Miasto Ur
-
Kuba1001
Vader:
‐ Świetnie. ‐ powiedział, gotów wysłuchać Twojej jakże pasjonującej historii… A na serio to gotów zobaczyć Twoje złoto. ‐ Coś konkretnego?
Wiewiur:
O to niech go głowa nie boli, bo jakoś go nie znalazł. Zawsze mógł pracować w innych godzinach lub też wyjechał w interesach, jak to handlarz. -
-
-
Kuba1001
Vader:
‐ Pięć złota. ‐ odrzekł, kładąc kluczyk na ladę. ‐ Piętro, pierwsze drzwi na lewo.
Wiewiur:
Niewielu udzieliło Ci odpowiedzi, ale niewielu też było stąd, przez co nie mieli odpowiednich informacji.
‐ On? ‐ spytał nagle jeden z przechodzących obok ludzi, gdy pytałeś jakiegoś handlarza. ‐ Znam go, znam… Paskudna sprawa, dostał szablą w jakiejś karczemnej bójce i leży teraz u cyrulika. A co? -
-
-
-
Kuba1001
Vader:
Zasnąłeś, budząc się dnia następnego.
Taczka:
Dzięki przygodzie u boku swego szlachetnie urodzonego znajomego miałaś okazję zobaczyć największy w życiu kontrast, któremu chyba nic już nie dorówna: Najpierw rozległe morze, które pruła “Duma Klejnotu Pustyni,” a potem kolejne, równie duże, ale pokonywane na grzbietach wielbłądów, składające się z piasku, czyli Morze Wydm. Niemniej, udało się i właśnie Ty, Zimitarra, Rodo, tamten bezimienny Nord i nieco świty Czerwonej Klingi przekroczyliście bramy miasta. A fakt, że widząc szlachcica, strażnicy pod bramą byli gotowi wyczyścić mu ubranie z pyłu choćby własnymi mundurami już świadczył, że był to poważany i wpływowy człowiek. -
-
-
Kuba1001
Vader:
Nie czekałeś tam długo, gdyż usłyszałeś jej słowa, które zamiast budzić przyjemne mrowienie, doprowadzały Cię do gęsiej skórki, oraz odgłos kilkunastu gotowych do strzału kusz nad sobą, z różnych okien i otworów strzelniczych.
‐ Zawiodłeś mnie… Co prawda raz, ale ten jeden raz zdarzył się wtedy, kiedy nie było miejsca na błąd. ‐ dodała Szept.
Taczka:
‐ Jestem jednym z dwunastu rządzących miastem Lordami i jednocześnie jednym z tych, którzy cieszą się największymi przywilejami. Więc tak, wszyscy, którzy nie chcą skończyć pustyni, w dybach lub na szafocie. -
-
-
-
Kuba1001
Vader:
‐ Miał być martwy, a teraz przez Ciebie to ja mogę być martwa.
Wiewiur:
‐ No mogę, ale i tak Cię do niego nie wpuści, bo pewnie leży i dochodzi do siebie.
Taczka:
‐ Oczywiście, że nie, moja droga. ‐ wyjaśnił i wskazał Ci na dość odległy jeszcze pałac w centrum. ‐ Ale tam? Jak najbardziej. -
-
-
-
-