Nowe Gilgasz
-
Tych było kilkanaście w całym mieście, tak przynajmniej mogłeś przypuszczać, ale na pierwszą natrafiłeś już nieopodal bramy. Zleceń nie brakowało, teraz jedynie przeczytać i wybrać coś dla siebie. Rzecz jasna, nie było tutaj wszystkich ofert od osób, które potrzebowały najemników bądź płatnych morderców, wystawienie zlecenia zabójstwa w takim miejscu byłoby co najmniej głupie, bo przecież mogło ostrzec potencjalną ofiarę.
//Od razu daj znać jakie zlecenia preferujesz, żeby przyspieszyć cały proces.// -
// Cóż, raczej wolałbym wytępić jakąś większą kryjówkę bandytów, ale mogę też przyjąć jakieś zlecenie na potwora. //
-
//No dobra, ale teraz daj jakiś normalny post o sprawdzaniu tych zleceń, żeby kontynuować grę.//
-
Tak więc przeglądał zlecenia na tablicy. Liczył na to, że uda mu się znaleźć zlecenie na wytępienie jakiejś większej kryjówki bandytów, bo ma wprawę w pozbywaniu się bandytów. Nie pogardzi jednak zleceniami na potwory, choć w zależności od tego, jaki to potwór, potrzebowałby kogoś do pomocy.
-
Jeśli chodzi o bestie, to było zlecenie na stado Młotogłowów, które sieją spore spustoszenie w okolicy, ale jest to raczej zadanie, z którym sobie nie poradzisz, nie w pojedynkę. Ale było też takie, które opiewało na likwidację bandytów, chociaż w samym zleceniu nie powiedziano za wiele, nic poza tym, że to groźna i niebezpieczna banda, za wyeliminowanie której nagroda będzie proporcjonalnie wysoka do ryzyka. Jako że mogą mieć swoje konszachty w mieście, po dodatkowe informacje należy zgłosić się do karczmarza w oberży “Strzaskany Topór”.
-
Zerwał zlecenie na likwidację bandytów i czym prędzej zaczął szukać oberży “Strzaskany Topór”.
-
W mieście nie brakowało podobnych przybytków, ale ta wyróżniała się szyldem w postaci kilkumetrowej rzeźby topora przybitej do dachu nad wejściem, więc odnalazłeś ją dość szybko.
-
Wszedł więc do środka oberży, zostawiając swojego wierzchowca niedaleko wejścia.
-
Nie była to jakaś szczególnie wyjątkowa karczma, większość powierzchni zastawiały meble w postaci stołów i krzeseł, różnego wyglądu i jakości. Na przeciwko wejścia, w odległości kilku dobrych metrów od progu, znajdował się kontuar z kilkoma siedziskami, a z dwóch stron otaczały go skręcające się w połowie wysokości schody, prowadzące na poddasze. Dostrzegłeś też drzwi w pobliżu lewych i prawych schodów, które pewnie prowadziły do spiżarni, piwnicy, kuchni czy na jakieś zaplecze. Barmana obecnie nie widziałeś, ale klientów było tu o tej porze sporo. Byli to przedstawiciele obu płci, wielu ras i rozmaitych zawodów, choć nie miałeś wątpliwości, że większość z nich zajmuje się typowymi dla tego miasta zawodami, które w innych miejscach Cesarstwa uchodziły za nielegalne, jak handel używkami, niewolnikami i bronią, przemyt, płatne morderstwa i tym podobne, nie brakowało tu też wszelkiej maści najemników oraz lokalnych zabijaków, czekających tylko na pretekst do rozpoczęcia rozróby. Siedzący przy stolikach najbliżej wejścia posłali ci dłuższe lub krótsze spojrzenia, ale poza tym nikt nie zwrócił na ciebie uwagi, wracając do rozmów, posiłku, picia czy załatwiania ciemnych interesów.
-
Podszedł do kontuaru i, jeśli była taka możliwość, zajął wolne siedzisko. Zamierzał tam właśnie poczekać na karczmarza, aby dowiedzieć się więcej o zleceniu na bandytów.
-
Tym okazał się Hobgoblin z wydatnym brzuchem, który wyszedł jednymi z bocznych drzwi i zajął miejsce za kontuarem.
- Czego? - mruknął, spoglądając to na twoją maskę, to na kłębiące się wokół muchy. -
Wyciągnął zlecenie na bandytów i położył je na blacie, spoglądając na karczmarza.
-- Jestem zainteresowany tym zleceniem i chciałbym dowiedzieć się więcej informacji na jego temat. -
- Skąd jesteś? - zagadnął zielony, chowając zlecenie pod ladę. Po chwili wyjął stamtąd kufel, który przetarł jakąś szmatką i postawił obok beczki z piwem, spoglądając na ciebie pytająco.
-
-- Karak’Akes. Pochodzę z klanu Krwawego Orła.
-
Jako że nie odpowiedziałeś w żaden sposób na jego gest, odstawił kufel z powrotem pod ladę.
- To pewnie za bardzo nie słyszałeś o Kartelu? -
-- Nie. Pierwszy raz o nich słyszę. Czy mógłbyś mi powiedzieć kilka słów o tym Kartelu? - zapytał karczmarza.
-
- Tyle, ile powinieneś wiedzieć. - odparł. - Konkurencja dla Czarnego Słońca. Miasto huczy od plotek, że Vigo się zmarło i mamy nowego szefa, więc tamci pewnie będą próbowali na tym skorzystać. Strażników uprzedziłem o tym, kogo mają z miasta nie wypuścić, ale nie mogą ot tak iść i ich zabić. A od kilku tygodni mamy tu kilkunastu ludzi Kartelu, podających się za kupców i chroniących ich najemników. Do tej pory dostawali od nas fałszywe informacje, żeby zaszkodzić swoim szefom, ale teraz trzeba się ich pozbyć, zanim doniosą o zmianach na samej górze. Twoje zadanie jest proste: Iść tam, gdzie teraz mieszkają, zabić wszystkich i wrócić tu z workiem pełnym ich łbów. Dostaniesz trzysta sztuk złota i prawo do zabrania części rzeczy, które tamci mieli, po tym jak ja i reszta weźmiemy swoją część. Stoi?
-
Z zabiciem członków Kartelu nie powinno być większych problemów; gorzej ze znalezieniem ich kryjówki, zakładając, że jej miejsce nie jest znane. Skinął głową na słowa karczmarza.
-- Wchodzę w to. Czarnemu Słońcu udało się odnaleźć lokalizację ich kryjówki? Czy będę musiał na własną rękę ją odnaleźć? -
- Poślę z tobą kogoś, kto zaprowadzi cię na miejsce. Pamiętaj, że nikt nie może przeżyć. Jeśli będzie trzeba, zabij świadków, gdyby jacyś byli. - odparł, od razu ułatwiając sprawę z szukaniem kryjówki, co właściwie eliminowało jedyną poważną trudność w tej misji. Zakładając, że Kartel nie dysponuje jakimiś elitarnymi wojownikami, Magami czy czymś jeszcze innym, powinno pójść łatwo.
-
Kiwnął głową i wstał z siedziska.
-- Pora więc zrobić sobie wrogów w Kartelu. - odpowiedział cynicznie, choć po chwili zmienił ton na poważniejszy. - Dopilnuję, by żaden z członków Kartelu nie przeżył ataku. A jeśli będą jacyś świadkowie, których nie przekona się ani złotem, ani groźbami, to wtedy zginą.