na obmyślaniu przyczyn stojących za zmierzłością Vito, niechętnie podniósł się i zgodnie z wskazówkami Goryla udał do kasyna. -
Było równie olśniewające jak wtedy, gdy je zobaczyłeś po raz pierwszy. Poker i inne gry karciane, jednoręcy bandyci, ruletka, kości i wiele innych, a wszędzie kręcili się dobrze ubrani klienci, goryle Włocha, smukłe kelnerki roznoszące drinki i przekąski, zawodowi krupierzy… W tym miejscu człowiek naprawdę zapominał, że na świecie wydarzyły się te straszne rzeczy.