Nowe Gilgasz
-
- Vigo! Vigo! Wassi! My z tobą! - krzyczeli zgromadzeni tu członkowie Czarnego Słońca jeden przez drugiego, wznosząc w górę pięści lub kubki z trunkami, symbolicznie opijając twój toast. Nie wątpiłeś, że wielu robiło to, aby nie odstawać od tłumu, bo nikt nie był na tyle odważny, nierozważny czy zwyczajnie głupi, aby rzucić ci wyzwanie tu i teraz. Tych, którzy reprezentowali typowe dla członków tej organizacji podejście, czyli brak przywiązania do konkretnej osoby, jako lidera, ale służenie samej instytucji Viga, było najwięcej. Nie brakowało też tych, którzy chcieli pozbyć się poprzedniego szefa lub mieli z nim na pieńku, a najmniej liczną grupę stanowili jego oddani współpracownicy, z którzy żaden nie wystąpił przeciwko tobie, choć przypomniało ci to o kwestii porządków w pałacu, nie zabiłeś w końcu wszystkich sług poprzedniego Vigo, wciąż byli jego urzędnicy, majordomusowie, kucharze, ochroniarze, pisarze, kurtyzany i wiele, wiele więcej. Poza tym, choć wieści rozchodzą się szybko, to nie na darmo Czarne Słońce porównuje się do ośmiornicy: organizacja ta wszędzie sięga swoimi mackami, więc wypada powiadomić poruczników z innych miast i osad oraz całą resztę spoza Nowego Gilgasz, że zmienił się przywódca.
Xavier Waasi
-- Rozesłać wieści! – odpowiedział. – Niech wszyscy wiedzą, że jest nowy Vigo! Niech ta wieść dotrze do członków Czarnego Słońca znajdujących się nawet w rekordowych odległościach od Nowego Gilgasz. Co do mnie, to będziecie wiedzieć, gdzie mnie znaleźć. Pora na audiencję – zakończył, po czym udał się, zgodnie z planem, do sali tronowej. Jego sali tronowej. W końcu przekona się, jak wygodny był ten cały tron, na którym wylegiwał się jego poprzednik. I czy nie zaśnie, wysłuchując wszelakich audiencji członków Czarnego Słońca. -
Niektórzy opuścili swoje miejsca bez słowa, ruszając w drogę, pozostali wrócili do swoich zajęć. Co do tronu, to choć z odległości wyglądał na toporny i niezbyt wygodny, to gdy zasiadłeś na nim, miałeś wrażenie, że spływają z ciebie całe troski, a mebel jest bardziej miękki i wygodny niż puchowe łoże. Magia? A może władza? Zresztą, to raczej bez różnicy. Nadeszła pora na audiencje, a szczęśliwie nie było wielu chętnych, co z jednej strony napawało optymizmem, że nie zaśniesz w ich trakcie, a z drugiej sprawiało, że rosła twoja podejrzliwość względem tych wszystkich, którym zmiana władza się nie podobała i życzyliby ci śmierci.
//Mógłbym rzucić tu jakiegoś NPC lub dwa, ale myślę, że Taczka czekała już dość długo, więc jej postać będzie tu miała pierwszeństwo.// -
Podróż do Nowego Gilgasz zajęła Morkarowi niecały tydzień. Ostatnimi czasy nie udało mu się znaleźć zleceń z wiosek bądź mniejszych miast w okolicy Nowego Gilgasz, więc za poradą mieszkańców wyruszył do owego miasta. Sama podróż przebiegła w miarę sprawnie, bez większych komplikacji, choć Nordowi zdarzało się spotykać po drodze niewielkie grupki bandytów. Z tymi jednak rozprawił się dość szybko, a to zawdzięcza swej znajomości Magii Lodu oraz niezawodnym towarzyszom, jaką była podążająca za nim chmara much.
Gdy wreszcie dotarł pod bramy miejskie Nowego Gilgasz, Morkar zeskoczył ze swojego wierzchowca i podszedł bliżej bram, przygotowując się na inspekcję ze strony strażników miejskich. Wciąż miał założony na głowie kaptur, a także swoją białą maskę oraz skórzaną rękawicę na swojej lewej ręce, w celu ukrycia swojej tożsamości. -
- Najbliższa łaźnia będzie niedaleko bramy, na lewo od najbliższej karczmy. - rzucił w twoją stronę jeden ze strażników, gdy zobaczył lecące za tobą muchy, na co kilku pozostałych parsknęło śmiechem.
- Imię, nazwisko, miejsce pochodzenia, status społeczny i cel przybycia do miasta. - powiedział drugi, gdy reszta się uspokoiła, znacznie poważniejszym tonem. -
Zignorował komentarz jednego ze strażników odnośnie łaźni. Gdyby Nord miał im wytłumaczyć, że muchy podążają za nim z powodu klątwy, to najpewniej strażnicy uznaliby go za szaleńca bądź wyśmiali go, tak jak to zrobił jeden ze strażników. Spojrzał na drugiego ze strażników.
-- Morkar Torgaldsson, Nord z Karak’Akes. Najemnik, przybyłem do Nowego Gilgasz, aby znaleźć jakieś zlecenia do wykonania. - odpowiedział ze spokojem strażnikowi. -
- Dobrze trafiłeś. Najlepiej byłoby szukać w pałacu Vigo, ale słyszeliśmy, że doszło tam do małej sprzeczki o władzę, więc na razie trzymałbym się od tego miejsca z daleka.
Żadną tajemnicą nie był fakt, że straż miejska, jak i wszyscy urzędnicy, siedzieli posłusznie w kieszeni Czarnego Słońca, najpotężniejszej organizacji przestępczej w Elarid, która od kilku lat miała tu swoją główną siedzibę, odkąd to została wygnana z Gilgasz. Vigo, jej lider, był dożywotnio wybierany z grona najbardziej szanowanych, wpływowych i potężnych członków organizacji, ale zdarzało się też, że ten tytuł zdobywano siło, organizując przewrót i mordując poprzednika, jego rodzinę, doradców czy najbliższą służbę. Pewnie właśnie ten drugi sposób zdobycia władzy miał na myśli strażnik. Tak czy siak, tamci nie namyślali się nad niczym i po chwili brama miasta stała przed tobą otworem. -
Skinął głową w odpowiedzi na to, co powiedział do niego strażnik. Jeśli sytuacja w Czarnym Słońcu się uspokoi, to być może w przyszłości uda się do samego Vigo po zlecenie, lecz na ten moment musiał szukać innego źródła zleceń. Tak czy inaczej, Morkar wskoczył na swojego wierzchowca i powoli wjechał do miasta, poszukując tablicy ze zleceniami.
-
Tych było kilkanaście w całym mieście, tak przynajmniej mogłeś przypuszczać, ale na pierwszą natrafiłeś już nieopodal bramy. Zleceń nie brakowało, teraz jedynie przeczytać i wybrać coś dla siebie. Rzecz jasna, nie było tutaj wszystkich ofert od osób, które potrzebowały najemników bądź płatnych morderców, wystawienie zlecenia zabójstwa w takim miejscu byłoby co najmniej głupie, bo przecież mogło ostrzec potencjalną ofiarę.
//Od razu daj znać jakie zlecenia preferujesz, żeby przyspieszyć cały proces.// -
// Cóż, raczej wolałbym wytępić jakąś większą kryjówkę bandytów, ale mogę też przyjąć jakieś zlecenie na potwora. //
-
//No dobra, ale teraz daj jakiś normalny post o sprawdzaniu tych zleceń, żeby kontynuować grę.//
-
Tak więc przeglądał zlecenia na tablicy. Liczył na to, że uda mu się znaleźć zlecenie na wytępienie jakiejś większej kryjówki bandytów, bo ma wprawę w pozbywaniu się bandytów. Nie pogardzi jednak zleceniami na potwory, choć w zależności od tego, jaki to potwór, potrzebowałby kogoś do pomocy.
-
Jeśli chodzi o bestie, to było zlecenie na stado Młotogłowów, które sieją spore spustoszenie w okolicy, ale jest to raczej zadanie, z którym sobie nie poradzisz, nie w pojedynkę. Ale było też takie, które opiewało na likwidację bandytów, chociaż w samym zleceniu nie powiedziano za wiele, nic poza tym, że to groźna i niebezpieczna banda, za wyeliminowanie której nagroda będzie proporcjonalnie wysoka do ryzyka. Jako że mogą mieć swoje konszachty w mieście, po dodatkowe informacje należy zgłosić się do karczmarza w oberży “Strzaskany Topór”.
-
Zerwał zlecenie na likwidację bandytów i czym prędzej zaczął szukać oberży “Strzaskany Topór”.
-
W mieście nie brakowało podobnych przybytków, ale ta wyróżniała się szyldem w postaci kilkumetrowej rzeźby topora przybitej do dachu nad wejściem, więc odnalazłeś ją dość szybko.
-
Wszedł więc do środka oberży, zostawiając swojego wierzchowca niedaleko wejścia.
-
Nie była to jakaś szczególnie wyjątkowa karczma, większość powierzchni zastawiały meble w postaci stołów i krzeseł, różnego wyglądu i jakości. Na przeciwko wejścia, w odległości kilku dobrych metrów od progu, znajdował się kontuar z kilkoma siedziskami, a z dwóch stron otaczały go skręcające się w połowie wysokości schody, prowadzące na poddasze. Dostrzegłeś też drzwi w pobliżu lewych i prawych schodów, które pewnie prowadziły do spiżarni, piwnicy, kuchni czy na jakieś zaplecze. Barmana obecnie nie widziałeś, ale klientów było tu o tej porze sporo. Byli to przedstawiciele obu płci, wielu ras i rozmaitych zawodów, choć nie miałeś wątpliwości, że większość z nich zajmuje się typowymi dla tego miasta zawodami, które w innych miejscach Cesarstwa uchodziły za nielegalne, jak handel używkami, niewolnikami i bronią, przemyt, płatne morderstwa i tym podobne, nie brakowało tu też wszelkiej maści najemników oraz lokalnych zabijaków, czekających tylko na pretekst do rozpoczęcia rozróby. Siedzący przy stolikach najbliżej wejścia posłali ci dłuższe lub krótsze spojrzenia, ale poza tym nikt nie zwrócił na ciebie uwagi, wracając do rozmów, posiłku, picia czy załatwiania ciemnych interesów.
-
Podszedł do kontuaru i, jeśli była taka możliwość, zajął wolne siedzisko. Zamierzał tam właśnie poczekać na karczmarza, aby dowiedzieć się więcej o zleceniu na bandytów.
-
Tym okazał się Hobgoblin z wydatnym brzuchem, który wyszedł jednymi z bocznych drzwi i zajął miejsce za kontuarem.
- Czego? - mruknął, spoglądając to na twoją maskę, to na kłębiące się wokół muchy. -
Wyciągnął zlecenie na bandytów i położył je na blacie, spoglądając na karczmarza.
-- Jestem zainteresowany tym zleceniem i chciałbym dowiedzieć się więcej informacji na jego temat. -
- Skąd jesteś? - zagadnął zielony, chowając zlecenie pod ladę. Po chwili wyjął stamtąd kufel, który przetarł jakąś szmatką i postawił obok beczki z piwem, spoglądając na ciebie pytająco.