Nowe Gilgasz
- 
Czekała na to, co zrobi Haldrin. 
- 
- Kto z nas ma opowiedzieć straży o tym, co znaleźliśmy? - zagadnął Cię najemnik, gdy doszliście na miejsce. 
- 
Xavier Waasi 
 Dzięki temu, pozbawił Vigo drogi ucieczki. Teraz dopiero dziki zwierz zapędzony w ślepą uliczkę może pokazać pazury. Jednakże, na chwilę obecną nie było miejsca na rozmyślenia, włączył się do walki, przeprowadzając dwa cięcia z góry w jednego z przeciwników.
- 
-Chyba lepiej by było, jakbyś ty im o tym opowiedział… 
- 
Taczka: 
 Najemnik skinął głową i zabrał się za referowanie szczegółów Waszego zwiadu. Może i faktycznie lepiej, że on to zrobił, bo jemu głos nie załamał się, gdy mówił o szczątkach pożartych przez Murrloki dzieci.
 Vader:
 Walczący z jednym z Łaków, ochroniarz Vigo nawet nie zauważył Twojego ataku, co przypłacił życiem. Jednak i Twoi poplecznicy padali jeden po drugim, nie na darmo ci konkretni wojownicy stanowili gwardię przyboczną samego władcy Czarnego Słońca.
- 
Czekała na to, co się wydarzy. 
- 
- Tak się składa, że tylko Wy coś odnaleźliście i jako jedyni się nie zniechęciliście, więc to Wam przypadnie nagroda, choć nie liczcie na pełną kwotę, jeśli jedyne, co zrobicie, to doniesiecie nam o śmierci wieśniaków. Zostawię tu oddział miejskiej straży, który ma Wam pomóc w walce i poszukiwaniach. - powiedział dowódca lokalnej milicji, najpewniej na żołdzie Czarnego Słońca. - Jakieś pytania? 
- 
Nie odezwała się i dalej czekała. 
- 
Inni również nie mieli pytań, więc oficer porozmawiał ze swoimi ludźmi i oddalił się z większością, pozostawiając z Wami garstkę, niespełna ośmiu ludzi. 
- 
Przyjrzała się każdemu z nich i podeszła do Haldrina. 
 -To co, idziemy? - Zapytała się najemnika.
- 
Xavier Waasi 
 Dlatego też cieszył się z tego, że pozbawił Vigo drogi ucieczki. Spróbował pomóc jednemu z Łaków i pozbawić go przeciwnika, z którym walczył, gdyż miał dla niego zadanie.
 - Biegnij po tych, którzy tam zostali. Vigo nie ma dokąd uciec, więc możemy go zaatakować z pełnią sił.
- 
Taczka: 
 Skinął głową, a wraz z Wami ruszyli i milicjanci, najwidoczniej mający rozkaz Wam pomagać, ale raczej nie podlegać. Ciężko było Ci ocenić ich wygląd, wszyscy wyglądali bardzo podobnie, bo mieli na sobie jednakowe pancerze i hełmy z opuszczonymi przyłbicami, zapewniające bezpieczną anonimowość. Tylko utwierdzało Cię to w przekonaniu, że byli doskonale opłaceni, bo w innym wypadku nie mogliby pozwolić sobie na taki ekwipunek. Wszyscy mieli także tarcze, długie miecze i halabardy.
 Vader:
 Łak bez słowa skinął głową i ruszył biegiem. Kątem oka dostrzegłeś jak tuż za zakrętem przybiera przygarbioną postawę, jakby chciał przemienić się w wielkiego dzika i w tej postaci czym prędzej zaalarmować resztę.
 W tym czasie na brzeg wyszedł Vigo, osłonięty przez ostatnich ochroniarzy, którzy pomagali mu uciekać w kierunku jakiegoś innego wyjścia, najwidoczniej nie był głupi i zadbał o jeszcze jedną drogę ucieczki.
- 
Wskoczyła na tygrysa i pojechała za Haldrinem. 
- 
Xavier Waasi 
 Wystrzelił kilka strzał w jego kierunku, po czym jeszcze spróbował uśmiercić jednego z bliższych przeciwników. Nie mógł uciec…
 - Uciekasz, Vigo?! Zawsze byłeś takim tchórzem?!
- 
Taczka: 
 Bez trudu dojechaliście na miejsce, gdzie skończyliście swoje poszukiwania, to tutaj zaczęły się trudności i pytania: Co dalej?
 Vader:
 Dwa razy spudłowałeś, za kolejnym razem trafiłeś jednego z jego ochroniarzy. Mężczyzna nic nie odpowiedział na Twoje pytanie, należał do osób, które wolały uratować życie, niż honor, bo reputację zawsze można odbudować lub opłacić tak, aby nikt w nią nie wątpił, z życiem nie było tak prosto.
- 
-Zanim zejdziemy na dół, to przydałyby się nam jakieś pochodnie… - Powiedziała do Haldrina. 
- 
Najemnik pokiwał głową, a inni nie oponowali. Na zewnątrz zostało dwóch ludzi, aby pilnować koni i tygrysa, na którego patrzyli dość nieufanie, bo jaskinia była za wąska dla tak dużych zwierząt, a reszta zaopatrzyła się w pochodnie i na czele z Haldrinem ruszył wgłąb jaskini. 
- 
Szła i równocześnie była gotowa do nagłej walki, żeby murloki lub inne stwory jej nie zaskoczyły. 
- 
Im dalej wgłąb jaskini, tym niżej schodziliście, tym było ciemniej i wilgotniej, a woda sięgała coraz wyżej, w pewnym momencie sięgając nawet do połowy ud. Stwarzało to idealną okazję do zasadzki, zwłaszcza Murlokom, stworzeniom ziemnowodnym, jednak gdy nadszedł atak, to nie z tej strony, z której się spodziewaliście, bowiem to z góry, z tonącego w mroku sklepienia jaskini, spadły na Was sieci, przypominające rybackie, które rzecz jasna nie zrobiły nikomu krzywdy, ale ograniczyły wszystkim ruchy, niektórzy z ich powodu upuścili pochodnie do wody, gasząc je. Gdy wszyscy byli zajęci szamotaniem się w sieciach i próbami ich przecięcia, rozerwania lub zrzucenia z siebie, z wody wyskoczyła na Was chmara Murloków, niewielkich stworzeń podobnych do żab, poruszających się jednak na dwóch nogach, w miarę prostej postawie, o paszczach pełnych małych i ostrych zębów. Te tutaj miały Was zapewne spowolnić, nie były nawet uzbrojone, ale zajadłe, i istniało ryzyko, że wspólnymi siłami ściągną kogoś pod wodę i tam utopią. 
- 
Wyciągnęła sztylet, żeby spróbować przeciąć siatkę nad sobą. 
 


