Miasto Gilgasz.
-
-
-
-
-
Kuba1001
Max:
‐ Najpierw pokaż, co potrafisz. ‐ odparł, opierając kij o ziemię i przybierając pozycję obronną.
Taczka:
Trochę to potrwa, tak więc czym zajmiesz się teraz?Głośny dzwonek z kambuza przerwał Ci odpoczynek.
Wiewiur:
Marynarz zaprowadził Cię do kajuty, gdzie to miałeś spory problem, gdyż była ona całkiem wygodna i przestronna, ale dla Hobbita lub Krasnoluda, nie dla człowieka, a tym bardziej Minotaura, toteż możesz mieć problem… Tak czy inaczej, nim mogłeś zgłosić komukolwiek swoje obiekcje, zadzwonił dzwonek z kambuza, wzywający na kolację.Dotarłeś tam bez problemu, a w Gilgasz, jak to w Gilgasz, pełno było różnorakich ogłoszeń, wystarczy wybrać jakieś konkretne.
‐ Nie spotkałem. ‐ powiedział i dobrą chwilę minęło, nim wyznał: ‐ Nie wiem… Naprawdę, nie wiem. Najpewniej będę włóczyć się tak długo, dopóki jakiś łowca potworów, Paladyn czy ktokolwiek inny mnie nie zgładzi.
Ekspedycja:
Kazaute:
Ocean… Niby nic niezwykłego, ale i tak wyglądał wspaniale, zwłaszcza gdy nie widuje się go codziennie.
Abby:
‐ No to idziemy czy nie?
Vader:
Twoja kajuta była niedaleko tej kapitańskiej.
Bulwa:
W sumie nie było to trudne, była na wprost koła sterowego, nawet nad drzwiami wyryto słowo “kapitan,” aby nikt nie miał wątpliwości do kogo należy.
Reszta:
////
-
-
-
wiewiur500kuba
Gdubr
Więc wysedł z kajuty, licząc że pomieszczenie jadalne będzie lepiej dostosowane…Tarn
Jakieś szybkie i w miarę łatwe zleconko, byleby miał za co jeść.Troyus
‐ Ty, a może by my razem sobie podróżowali, co?Sh’arghaan
//Jeśli jeszcze mnie nie wyrzuciłeś z ekspedycji :v //
Stał i czekał aż coś się ciekawego zadzieje, w sumie to może też spróbować przysłuchiwać się rozmowie marynarzy, zawsze to jakaś rozrywka… -
-
-
-
-
Kuba1001
Max:
To drugie przyszło szybciej, gdyż w końcu nie wytrzymał i przestał blokować Twoje ciosy.
‐ Masz bardzo prostą technikę… Nie miałeś wcześniej broni w rękach czy co?
Wiewiur:
Rzeczywiście, było całkiem spore, bo musiało pomieścić też całą nagrodę.Jakiś bandyta lub inny rzezimieszek grasujący w mieście czy też poza nim?
‐ Naprawdę tego chcecie? Nie nawykłem do towarzystwa, a i Was nie będą zbyt radośnie witać, gdy zostaniecie zauważeni w moim towarzystwie.
Ekspedycja:
Kazute:
Było tam, gdzie zawsze, czyli na czubku najwyższego z masztów.
Abby:
Krasnoludowi nie trzeba było dwa razy powtarzać, toteż już pognał trapem na brzeg.
Vader:
Eleganckie i przestronne lokum, właściwie to było pierwszym tak luksusowym, w jakim przychodzi Ci spędzać noc, a właściwie to wiele nocy, w końcu nawykłeś bardziej do koszarowych klitek lub obozowania pod gołym niebem, prawda?
Bulwa:
Można śmiało powiedzieć, że tak eleganckiej kwatery nigdy nie miałeś w całym swoim życiu. Ba, ktoś chyba nawet pomyślał o Twoich towarzyszkach, gdyż łóżko było znacznie większe, niż jak na ludzkie standardy.
Wiewiur:
Nic ciekawego nie było, acz podsłuchiwanie rozmów również słabo wychodziło, bo marynarze byli pracowali w milczeniu, jak to na okręcie. -
-
wiewiur500kuba
Gdurb
No to teraz wziął jakiś talerz czy inny szajs i poszedł po jakieś jedzenie…Tarn
Wolałby w mieście…Troyus
‐ To zawsze możemy my zrobić tak, że Ty będziesz tutaj, my w mieście po zlecenia, z Tobą je wykonujemy i kupujemy coś dla siebie i Ciebie, genialne, nie?Sh’arghaan(Ekspedycja)
A jest gdzieś na tym statku grupa która rozmawiałaby? Zero, nie ma w ogóle? W takim razie zaczął szukać swojej kajuty… -
-
-
-
-
Kuba1001
Max:
‐ Źle, bo może i szeregowego trepa lub prostego rabusia powalisz, ale przeciwko bardziej wymagającemu przeciwnikowi nic nie zdziałasz.
Taczka:
//Wybacz, nie zauważyłem.//
Miałeś ich bardzo dużo, jedne traktowały w ogóle o artefaktach, a inne były spisem kilku lub kilkunastu jakichś konkretnych, a nawet o jakimś pojedynczym.Cóż, kolacja w kambuzie, właśnie to. W sumie zacząłeś być głodny, a więc wypada zająć jakieś miejsce i wziąć się za posiłek.
Wiewiur:
Najpierw to musiałeś zająć jakieś wolne miejsce na jednej z czterech długich ław, przy jednym z dwóch dużych stołów, gdzie już czekał komplet naczyń i sztućców, aby tam wyczekiwać posiłku.W sumie lepiej, tutaj dawali nagrodę za jakieś indywidualne cele… Na przykład dwieście pięćdziesiąt złota za jakiegoś Ponurego Opoja.
‐ W sumie… Tak, mógłbym się zgodzić. ‐ odparł, wracając do posiłku.
Ekspedycja:
Bulwa:
Jak na okręt flagowy przystało, był on silnie, acz nie jakoś oszałamiająco, uzbrojony: dwie katapulty (na głównym pokładzie, po jednej na rufę i dziób), trzydzieści balist (po piętnaście na dolnym pokładzie) i dwadzieścia skorpionów (rozstawionych na burtach, równomiernie wokół całego okrętu, aby skutecznie odpierać wrogi abordaż lub wspierać własny).
Max:
Znalazłeś tam magazyny żywności i innych towarów, kwatery wspólne zwykłych marynarzy, jakiś pokój, w którym zapewne odpoczywali, acz był zamknięty na cztery spusty, a także stanowiska artyleryjskie dla trzydziestu balist.
Abby:
Szczęśliwie tłum był mały, a on wmaszerował do pierwszej z brzegu, także jakoś go nie zgubiłeś.
Vader:
Rozgościłeś się, a jeśli chodzi o sprzęt to wymaga tylko powierzchownego wyczyszczenia, pył i inny brud podczas długiej drogi do Gilgasz zrobił swoje, nawet mimo regularnego czyszczenia.
Kazute:
Na chwilę obecną? Nie.
Wiewiur:
Nie musiałeś, gdyż byli jacyś rozmawiający, którzy mieli przerwę, odwalili swoją część roboty lub byli zwyczajnie starsi stopniem.