Miasto Gilgasz.
-
Kuba1001
Bóbr:
‐ Jeździli jak debile nocą i bez obstawy, to mają. ‐ odparł karczmarz, którego najwyraźniej mało to obchodziło.
FD_God:
Z pamięcią było u Ciebie wszystko dobrze, więc trafiłeś tam bez problemów.
Rafael:
Była to dość obskurna karczma. Cuchnęła potem, tytoniem, dymem z cygar i różnej maści alkoholami. Przedstawiciele wielu ras zajęci byli piciem, jedzeniem, graniem w karty lub jakimiś ciemnymi sprawkami, bo miałeś pewność, że są to szumowiny najgorszego sortu. -
-
-
-
-
-
-
-
-
-
Rafael_Rexwent
W takim miejscu ręka odruchowo łapie za mieszek, by móc uspokajać tym mózg, który zaczyna coraz bardziej bać się o bezpieczeństwo swego dorobku.
‐ Polecasz jakiś trunek? ‐ spytał Rafael Orka, cały czas idąc za wielkim bydlakiem. Pytanie było raczej dla grzeczności, niż faktycznie dla danych wywiadowczych. Bo znając życie Ork zapoda taki trunek, który tylko krasnoluda nie zwali z nóg. -
Kuba1001
FD_God:
‐ Może później. ‐ odpowiedział. ‐ Ale zakładam, że masz mi coś do powiedzenia, nieprawdaż?
Bóbr:
‐ Może i paru, ale jak bida dupy ściska to każdemu będzie potrzeba złota. A to, jak je zdobyć, jest już inną sprawą.
Rafael:
Ignorując Cię rąbnął toporem o podłogę, co zwróciło na niego uwagę reszty bywalców karczmy.
‐ Hej, patrzcie! ‐ krzyknął Goblin za ladą. ‐ Kuliomon wrócił!
Mogłeś zapewne się spodziewać, że wszyscy wstaną jak jeden mąż i rzucą się na Was. Owszem, wstali, ale po to by wznieść w górę kufle i pięści oraz zacząć wiwatować. Po tym przedstawieniu Ork skierował się do lady, a Drizzt za nim. -
-
-
-
-
-
-
-