Miasto Gilgasz.
-
-
-
Kuba1001
Rafael:
//Miałeś nie rozsyłać tego prywatnego odpisu na PW, a tym bardziej wstawiać go tutaj ;‐;//
I tak też wodziłeś, widząc najróżniejsze jednostki najróżniejszych bander: Budzące lęk drakkary Nordów przystrojone głowami najróżniejszych potworów na dziobach. Smukłe i eleganckie statki Elfów oraz ich odpowiedniki pośród Drowów, acz w ciemniejszych barwach, do tego uzbrojone. Poza tym niezliczone statki handlowe, zarówno niezależnych przewoźników, jak i takiej Gildii Kupców. Trafił się nawet statek kupca z Ur, sądząc po ładowniach pełnych niewolników, oraz galera Gildii Lichwiarskiej, którą było czuć nawet tutaj ze względu na smród odkupujących tam swoje winy nieszczęśników.
Max:
Jedyne zatrzymał się, prychnął i ruszył dalej. Plac ćwiczeń znalazłeś bez problemu, już raz tu zaglądałeś, chyba w poszukiwaniu kapitana straży, który i dziś tu był, jak zwykle drąc mordę na robiących pompki strażników.
Vader:
‐ Długa droga przed nami… Ale zdążyliśmy załatwić inne zapasy, więc możemy płynąć. Choć ludzie chcą chwili odpoczynku, wytchnienia… Walka z morskimi Nieumarłymi nie jest zbyt miła.Też pytanie.
Taczka:
‐ Pewnie, że tak. ‐ odrzekł, wskazując na swój posiłek. ‐ Chlebek jeszcze świeżutki, dziś pieczony, pomidorki z własnego ogródka i kiełbasa z wędzarni tego tam na przeciwko… No palec lizać! ‐ wyjaśnił Hobbit, nieco błędnie, ale na pewno po swojemu, interpretując Twoje słowo.
Wiewiur:
‐ No to chyba tylko Powietrza.//Miałeś go zabić i przynieść dowód do karczmy, wtedy ludzie tego faceta przyszliby tu, zdobyli wieżę i zaczęli rabunek, a Ty dostałbyś wypłatę i wszystko, na czym położyłbyś swoje łapsko.//
‐ I…? ‐ spytał mężczyzna. Głos miał dziwnie suchy i zachrypnięty, a wydawał się wydobywać z jego gardła z niezwykłym trudem, jakby po pokonaniu wszechobecnych tam skrzepów.Tak właściwie to według planu Ty miałeś strzelać pierwszy.
-
-
wiewiur500kuba
Gdurb
‐ W takim razie niechaj nauczy mnie Pan powietrza.Tarn
‐ Można zrobić na niego zasadzkę czy coś. Miałem przynieść mu dowód że Ciebie zabiłem do karczmy którą mogę wskazać. Można też ogólnie napaść go w karczmie czy w jakikolwiek inny sposób wpędzić w zasadzkę.Troyus
No to wystrzelił kiedy tylko wycelował w jego głowę. // Rafał zamknij się, wali mnie że przeczę prawom strzelania z łuku :v// -
-
-
Kuba1001
Taczka:
//Ups…//
‐ To gadaj z kapitanem, jest gdzieś na pokładzie.‐ No mam to, co widać, a Tobie ocenić, co jest ciekawe, a co nie. ‐ odpowiedział i wrócił do jedzenia.
Max:
Chyba nikt, bo kapitan i strażnicy byli zajęci swoimi sprawami. Ale poza tym miałeś inne partnera do ćwiczeń, czyli drewniany manekin z drągami zamiast rąk i głową wypchaną słomą. Na końcach owych drągów był stary cep okuty metalem i drewniana tarcza. Całość mogła się kręcić, imitując ciosy.
Vader:
Nie do końca dobrze to rozplanowałeś, ciosem z góry przepołowiłeś im czaszki, ale efekt był chyba ten sam, nieprawdaż?‐ A kiedy ruszamy?
Wiewiur:
‐ Tak się składa, że płynę za niedługo do Archipelagu Sztormu, ale podczas podróży mogę Cię kształcić. No i kowal oraz ktoś Twoich gabarytów i z Twoimi zdolnościami by się nam przydał.‐ Jaką mam gwarancję, że nie próbujesz w jakikolwiek, choćby najbardziej desperacki, sposób uratować swoje życie, choćby wskazując jako tego zleceniodawcę losowego człowieka?
//Co…?//
Strzeliłeś, acz spudłowałeś haniebnie. Mimo to odwrócił się w Twoim kierunku, a Sanczo skorzystał z okazji i wybiegł z krzaków z okrzykiem na ustach i mieczem w dłoni wzniesionym w górę. -
-
wiewiur500kuba
Gdurb
‐ W sumie to mogę się przepłynąć. Wszystko co będzie mi potrzebne załatwicie Wy, czy sam mam sobie poradzić?Tarn
‐ Zawsze możecie wysłać kogoś by mnie sprawdził, na przykład tę zacną kobiecinkę.‐ Pućił jej zalotnie oczko.Troyus
// Buldupił mi na disco że nie tak się strzela z łuku czy coś//
Spróbował strzelić ponownie, uważając by nie zranić swojego kompana. Gdyby i tym razem mu się nie udało to pobiegłby prosto z stronę olbrzyma, byleby mieć jakąś szansę. -
-
-
Kuba1001
Max:
Co prawda nie zadrżał, ale wydatnie skróciłeś dystans, na tyle, aby móc zadać mu cios.
Taczka:
Skończył posiłek i podrapał się po głowie.
‐ Mam tam to samo, co na szafkach tutaj, tyle że w większej ilości, ale jak chcesz. Tylko nic nie wysadź.Była tam grupa marynarzy, jakiś Mag w granatowych szatach, a także dość osobliwy załogant jakim był Minotaur, Trunas tak dokładniej, więc ten najmniejszy i najzwinniejszy zarazem. Mimo tego, kapitanem był zapewne mężczyzna, człowiek, w kapeluszu o wąskim rondzie, stojący nieopodal koła sterowego i studiujący uważnie jakąś mapę.
Vader:
Magia Magią, ale działają kusze strażników ma murach, którzy zaczęli do Ciebie strzelać.Skinął głową i odszedł, z racji braku pytań i konieczności powiadomienia o tym załogi.
Wiewiur:
‐ Zapewnimy kajutę, opiekę medyczną, broń i wyżywienie, ale resztę musisz sobie sam zorganizować.‐ Zrób tak jeszcze raz, a zaręczam, że albo jeden z moich gwardzistów wydłubie Ci to oko rozżarzonym do czerwoności przebijakiem lub ona zrobi to osobiście, za pomocą Magii. ‐ warknął. ‐ Do lochu z nim! ‐ dodał jeszcze, a strażnicy znów ruszyli w Twoim kierunku.
//Następnym razem spróbuj strzelać nogami, ku*wicy dostanie.//
Właściwie to udało się połowicznie, gdyż trafiłeś go w plecy, ale strzała zwyczajnie się odbiła. Gdy ruszyłeś naprzód, nie widziałeś walki swego kompana, gdyż zasłaniał Ci go wielkolud, ale po chwili odwrócił się, a Ty zobaczyłeś to, co wcześniej usłyszałeś: Sanczo leżał związany jakąś dziwną, kleista substancją, a jego miecz leżał na ziemi, w dwóch częściach, przecięty w połowie. -
-
wiewiur500kuba
Gdurb
‐ I co ja mam tutaj właściwie robić? Jakoś sobie nie wyobrażam kucia broni czy czegoś na staku. Znaczy, może to być możliwe ale jeszcze się z tym nie spotkałem.Tarn
‐ Przepraszam że wyszła Ci niezwykle urodziwa córka.‐ Szansę na ucieczkę nijak wzrosły?[bTroyus**
Spróbował w biegu naciągnąć strzałę na łuk//Rafał nie czytaj tego// i jakoś strzelić w tego jegomościa. W biegu. Może się uda. -
-
-
-
Kuba1001
Max:
Twój miecz wszedł w jego słomiany łeb jak w masło, a więc chyba wygrałeś.
Rafael:
//Nie rób sobie jaj, dobres?//
Vader:
Udało się, ale nie oznacza to, że nie próbują.Udało się, obudziłeś się wieczorem.
Taczka:
‐ Mogę, ale nie od razu i bez jakiejś konkretnej przyczyny. ‐ odparł, przyglądając Ci się.Tak jak mówił Hobbit, były tam szafki, a na nich składniki i produkty alchemiczne, z tym, że w znacznie większej ilości niż na sklepowej wystawie. No i wszystkie opatrzono nazwą i dokładnie skatalogowano.
Wiewiur:
Nijak, a dwóch strażników chwyciło Cię i wykręciło ręce za plecami, prowadząc do lochu. Reszta gwardzistów, których posłano do walki z Tobą, także ruszyła, w charakterze obstawy, gdybyś spróbował czegoś głupiego.‐ Jest możliwe, ale bardziej chodzi o naprawę broni, niż samo jej wytwarzanie. No i o walkę, bo po drodze roi się od piratów, a na miejscu od potworów i dzikich tubylców.
Udało się, dostał w okolice mostka, ale podobnie strzała odbiła się od niego.Wtedy też zrzucił płaszcz i kaptur, a to wiele wyjaśniło: O ile ciało poniżej pasa miał raczej normalne, to wyżej już niekoniecznie. Tak, twarz była ludzka, zwykła do bólu, lecz ręce już nie: Lewa była o wiele bardziej umięśniona, niż mogłeś się spodziewać po człowieku, drugiej zaś nie było wcale, zamiast niej były monstrualne szczypce, niczym u wielkiego kraba. Do tego z ich środka sączyła się ta sama substancja, którą zauważyłeś wcześniej, a więc to nią związał Twojego kompana, jakoś nią strzelając z tych szczypiec. No i pancerz: Prawie cały plecy i większość klatki piersiowej porastał mu pancerz, ponownie podobny do tego, jaki mają kraby.
-