Las Vegas
-
Dice nie zamierzał postawić go bez roboty. Nie czując na sobie obecności Vito jego umysł, jak i ciało rozluźniło się. Rozparł się wygodnie na krześle, skrzyżował nogi i spojrzał na ochroniarza.
— A więc Vito… Miło Cię poznać. — Zagadnął. — Nawet jeżeli na ten krótki wieczór. -
Wciąż milcząc, kiwnął głową.
- Wzajemnie. - odparł, choć nie miałeś pewności, na ile była to prawda. - Więc czego sobie życzysz? Mamy w czym wybierać, nie mogę dać ci tylko więcej czasu niż tyle, ile dał ci szef, więc lepiej go nie marnuj. -
— Twój szef mówił coś o dziwkach i o ciepłej kąpieli, nie? Dla mnie będą obie! — Wyrzucił dłonie w powietrze, ale zaraz jego wesołkowatość zelżała. — W sensie kąpiel i dziwki, nie obie dziwki, czaisz bazę? I powiedz, co ty bierzesz?
-
- Jestem w pracy. - mruknął, nie wiedzieć czemu rozdrażniony. Może tym, że przez to, że był w robocie, nie mógł skorzystać z twojej propozycji? - Idź do kasyna, powołaj się na mnie i weź trochę sztonów, za kwadrans albo dwa wszystko zorganizuję. - dodał już spokojniej, odchodząc w kierunku wyjścia.
-
Dice mrugnął.
— Ale na moment obecny moja robota to bycie na moje zachcianki, nie? — Zapytał go trochę głośniej, by ten usłyszał. — “Powiedz, co chcesz”, co nie? -
- Jeśli szukasz kumpli to trafiłeś pod zły adres. - odparł na odchodnym i wyszedł. Nie byłeś pewien czy jego niechęć brała się z poczucia obowiązku, jakiejś animozji czy uprzedzenia do ciebie czy wreszcie obawiał się zbytniego spoufalania ze względu na szefa.
-
— Pff. — Żachnął się, zostając samemu. —Szukam tylko gości potrafiących wykonać polecenie.
Pomimo tego, po chwili zmarnowanej na obmyślaniu przyczyn stojących za zmierzłością Vito, niechętnie podniósł się i zgodnie z wskazówkami Goryla udał do kasyna. -
Było równie olśniewające jak wtedy, gdy je zobaczyłeś po raz pierwszy. Poker i inne gry karciane, jednoręcy bandyci, ruletka, kości i wiele innych, a wszędzie kręcili się dobrze ubrani klienci, goryle Włocha, smukłe kelnerki roznoszące drinki i przekąski, zawodowi krupierzy… W tym miejscu człowiek naprawdę zapominał, że na świecie wydarzyły się te straszne rzeczy.
-
Widząc ten wspaniały obraz swoimi oczami, Dice mógł tylko dziękować losowi za to, że jego wiatry przywiodły go tutaj. Nawet przed tym wszystkim nie przeszłoby mu przez myśl znalezienie się w takim miejscu… Tak. Tutaj miał szansę stać się kimś.
Skierował się do baru, by stamtąd pobrać wspomniane przez Vito sztony lub przynajmniej zapytać, gdzie może je zdobyć. -
W barze serwowano jedynie rozmaite drinki, trunki, przekąski i tym podobne, ale barman był na tyle uczynny, że wskazał ci odpowiednie miejsce. Były to trzy okienka przypominające te w banku lub na poczcie, za każdym stał uśmiechnięty mężczyzna lub kobieta, a obok kurs pozwalający ustalić, jakie dobra można było wymienić na sztony (złoto, pojazdy, broń, paliwo, amunicja i tym podobne) i ile można ich było dostać. Nim cokolwiek zrobiłeś, uśmiechnięta promiennie Azjatka wręczyła ci przez okienko jakieś pięćdziesiąt sztonów, uprzedzając, że w razie potrzeby możesz wrócić po więcej. Szybki rzut okiem na kurs obok dał ci znać, że inni, aby dostać taką kwotę, musieliby oddać na przykład dziesięć litrów benzyny lub dwa pełne magazynki do pistoletu Glock-18.
-
— O, fajne. — Mruknął, przeliczając “walutę” w dłoniach. Wrócił z nią do miejsca, w którym rozdzielił się z Vito.
-
Nie było sensu tam wracać, bo było już tam ździebko pustawo. Lepiej zostać tu i skorzystać ze sztonów i trochę pograć, a może i coś wygrać, dopóki goryl nie zorganizuje ci tego, czego sobie życzyłeś, co miało mu zająć około pół godziny.
-
Hmm… Czemu nie! W końcu Dice’owi mogła trafić się “lucky dice” (// musisz mieć 400IQ by zrozumieć ten żarcik słowny//), może będzie miał szansę ustawić się od początku… Może wreszcie, po trzech latach niedoli, przyszedł czas jego szczęścia?
“Sprawdźmy!” Stwierdził w myślach, podchodząc do jednego z stołów. -
Czy to ruletka, czy to karta, nie szły ci dziś wybitnie, choć kilka razy wygrałeś niewielkie pule sztonów, dzięki czemu wyszedłeś niemalże na zero, kończąc rozgrywkę z czterdziestoma dwoma sztonami. Mógłbyś oczywiście grać i próbować dalej, ale akurat przed nową rundą zaczepił cię Vito.
- Wszystko gotowe. - powiedział krótko. - Możesz zatrzymać sztony na później, tylko ich nie zgub, to własność kasyna, czyli własność pana Venutiego. -
— A właśnie rozbijałem bank! — Zażartował, chowając sztony po kieszeniach jak żebrak. — I spokojna twoja głowa, będę pilnował ich jak oka w głowie.
-
Tak jak mówił ci wcześniej Giacomo, nad kasynem znajdowały się apartamenty dla najważniejszych gości, ale wspominał też, że musisz sobie zapracować, aby tu zamieszkać, więc to pewnie luksus na jedną noc. Sam apartament nie był wielki, ale i tak przesycony wygodami, w jednym pokoju miałeś do dyspozycji duże łóżko z czystą pościelą, szafkę nocną, lampkę, radio, stolik, dwa taborety i lustro. W pomieszczeniu obok była za to wanna, umywalka, toaleta, lustro, także szafka z kosmetykami, środkami higieny i ręcznikami.
- Ktoś niedługo przyniesie ci kolację. - powiedział Vito i odszedł. Zauważyłeś też, że obok łóżka stoją twoje bagaże, wniesione tu wcześniej przez ludzi gangstera. -
Dice zagwizdał przeciągle na widok tych luksusów. Przed Apokalipsą nie mógł sobie pozwolić na coś takiego, a co dopiero teraz! Od razu podbiegł do radia i uruchomił je, a zaraz potem burzą wleciał do łazienki, nalewając wody do wanny i myjąc twarz nad umywalką. Bieżąca woda! Bie-kurwa-żąca woda!
— Ludzie, żyć się chce, nie umierać! — Westchnął sam do siebie, czując wilgotny strumień umykający między jego palcami. -
Na szczęście lub nie, z radia leciały przeboje z dawnych lat. Nie byłeś pewien czy jakimś cudem nie mogą puścić nic nowszego, czy to może gust wszechmocnego gangstera. Niemniej, kąpiel już gotowa, a dla niej nawet najgorsze smęty są warte przeżycia.
-
Muzyka była muzyką, niezależnie od czasów, w których jej słuchano. Nie jej tekst, a sama melodia, rytm, dźwięki: to było zjawisko ponadczasowe, niezbędne ludzkości w każdej chwili jej istnienia. Muzyka nie mogła się starzeć lub młodnieć, muzyka zwyczajnie jest i będzie.
Ciesząc się dźwiękami dochodzącymi z radiowego głośnika, z dziecięcą radością przełożył nogi nad wanną i zanurzając się powoli, ostrożnie, delektując się wodą obejmującą coraz to dalsze skrawki jego ciała, zanurzył się w kąpieli.
(// po drodze rozebrał się, mam nadzieję że to oczywiste//)
-
Aby w pełni się zrelaksować, musiałeś wziąć właściwie dwie kąpiele. Czemu aż tyle? Cóż, lata tułaczego życia i szwendania się po miejscach takich jak Pustynia Śmierci sprawiły, że do czystych osób nie należałeś, więc po wymoczeniu się w pierwszej kąpieli dalsze leżenie w wannie nie było zbyt przyjemne. Za to druga służyła już jedynie relaksowi, a nie doprowadzeniu się do porządku. Trwała jednak dużo krócej, bo po ledwie dwóch kwadransach ktoś zapukał do twoich drzwi.