Bulorwas:
Idziesz cicho, ale nie zmienia to faktu, że nadal jest ciemno.
Bóbr:
Trafiłeś tam. Ulice pełne były śmieci, zdechłych i żywych szczurów, zdziczałych psów, żebraków i bezdomnych.
Nie lubił przebywać w takich miejscach, przyzwyczaił się do luksusów u Baryxa. Podszedł do pierwszego lepszego bezdomnego .
‐Słuchaj, słyszałeś tu może o jakimś gangu kieszonkowcow? Zapłacę za informacje. ‐ Szepnął do biedaka.
Bulorwas:
No, w sumie to mógł, bo pewnie z czegoś co zostało w domu, można zmajstrować jakąś pochodnię.
Bóbr:
Poderwał się z miejsca na wieść o zapłacie.
‐ O którym gangu dokładnie? ‐ zapytał.
Bulorwas:
Masz jakieś szmaty i drewno. Może się nadać, ale jeśli zapalisz.
Bóbr:
‐ Ale tu jest wiele takich złodziejskich gangów. ‐ odparł. ‐ Bez nazwy, to ja nic przydatnego nie powiem.
Bóbr:
‐ To jeden z większych gangów, okradają każdego tutaj, a czasem zapuszczają się do innych dzielnic miasta.
Bulorwas:
Piwnica była zastawiona skrzyniami i beczkami, a Chochlików nie widać.